Dyrektorka zakładu, sekretarka elbląskiego Zarządu Regionu Solidarności, dziewięć zwolnionych szwaczek oraz nadzorująca ich pracę majstrowa zeznawały na temat okoliczności, jakie doprowadziły do zawiązania związku zawodowego i dwugodzinnego przestoju, jaki miał miejsce 18 grudnia ubiegłego roku. Dyrektor Hetmana, Bożena W. powiedziała, że krytycznego dnia prezes Jan Przezpolewski nie umawiał się z pracownicami na godz. 9.00, co, jak od początku opowiadały szwaczki, było powodem przestoju, lecz że spotkanie miało się odbyć po południu. Mówiła także, że już rano, gdy prezes się nie pojawił, przekazała pracownicom informację o tym, że wkrótce nastąpi wypłata części należności.
- Prezes pojawił się o trzynastej, przewodnicząca podała mu kartkę z informacją o założeniu komisji zakładowej, szef powiedział tylko, że każda z pań za strajk zostanie ukarana - relacjonowała dyrektorka.
Szwaczki zaprzeczały zeznaniom dyrektorki. Mówiły, że z nimi Jan Przezpolewski umówił się na godz. 9.00 i że o żadnych wypłatach nie słyszały.
Pozory
Bożena W. mówiła, że z powodu przestoju nie zostało zrealizowane zagraniczne zamówienie i w związku z tym zajmująca się kontraktami i także należąca do Jana Przezpolewskiego firma Truso nałożyła na Hetmana... 100 tysięcy złotych grzywny. Wartość samego kontraktu, jak powiedziała przed sądem dyrektorka, wynosiła 80 tysięcy złotych. Bożena W. przyznała także, że pensje w firmie były wypłacane nieregularnie i że nie było potrzeby wysyłania kilku kobiet do nieczynnego zakładu w Giżycku. Prowadząca rozprawę sędzia Alicja Romanowska, pytała również o kondycję postawionego przez prezesa w stan likwidacji zakładu.
- Na najbliższy sezon, do marca Hetman ma zamówienia; nie słyszałam też o spowodowanej likwidacją sprzedaży majątku firmy ani o terminie zamknięcia zakładu - stwierdziła Bożena W.
Powołując się na te zeznania prawnik "S", Jacek Mazur przekonywał sąd, że mimo przeprowadzenia formalności Hetman jest tylko w pozornej likwidacji - z powodu kłopotów z pracownikami i działającego w firmie związku zawodowego.
- Od początku uważamy, że likwidacja jest pozorna - mówił Jacek Mazur. - Udowodnienie tego jest trudne, ale naszym zdaniem przesłanki i zeznania potwierdzają nasze zarzuty.
Majstrowa Danuta K. zeznała m.in., że szwaczki często pracowały po godzinach i nie otrzymywały za to pieniędzy.
- Sytuacja w zakładzie od dawna była napięta i wszyscy mówili o założeniu związku zawodowego - mówiła Danuta K.
Chcemy do pracy
Jedna ze szwaczek opowiadała w czasie rozprawy o przymusowym wyjeździe do Giżycka, który prezes Hetmana nakazał kilku kobietom 19 grudnia.
- Nie dostałyśmy pieniędzy na delegację, nie zapewniono nam noclegu, prezes powiedział, że możemy jechać tam nawet rowerem, bylebyśmy o szóstej rano były przed zakładem - zeznała kobieta. - Do Giżycka pojechałyśmy w niedzielę, aby w poniedziałek nie spóźnić się ani minuty. Prezes miał być o szóstej, o 6.20 pojawił się jakiś człowiek i powiedział, że mamy wejść do środka. Było zimno, osiem godzin siedziałyśmy w nie ogrzewanych od dawna pomieszczeniach, nie mogłyśmy nawet skorzystać z toalety, bo woda w nich była zamarznięta. Tak było także w Wigilię, a 27 grudnia zostałyśmy dyscyplinarne zwolnienia.
Sędzia Alicja Romanowska po raz kolejny pytała kobiety, czy wciąż chcą przywrócenia do pracy, czy wolą odszkodowania. Wszystkie dziewięć kobiet podtrzymało jednak swoje żądanie przywrócenia do pracy. Wyrok w sprawie zostanie ogłoszony 29 października.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter