W 1993 roku Adolf S. pożyczył księdzu Janowi H. 26 tysięcy dolarów. Pozwał do sądu parafię św. Jerzego, której ksiądz był proboszczem. Pieniądze miały trafić na budowę Kościoła Miłosierdzia Bożego w Elblągu. Jan H. prosił wiernych o wsparcie z kościelnej ambony. Adolf S. pożyczył pieniądze, co potwierdza spisana wówczas umowa. Na rozprawie przed elbląskim sądem zeznawał kanclerz kurii. Stwierdził, że ksiądz prowadząc kilkanaście budów diecezjalnych, przeinwestował. Zdzisław B. wyliczył, że łączna suma wszystkich pożyczek księdza to na dziś 35 milionów zł, a była to kwota wystarczająca, by zrealizować inwestycje i pozostać bez długów.
Przed elbląskim sądem równolegle toczy się też inna, bardzo podobna sprawa. Elblążanin Witold Z. chce odzyskać ponad 23 tysiące dolarów.
Biznesmen z Gdyni
Trudno na dzisiaj stwierdzić, czy sprawy przeciwko parafii zaczęły pojawiać się w elbląskim sądzie z jakąś zwiększoną częstotliwością. Jednak od kilku lat sukcesywnie słyszymy, że o zwrot pieniędzy pożyczonych na inwestycje kościelne ubiegają się osoby prywatne bądź firmy.
Pierwszą, dość głośną sprawą była próba odzyskania kilkuset tysięcy dolarów przez żonę nieżyjącego już gdyńskiego biznesmena. Sprawa po niekorzystnym dla gdynianki wyroku, jaki zapadł przed elbląskim Sądem Okręgowym, trafiła do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Tamtejszy sąd zmienił wyrok na korzyść powódki.
Przekroczyła uprawnienia
Jedna ze spraw dotyczyła Elbląskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Była dyrektor do spraw ekonomicznych tego zakładu pożyczyła księdzu Janowi H. 189 tysięcy zł. Sprawa zakończyła się wyrokiem niekorzystnym dla Barbary Sz. W grudniu 2000 roku Sąd Okręgowy w Elblągu uznał, że pracownica przekroczyła swoje kompetencje i że musi oddać pieniądze przedsiębiorstwu wraz z odsetkami. Chociaż wyrok na wniosek obrońców Barbary Sz. Został zaskarżony do Sądu Apelacyjnego (argumentowali, że ich klientka jest niewinna, bo nie może odpowiadać za decyzje banku czy przedsiębiorstwa, które obracały czekiem i wekslem nieważnymi z prawnego punktu widzenia, ponieważ hospicjum, na które były wystawione, nie posiadało osobowości prawnej - przyp. aut.), ten nie zmienił wyroku. Sąd Apelacyjny uzasadnił, że Barbara Sz., podejmując decyzję o udzieleniu pożyczki, powinna liczyć się ze skutkami finansowymi. Obrońcy Barbary Sz. zapowiedzieli wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.
Parafia musi oddać
Gdański oddział banku PKO SA tymczasem zwyciężył w boju o zwrot długu. W 1993 roku ksiądz Jan H. wziął w tym banku kredyt w wysokości 800 tysięcy zł. Oddał bankowi tylko 150 tysięcy. Zgodnie z decyzją Sądu Okręgowego w Elblągu parafia św. Jerzego musi zwrócić pieniądze. Sąd uzasadnił, że chociaż umowa kredytowa była nieważna (Sprawą ważności tej umowy zajmował się nawet Sąd Najwyższy. Z wnioskiem o jej unieważnienie wystąpiła Diecezja Elbląska argumentując, że ksiądz Jan H. nie miał odpowiednich pełnomocnictw, by takie kredyty zaciągać. SN uznał tę umowę za nieważną - przyp. aut. ), to bank przelał pieniądze na konto parafii. Istnieją podstawy, by twierdzić, że parafia te pieniądze wykorzystała, więc i bezpodstawnie się wzbogaciła.
Ksiądz odsuwany
W 1994 roku, kiedy do diecezji zaczęli zgłaszać się pierwsi wierzyciele, ksiądz H. otrzymał ostrą reprymendę od biskupa. Biskup powtarzał, że ksiądz H. nie miał umocowań ani pełnomocnictw ku temu, by zaciągać pożyczki. Sam Jan H. twierdzi jednak inaczej. Za swoją działalność został ukarany przez biskupa najpierw zdjęciem go ze stanowiska dyrektora gospodarczego kurii biskupiej, później był systematycznie odsuwany od innych funkcji, m.in. kapelana straży pożarnej, a w końcu od pełnienia czynności kapłańskich.
- Nie jestem w stanie stwierdzić, na jakie konkretne cele były wydatkowane pieniądze. Spływały z różnych źródeł na jedno konto, oddawałem pożyczki, zaciągając inne, gotówka stale przepływała - mówił ksiądz Jan H. na jednej z rozpraw.
Jak stwierdził, w 1993 roku parafia św. Jerzego prowadziła budowy i remonty szesnastu inwestycji oraz szeroką działalność gospodarczą m.in. księgarnię i bar.
- Gotówka tonęła w instytucjach parafialnych i działalności gospodarczej – dodał Jan H.
Strona kościelna niewiele mówi na temat pożyczek księdza Jana H. Rzecznik diecezji ksiądz dr Andrzej Kilanowski, kiedy dowiedział się o tym, że parafia musi oddać dług bankowi, stwierdził jedynie, że nie powinien wypowiadać się w tej sprawie, ale parafii na pewno nie stać na spłatę takiej należności.
Mecenas Ryszard Bafia, który reprezentował przed sądem jednego z wierzycieli parafii św. Jerzego, wątpi w to, że będzie można odzyskać pożyczone pieniądze, mając nawet korzystny wyrok sądu.
- Roszczenie można kierować tylko do konkretnej parafii, a powszechnie wiadomo, że parafia takich pieniędzy nie ma. Nawet komornik może zająć majątek parafii, nie może natomiast zająć przedmiotów kultu. Komornik może nawet sprzedać ten majątek, o ile znajdą się chętni. Diecezja natomiast nie odpowiada za długi poszczególnych parafii, chociaż z ich majątku korzysta - wyjaśnił mecenas.
***
Ilu jest jeszcze wierzycieli parafii świętego Jerzego? Kanclerz kurii twierdzi, że w 1994 roku widział listę, na której widniało czternaście nazwisk osób prywatnych i firm, które pożyczyły księdzu pieniądze. Czy to wszyscy?
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter