Kino Światowid lat 90., czyli moje początki przygody z filmami

20
26.11.2023
Kino Światowid lat 90., czyli moje początki przygody z filmami
Zdjęcie lotnicze fragmentu miasta ze Światowidem na przestrzeni lat
Ważnym elementem mojego dzieciństwa – przypadającego na lata 90. - było obcowanie z filmami. Miałem to szczęście, że w tamtej dekadzie nie brakowało przeznaczonych dla młodszych widzów produkcji, które do dziś cieszą się uznaniem i popularnością, a jeszcze większe szczęście, że mogłem je obejrzeć po raz pierwszy na wielkim ekranie. To właśnie wizytom w kinie – przede wszystkim w Światowidzie - chciałbym poświęcić ten odcinek mojej wspominkowej serii.

Często w tym cyklu zdarzało mi się pisać o obiektach czy miejscach, które dziś już nie istnieją (tzw. ruski rynek, sklep Kacper etc.) - wspaniale, że jednym z nich nie jest Światowid, w którym moja przygoda z chodzeniem do kina na dobre się rozpoczęła. Przeciwnie, możliwość oglądania premier mamy tam do dziś, a przecież Światowid istniał jeszcze długo przed tym, jak ja trafiłem tam po raz pierwszy, zatem wspomnieniami z wizyt tam mogą dzielić się kolejne pokolenia elblążan.

Sam kojarzę Światowid mojego dzieciństwa z kilkoma charakterystycznymi elementami – napisem SALON GIER mijanym w drodze do wejścia głównego, ścianami wyłożonymi drewnem, oświetlonym światłem lamp, muzyką wybrzmiewającą cicho przed seansem i zielonym napisem EXIT, który było wyraźnie widać, gdy światła już gasły. Po seansie można było wyjść bezpośrednio na zewnątrz, a obok drzwi namalowany był przez jakiś czas mural, który zniknął później przy okazji remontu. Jak wszystko, co opisuję w tym cyklu, wspominam te składowe z wielkim sentymentem i kojarzę z dziecięcą ekscytacją sprawiającą, że nawet tak prozaiczne elementy mają wyjątkowy wymiar.

 

Pierwszym filmem, który zobaczyłem w kinie, najpewniej w listopadzie 1995, była animacja „Pocahontas”. Samego oglądania nie pamiętam, ale mam na uwadze, że było mi dane usłyszeć „Kolorowy wiatr” z kinowych głośników. Doskonale kojarzę za to, że na dworze było wtedy bardzo zimno, a schody wejściowe do kina pokrywała warstwa lodu. „Pocahontas” był jednym z filmów wpisujących się w tak zwany renesans Disneya, gdy studio wróciło do formy i tworzyło animacje odnoszące sukcesy komercyjne i dobrze przyjmowane przez widzów, m.in. „Herkulesa”, „Mulan” czy „Króla lwa” – choć na tym ostatnim akurat niestety nie byłem, debiutował rok przed „Pocahontas”.

 

Najpierw były więc seanse w kinie, a później, jeśli film się spodobał (a zazwyczaj się podobał), nabywanie go na kasecie VHS i odtwarzanie jej raz po raz w domowym zaciszu. Także w latach 90. pojawiły się pierwsze pełnometrażowe filmy studia Pixar – to właśnie w Światowidzie miałem okazję zobaczyć premierowo dwie części „Toy Story” (na drugiej, w roku 2000, siedząc w pierwszym rzędzie i kręcąc głową od lewej do prawej jak na meczu tenisowym) czy „Dawno temu w trawie”. Nieco później, bo już po na początku XXI wieku, w Światowidzie obejrzałem dwie części „Harry’ego Pottera” (drugą na sali kameralnej, będącej wówczas nowością) i mój pierwszy w kinie film z napisami, czyli „Hulka” z 2003 roku. Jest to przy okazji jedyny film, na który się spóźniłem i przez to przegapiłem zawiązanie akcji, a i tak z seansu wyszedłem zachwycony. No i wreszcie to właśnie w Światowidzie zobaczyłem swoje pierwsze „Star Wars” na dużym ekranie – „Zemstę Sithów”. Bilet mam do dziś i jest to cenna pamiątka. Z dzisiejszej perspektywy – gdy na co dzień zajmuję się pisaniem o kinie, a niektóre ze wspomnianych wyżej filmów pokazuję już własnemu synowi – jeszcze bardziej doceniam, że mogłem zobaczyć je na dużym ekranie, a Światowid już zawsze będzie mi się kojarzyć nie tylko z zielonym EXIT czy przygaszonymi lampami, ale z miejscem, w którym na dobre zaczęła się moja przygoda z przeżywaniem filmów i ekscytacja kolejnymi premierami.

Kino Światowid lat 90., czyli moje początki przygody z filmami
Zdjęcie lotnicze fragmentu Grobli św. Jerzego, gdzie mieściło się kino Syrena

 

Zbliżając się do końca - choć to Światowid był kinem pierwszego wyboru, z radością mogę powiedzieć, że miałem okazję odwiedzić także legendarne kino Syrena, wpisujące się już w kategorię obiektów dziś nieistniejących. Tutaj akurat byłem jedynie kilka razy, zatem nie jestem z Syreną związany z sentymentem w takim stopniu, jak ze Światowidem. Zdaję się na czytelników i ich wspomnienia w temacie. To, co ja najbardziej zapamiętałem z Syreny, to… tekturowa figura tytułowego bohatera „Maski” z Jimem Carreyem, która stała w wejściowym holu. I seanse „Kosmicznego meczu” oraz pierwszego aktorskiego „Asterixa”. A Wy?

 

Jak zawsze liczę na Czytelników i ich wspomnienia – chętnie przeczytam, jakie filmy widzieliście w Światowidzie, Syrenie, a także innych nieistniejących już elbląskich kinach i jakie wspomnienia towarzyszą wam, gdy o nich myślicie. Tymczasem do zobaczenia – może spotkamy się na jakimś seansie?

Łukasz Budnik

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem... (od najstarszych)

Pokazuj od
najnowszych
Największe
emocje
a po kinie obowiązkowo salon gier po prawej stronie od wejścia.
okoniowaty (2023.11.26)

info

5  
  1
Bajkowe poranki w niedziele- Bolek i Lolek, Reksio, Miś Koralgol i inne. Ech....
Bylem mały ale uroslem. (2023.11.26)

info

9  
  0
Moim kinem w Elblągu była w zasadzie "Syrena". Tam obejrzałem większość filmów wyświetlanych w naszym mieście. Natomiast w kinie Światowid pierwszy raz byłem praktycznie zaraz po jego otwarciu. Było to we wrześniu 1962 roku, a premierowym filmem wyświetlanym w tym kinie był "Karmazynowy pirat" produkcji USA z 1952 roku w reżyserii Roberta Siodmaka z główną rolą Burta Lancastera. Film ten w Polsce premierę miał właśnie w 1962 roku, a wyświetlenie go w Światowidzie miało dowartościować to kino. Wtedy bowiem nowości kinowe pojawiające się w Polsce, w Elblągu wyświetlano w Syrenie. A tu proszę kino Syrena nie istnieje, zresztą tak jak i inne jak Kolejarz, Budowlani, Meduza, Orzeł czy późniejsze młodzieżowe Promyk, a Światowid wciąż żyje.
Filoman sum (2023.11.26)
A moim kinem była właśnie Syrena. Mieszkałem po sąsiedzku. Całe moje dzieciństwo to Syrena. Wejście Smoka, Bitwa o Midway, Działa Navarony i wiele innych superprodukcji z pięknie, ręcznie malowanymi plakatami. I ten specyficzny "zapach" na sali. I przemiłe panie bileterki.. No wzruszyłem się. Lata 70; 80.
kiedytobyło (2023.11.26)
@Filoman sum - Tak, potwierdzam. Nowości filmowe w Polsce leciały najpierw w Syrenie potem w innych kinach i miastach. Pamiętam że byłem w kinie na filmie a za ok 1,2 tygodnie info w TV że film WKRÓTCE na ekranach kin polskich.
kiedytobyło (2023.11.26)
"Moja macocha jest kosmitką" w Syrenie w1988;-))
No tak (2023.11.26)

info

4  
  0
Autor artykułu to młody człowiek, ale obudził we mnie wspomnienia filmowe z mojej młodości. Rzeczywiście kino nr 1 to była Syrena. Tam my wtedy młodzi pędziliśmy na "W samo południe ", "Rio Bravo", "Vera Cruz" czy "Rzeka Czerwona". A po premierze "Krzyżaków" w 1960 roku na podwórkach pojawili się rycerze tępiący tych z czarnym krzyżem. Po niektórych starciach niezbędna była pomoc chirurga. A wtedy przy filmach w kinie obowiązywała cezura wiekowa. Ile wysiłku wymagało zmylenie załogi, aby dostać się na film dozwolony od lat 18 (ba nawet do 1961 roku były i takie od lat 21). I co najgorsze, że w większości obowiązywały te ograniczenia przy filmach z Brigitte Bardot. A jak już człowiek dostal się na taki seans to po latach dowiedział się, że cenzor moralny wyciął wiadome sceny i gołego dupala Bardotki wtedy nikt nie widział. Ot taka surpriza. Ale i tak radość była przeogromna. Wtedy bowiem widz to był lew walczący o prawo obejrzenia filmu, nawet jak wyświetlano filmy o Winnetou czy o przebiegłym Fantomasie.
DDT i bdb. (2023.11.26)

info

3  
  0
Z sentymentem wspominam poranki w kinie Syrena. Szczególnie seria z Winnetou, Old Surehand. To były wspaniałe czasy. Później cytrynada i sernik w Tęczy.
(2023.11.26)

info

6  
  0
W Syrenie pamiętam "Klasztor Shao-lin" i "Wielka draka w chińskiej dzielnicy"...
Maras Z (2023.11.26)

info

4  
  0
@kiedytobyło - No i Szczęki, JAWS.....
(2023.11.27)