Elbląska Galeria EL świętowała swoje 40-lecie. Z tej okazji zorganizowano sesję "Od Laboratorium Sztuki do Centrum Sztuki, Galeria EL w latach 1961-2002". Zgromadziła ona przede wszystkim kolejnych szefów tej placówki, przedstawicieli władz miasta Elbląga, zaproszonych prelegentów, a także środowisko inżynierów i działaczy, którzy na początku lat 60 razem z Gerardem Kwiatkowskim - założycielem galerii - współtworzyli wiele galeryjnych przedsięwzięć.
Niestety zabrakło przedstawicieli elbląskiego środowiska plastyków. Sesją zainteresowali się jedynie Zbyszek Opalewski (szef Galerii EL), Ryszard Tomczyk (były dyrektor tej placówki i jeden z prelegentów), Janusz Hankowski oraz Waldemar Cichoń.
Wszyscy obecni doskonale wiedzą, czym była i czym nadal jest ta największa w regionie galeria. Zabrakło jakiegokolwiek zainteresowania ze strony mieszkańców, tych wszystkich, dla których m.in. galeria istnieje. Absolutnie nie było przedstawicieli młodzieży, uczniów, nauczycieli. A przecież od dawna w wielu elbląskich szkołach średnich istnieją autorskie klasy o profilu artystycznym.
Już pierwszego dnia zaniosło się na małą lokalną sensację. Przyczyniło się do tego wystąpienie Kamili Gajtkowskiej z Poznania ("Formy zastępcze. I Biennale Form Przestrzennych"), która z pozycji historyka sztuki usiłowała ówczesne działania podporządkować swoim założeniom, kładąc nacisk i akcent na totalitaryzm minionej epoki i działania ideologiczne. W swoim akademickim tekście chciała przekonać, że wytworzono w Elblągu coś w rodzaju "zastępczej przestrzeni publicznej", jaką miały tworzyć "Elformy". Odnosiło się wrażenie, iż autorka nie wykorzystała wszystkich dostępnych źródeł, a formy przestrzenne, jak i sam Elbląg, zna jedynie z fotografii.
Nadmierna inteligencja
Po jej wystąpieniu prowadzący sesję Jarosław Denisiuk, elbląski historyk sztuki i pracownik galerii przyznał, że był to "bardzo gęsty tekst wymagający zrozumienia i może... nadmiernej inteligencji". Zaproponował też zebranym dyskusję na temat wysłuchanego referatu.
Janusz Hankowski, elbląski artysta plastyk i jeden z współorganizatorów Galerii EL, zauważył, iż autorka w swoim wystąpieniu zbyt łatwo szafuje ocenami, "naginając sprawę do sfery ideologicznej". Nie zgodził się też z lansowana przez prelegentkę "ową przestrzenią społeczną". Według Hankowskiego biennale "wcale nie było pod patronatem PZPR, a jedynie wyszło od Gerarda Kwiatkowskiego i grupy entuzjastów skupionych wokół niego, a także wokół Mariana Bogusza i warszawskiego Klubu Krzywe Koło. Papieżem zaś ideowym I Biennale był człowiek bardzo daleki od PZPR - Henryk Stażewski. Nie miał on żadnych kontaktów z ówczesnym totalitarnym systemem”.
Jarosław Denisiuk - już w trakcie krytycznego wystąpienia Janusza Hankowskiego - postanowił wstrzymać dyskusję. Nie pozwolił też zakończyć Januszowi Hankowskiemu jego wywodów, tłumacząc to... brakiem czasu.
Taka postawa wywołała ogromny niesmak i oburzenie większości uczestników, zwłaszcza elbląskich weteranów – animatorów sztuki. Na sali powstał rumor. Zaognioną sytuację musiał łagodzić Zbyszek Opalewski, dyrektor Galerii EL.
Zjazd marzycieli i tematy polityczne
Atmosferę stonowała dr Bożena Kowalska, która w sposób przejrzysty i w miarę obiektywny przedstawiła niektóre aspekty związane z przygotowaniami i samym przebiegiem I Biennale Form Przestrzennych (latem 1965 r.).
Andrzej Kostołowski z Poznania w wystąpieniu "Marzyciele Zjazdu. Zjazd marzycieli", bogato ilustrowanym przeźroczami, opowiedział o biennale z roku 1971. Organizatorzy odeszli wtedy od tworzenia metalowych konstrukcji. Zaproponowali zorganizowanie zjazdu wszystkich, którzy - tkwiąc w twórczym marzeniu - wydobywali rożne aspekty rzeczywistości. Kostołowski stwierdził, że już wtedy artyści wskazywali, że ówczesna Polska była "państwem oczekiwania". Elbląski Zjazd Marzycieli, zdaniem Kostołowskiego, był jednym z najbardziej znaczących wydarzeń polskiej sztuki XX wieku.
Podobnie twierdził Józef Robakowski z Łodzi, mówiący o Kinolaboratorium. Robakowski uważa do dzisiaj, że "jest to najpiękniejsza galeria na świecie". W roku 1973 w Elblągu zaistniało kino eksperymentalne. "Dzisiaj mówiąc o nowych mediach nie sposób pominąć Elbląga (...) Tutaj było autentyczne laboratorium ryzykownych doświadczeń. W żadnym innym mieście nie można było tak eksperymentować".
Robakowski, pokazując fragmenty eksperymentalnych filmów, opowiedział, jak przemycono do Elbląga film wybitnego radzieckiego (ormiańskiego) reżysera Paradżanowa "Sayat Nova - Barwy granatu". Elbląska publiczność podczas pokazu wymogła na organizatorach dwukrotną emisję obrazu. Potem film przemycono na Zachód - do Niemiec. I tam też rozpoczęła się światowa kariera filmów Paradżanowa, który w Związku Radzieckim był więziony.
Chłodne przyjęcie
W piątek o swoim siedmioleciu i trudach ponownego reaktywowania Galerii EL opowiadał Ryszard Tomczyk, dyrektor, komisarz w latach 1980-1987. Szukając formuły działania powierzonej mu przez władze placówki, uniknął jej wejścia w obieg ogólnopaństwowego systemu galerii BWA (Biura Wystaw Artystycznych), podporządkowanych centrum w Warszawie. Starał się pójść w kierunku działań parateatralnych i interdyscyplinarnych, wykorzystujących twórcze walory otoczenia, przestrzeni, przede wszystkim zaś zabytkowych murów podominikańskiego kościoła. Zależało też mu na integracji elbląskiego środowiska, a były to czasy niesprzyjające. Przełom lat 1981-1982 to Polsce okres stanu wojennego, kiedy to zawieszono działanie organizacji i związków. Tomczyk podkreślił, że wtedy ambicją środowiska elbląskich plastyków było nie podejmowanie współpracy z Galerią EL. Tomczyk ubolewał też, że w naszym mieście wiele jego własnych, jak i Gerarda Kwiatkowskiego działań i inicjatyw było przyjmowanych chłodno, a nawet z wrogością przez lokalne środowisko plastyczne.
Lech Lele - Przychodzki z Lublina ("Interdyscyplinarność w sztuce polskiej lat 70 i 80-tych a działalność Galerii EL"), stwierdził, że Elbląg odegrał ważną rolę w polskiej sztuce tak awangardowej, jak i interdyscyplinarnej. Wiele imprez o charakterze interdyscyplinarnym nie mogłoby zaistnieć, gdyby nie otwartość ówczesnego szefa Galerii EL - Ryszarda Tomczyka. "Miał on do wyboru różne drogi. Mógł skoncentrować się tylko na wystawiennictwie, mógł wrócić do działań Gerarda Kwiatkowskiego, ale mógł szukać i szukał swojej własnej drogi. Ryszard Tomczyk nastawił się na działalność widowiskową, parateatralną i interdyscyplinarną".
Miejsce jakich mało
Lech Lele - Przychodzki stwierdził, że Galeria EL - to "żywy dowód na ciągłość działań ludzi i myślenia. A Tomczyk zdecydował się pokazywać młodych, zdolnych, mających coś do powiedzenia. Poza tym ludzie tutaj byli i będą, bez względu na to, kto jest szefem Galerii EL. Ciągle spotykamy tutaj oprócz weteranów - ludzi młodych. Tego w Polsce się nie spotyka. Takich miejsc jak Galeria El jest bardo mało".
Z kolei Jarosław Denisiuk w wystąpieniu "Jak Elbląg dał sobie ukraść ideę sztuki nowoczesnej", nie ukrywał swojego zachłyśnięcia sztuką nowoczesną. Autor wie, jaka sztuka jest dobra. Jego wystąpienie można było odczytać jako subtelną i nieśmiałą krytykę ostatniego okresu istnienia tej Galerii EL, a poniekąd i obecnego jej programu. Stwierdził, że lata 90-te "to dla elbląskiej kultury okres stracony". Wtedy też - według Denisiuka - następuje ewolucja: "od placówki o znaczeniu ogólnopolskim - do galerii o znaczeniu lokalnym, typowo miejskim". Jarosław Denisiuk uważa, że Galeria EL "stwarzała pozory uczestnictwa w polskiej sztuce". Autor stwierdził, że zabrakło publicznej dyskusji na temat roli i miejsca Galerii EL w polskiej sztuce. Swoim wystąpieniem zamierza przyczynić się do zaistnienia tejże dyskusji.
Podczas wymiany zdań Zbyszek Opalewski, kierujący Galerią EL od jesieni 1998 r. powtórzył, że nadal aktualne jest wymyślone jeszcze przez Ryszarda Tomczyka hasło, iż jest to "obszar do wypełnienia". Wizerunek galerii w dużej mierze zależy nie od mody i krytyków, ale od twórców, których należałoby zapytać, jak oni się tutaj czują.
Zabierając na zakończenie głos Waldemar Cichoń powiedział po prostu:
- Nic nie było w stanie zniszczyć tego miejsca, np. kiedy młode władze miasta chciały oddać Galerię biskupowi Głódziowi.
Cichoń polemizował też z tezą, że miejscowe środowisko plastyczne przeszkadza, że ciągnie za nogi tych, którym się udało. Wracając zaś do form przestrzennych, konceptualizmu, interdyscyplinarności, powiedział:
- To wszystko już było, przeszło, minęło, zostało zapisane. Do historii kultury przechodzą artyści parający się materiałem, zmagający się z nim. Doskonale wiem, co to jest coś zrobić i wystawić na osąd publiczny. Być artystą - to ponosić odpowiedzialność za to kim się jest, co się robi, jak myśli.
Przyszli na koncert
Święto Galerii EL, a przede wszystkim dwudniowa sesja, nie odbiło się niestety należytym echem w lokalnej społeczności. Owszem, ludzie przyszli na uroczystą galę, na której wręczano nagrody i listy gratulacyjne od władz. Zapewne też nie zjawili się tam jednak z sympatii do Galerii EL i miejskich włodarzy. Magnesem był koncert zespołu jazzowego "Nahorny Trio".
Szkoda tylko, że to ważne dla miasta, dla samej Galerii EL, dla ludzi z nią związanych i dla naszego szczupłego kulturalnego środowiska wydarzenie zorganizowano w salach Biblioteki Elbląskiej. Dyrektor Krystyna Greczycho znana ze swej gościnności i tym razem udostępniła sale. Jednakże święto Galerii EL nie powinno obywać się poza jej murami. Mało przekonywające są głosy, że w pomieszczeniach galerii trwała akurat ważna i znacząca wystawa Magdaleny Abakanowicz.
Wszak można było lepiej zaplanować obchody 40-lecia istnienia Galerii EL (odbyły się i tak z rocznym poślizgiem) i zaprosić wszystkich, może nawet całe miasto. Uczestnicy tegoż seminarium z nostalgią wspominali, że elbląska społeczność powiatowego przecież miasta, konkurującego z wojewódzkim Gdańskiem, przed wieloma laty mocno i autentycznie interesowała się ustawianymi przy ulicach i na skwerach formami, "bienalami", jak wtedy o nich mówiono. Żywo komentowała pojawienie się każdej z nich.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter