Drzwi znowu się otwierają. Grupka stoczniowców w roboczych kaskach. Coś niosą… Chyba na kocu. Kładą to coś na posadzce, pośrodku hali. Powoli podchodzę, inni też… Człowiek?… Żyje?… Ochłap mięsa, jakiś kadłubek… Chyba bez kończyn? Zmiażdżony gąsienicami transportera... Ludzi ogarnia szał… Szał niszczenia. Sypią się rozbijane szyby, płoną biletowe kasy…
To był wtorek - 15 grudnia 1970 roku, drugiego dnia rozruchów. Tego też dnia w Gdańsku, podczas niesienia pomocy rannym, zginął elblążanin Waldemar Rebinin – kierowca Kolumny Transportu Sanitarnego.
Dzień wcześniej. Poniedziałek 14 grudnia. Na czołowych miejscach wybrzeżowej prasy informacja o obniżkach cen niektórych artykułów przemysłowych i podwyżkach cen innych oraz żywności. Jest również wiadomość o konferencjach PZPR w 6 powiatach, które odbyły się już w sobotę. Aktyw partyjny już wiedział!
Staniało 40 artykułów przemysłowych. Najwięcej bo o 40 procent pończochy stylonowe, o 39,5 procent skarpety i podkolanówki elastilowe, a o 38 procent - nożyki do golenia „Polsilver”. Jednocześnie 46 artykułów zdrożało. Wśród nich najwięcej bo o 69 proc. płachty żniwne, o 67,8 proc. dachówka ceramiczna, zaś o 54 proc.. - tkaniny lniano-pakulane i nici konopne. Podwyżki cen żywności były już na ogół niższe. I tak o 36,8 proc. wzrosły ceny dżemów, marmolad i powideł, a smalcu o 33,4 proc.. Lecz cena kawy zbożowej wzrosła aż o 92,1 proc.
Zdyscyplinowani demonstranci
Nikt się nie spodziewał, że będą rozruchy ogarniające Wybrzeże, począwszy od Gdańska i Gdyni, poprzez Elbląg, aż po Szczecin. Że zginie tak wielu ludzi, że spłoną komitety PZPR, że nastąpi dewastacja mienia, rabunki itp.
Demonstranci byli na ogół zdyscyplinowani. Sam byłem świadkiem, jak jakiś podżegacz pod gdańskim dworcem nawoływał do rozbicia kiosku „Ruchu”, lecz inni go powstrzymali. Chodziły też wieści o wyrośniętych byczorach, co to szli od sklepu do sklepu, rozbijając witryny. Demonstrantami to oni z pewnością nie byli. Widziano więc w nich co najmniej milicyjnych przebierańców czy ZOMO-wców.
Wtorkowe gazety z 15 grudnia otwierały obszerne materiały z poniedziałkowych obrad VI Plenum KC PZPR. Jego tematyka to „sytuacja ekonomiczna kraju i węzłowe zadania polityki gospodarczej w 1971 roku”. Przemawiał I sekretarz KC tow. Gomułka, a tow. Jaszczuk wygłosił przemówienie wprowadzające. Ale nie to było najważniejsze.
W „Głosie Wybrzeża” (to też „Głos Elbląga”) na pierwszej stronie tekst pt. „Niepokój i potrzeba rozwagi”. Tam zwięzły opis wydarzeń, którym początek dało wyjście stoczniowców na ulice. Niezadowoleni poszli w kierunku Wrzeszcza, zahaczając o Politechnikę. Widziałem ich w zdobycznej nysce ze „szczekaczkami”, z których nawoływali studentów do wsparcia. Tego nie uzyskali. Za świeża jeszcze była pamięć bojówek robotniczych (raczej ORMO-wskich) bijących studentów w czasach Marca ‘68.
Tekst „Głosu...” kończy się wezwaniem: „Społeczeństwo troszczące się o swoją przyszłość nie może aprobować nierozważnych wystąpień i powinno uczynić wszystko, aby nawet najbardziej złożone problemy rozwiązywać w atmosferze spokoju, rzeczowości i rozwagi.”
Odezwa do robotników, 15.12.1970 r.
Podobnie też pisano w „Dzienniku Bałtyckim” w tekście pt.: „Potrzebne jest zrozumienie powagi chwili”. A tam: „Nigdy jeszcze, w żadnej trudnej sytuacji, szczególnie gospodarczej, destruktywna postawa nie pomagała w przezwyciężaniu trudności. Nie pomaga ona również obecnie. Jedynie bowiem spokój umożliwiający normalną pracę może być pomocny. [...] Jest także konieczny dla jak najszybszego przezwyciężenia trudnej sytuacji, w której potrzebne jest zrozumienie powagi chwili, spokój i normalna praca.”
Demonstracje szły falami
We wtorkowy ranek zobaczyłem jadące aleją Zwycięstwa od koszar we Wrzeszczu gąsienicowe wozy bojowe ze znakami „niebieskich beretów”, przez gdańszczan tak hołubionych. A od Wrzeszcza też, falami szły kolejne wielotysięczne demonstracje… W jednej z nich ja.
Postawa ‘mundurowych” bywała różna. Oto do „Błędnika” zbliża się kolejna fala demonstrantów – ta moja. Wchodzimy na „Błędnik”, a przed nimi, w oddali płonący komitet. Stajemy, w milczeniu tak wielkim... Bez jednego okrzyku. To aż tak!... Stoimy… Wsłuchujemy się w odgłosy sprzed dworca, sprzed Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Z tej odległości nie słychać wiele. Głuche huki, pojedyncze strzały. Od 3 Maja, od strony aresztu i sądowych budynków rusza w kierunku „Błędnika” szara, najeżona długą bronią kolumna. Demonstranci z „Błędnika” w milczeniu śledzą maszerujących. Do momentu, gdy i jedni i drudzy, na tym wiadukcie, stają w ciszy naprzeciw siebie. Długa broń maszynowa poraża, kabury pistoletów również. Nikt nie krzyczy, nikt nie rzuca kamieniami, nikt tu nie strzela.
Nagle przed ławę demonstrantów wyskakuje starsza kobieta. Widać było, że chwyta oburącz bluzkę na piersi, jakby chciała ją rozerwać. - Strzelajcie! Strzelajcie! Ja mam takich synów jak wy! Strzelajcie!” Tłum milczy nieporuszony. Zbrojni też stają w groźnym milczeniu. I nagle ruszyło… Szara, najeżona bronią kolumna rusza... Rusza... Tam, skąd przyszła. To pewnie na rozkaz stojącego na ich czele dowódcy?
Coś podobnego widziałem również w innym miejscu, tuż u drzwi płonącego komitetu. Oblegający tłum usiłuje wedrzeć się do środka. Okratowanych drzwi bronią zamknięci wewnątrz obrońcy, polewając wzniecany ogień wodą z węży, używając gaśnic. Tłum szczelny, wielotysięczny. A pośród niego skromny pluton żołnierzy, usiłujących dostać się do bronionych drzwi. Nikt ich nie rusza, nie szarpie. Z oporem rozstępują się przed żołnierzami. Ci byli – o ile pamiętam – bez widocznej broni. Na czele oficer... Szli za nim, dwójkami. Niewielu, pewnie pluton wzmocniony. I tak doszli do schodów. Ludzie tylko krzyczeli o synach, o tym, że z tej strony są ich matki i ojcowie. Oficer postawił na pierwszym stopniu stopę. Droga dla plutonu była otwarta. I w tym momencie zawrócił. Nie było wiwatów. Ludzi stali w milczeniu patrząc na wycofujących się synów.
Grzegorz Baranowski
Kilka słów o autorze
Autor rozpoczynanego cyklu publikacji jest elblążaninem prawie od urodzenia. Był budowlańcem, dziennikarzem, prawnikiem, przedsiębiorcą. Napisał „Ulice Elbląga”. Był świadkiem Grudnia ‘70. Opisywał na łamach „Wiadomości Elbląskich” erę „Solidarności”. W stanie wojennym był jednym z dwojga elbląskich dziennikarzy pozbawionych prawa wykonywania zawodu. Tym tekstem – po latach przerwy – wraca do pisania.
Kolejny odcinek cyklu o Grudniu '70, o wydarzeniach w Gdyni i Elblągu, opublikujemy w najbliższych dniach. Śródtytuły pochodzą od redakcji.