Po przewrocie majowym w coraz bardziej wyraźnej opozycji do Marszałka, a po jego śmierci odsuwany stopniowo przez przedstawicieli obozu sanacji od głównego nurtu wydarzeń i wpływu na nie. W zawieszeniu i bez przydziału pozostawał do pierwszych dni kampanii wrześniowej 1939 r. Przed jej zakończeniem odegrał w niej jednak chwalebną rolę na polu bitwy. Na emigracji jeszcze jesienią 1939 r. wszedł w skład rządu gen. Władysława Sikorskiego. Po tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego w lipcu 1943 r. mianowany Wodzem Naczelnym Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Nie doszedłby do tej funkcji jednak, gdyby na przełomie września i października 1939 r. nie wyrwał się z zaciskającej się wokół niego pętli okrążenia przez wojska sowieckie. Pomógł mu w tym Rajmund Scholz, powojenny elblążanin, który opisał to w książce „Wojny, lasy, ludzie”. Właśnie mija 85 lat od tamtych fascynujących wydarzeń.
We wrześniu spędziłem kilka dni w Beskidzie Niskim przemierzając krótki odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego noszącego imię gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Gen. Sosnkowski kochał i znał góry. W międzywojniu wytyczał w nich szlaki i właśnie na tą okoliczność najdłuższa dziś trasa piesza w polskich górach, licząca blisko 500 km, a biegnąca od Beskidu Śląskiego do Bieszczad, nosi jego imię. Podążając tym szlakiem w połowie września rozmyślałem o przeprawie gen. Sosnkowskiego sprzed 85 lat przez wschodnie Karpaty, z ówcześnie znajdujących się na południowo-wschodnich rubieżach II RP terenów Huculszczyzny na Węgry. Dziś ten teren leży na terytorium Ukrainy.
Ze względu na elbląski wątek tej historii, postanowiłem przypomnieć elblążanom ten epizod historyczny. Mówię „przypomnieć” ponieważ wybrzmiewał on kilkukrotnie w elbląskiej przestrzeni publicznej na przestrzeni minionych lat w różnych publikacjach, począwszy od końca lat 70. XX w. Publikacje te przywołuję w umieszczonymonym na końcu tego tekstu wykazie.
Tragiczny Wrzesień
Jak już wspomniałem gen. K. Sosnkowski pozostawał w pierwszym tygodniu po napaści Niemiec na Polskę bez konkretnych zadań wojennych, ani nawet wojskowych. W końcu - 10 września 1939 r. - Naczelny Wódz E Rydz-Śmigły powierzył mu dowództwo grupy armii południowych (Frontu Południowego), w tym połączonych Armii „Małopolska” i „Kraków” oraz wszystkich innych jednostek wojskowych, które dotarły na tamte tereny. Do znajdującego się pod Przemyślem miejsca dowodzenia tymi zgrupowaniami generał dotarł drogą lotniczą. Sytuacja była rozpaczliwa. Mimo to Sosnkowski dowodził energicznie i przytomnie. Jako jeden z niewielu dowódców operacyjnych czasu wojny obronnej przyjął koncepcję dowodzenia aktywnego i agresywnego, dążąc do bitwy, a nie unikając jej. Mimo ogromnej przewagi Niemców i dużych strat kilkakrotnie przełamał niemieckie okrążenia, kierując się w stronę Lwowa. Stoczył szereg zwycięskich walk, spośród których koniecznie trzeba wspomnieć tę w Mużyłowicach i Czarnokońcach koło Sądowej Wiszni w nocy z 15 na 16 września, kiedy to rozbił elitarny pułk zmotoryzowany SS-Standarte „Germania”. Bywało, że generał walczył sam z bronią w ręku. Liczne i krwawe starcia doprowadziły ostatecznie do całkowitego wyczerpania możliwości działania operacyjnego sił dowodzonych przez Sosnkowskiego. 22 września, w trakcie przebijania się do Lwowa, został on odcięty przez wojska sowieckie od resztek swoich jednostek w rejonie Brzuchowic. Wobec kapitulacji Lwowa przed Armią Czerwoną uznał dalszą walkę za bezsensowną, a w obawie przed okrążeniem oraz aresztowaniem nakazał swym żołnierzom rozproszenie się oraz przedzieranie się na Węgry, a następnie do Francji. W cywilnym przebraniu, pod nazwiskiem Wacław Stelmaszczuk, w towarzystwie ppłk. Franciszka Demela (szefa swojego sztabu) i pomiędzy uchodźcami wojennymi dotarł do miejscowości Dolina na Pokuciu – Huculszczyźnie.
Tu został mu przedstawiony jako inżynier-leśnik Rajmund Scholz, który jako administrator okolicznych lasów państwowych, doskonale znał teren i nadawał się na przewodnika generała i jego towarzysza w ich wyprawie przez Karpaty na Węgry. Do grupy dołączył też w ostatniej chwili kpr. Alfred Codello (Czarka-Kodello), który poniekąd pełnił rolę tragarzowego niosąc na swoich plecach znaczą część bagażu generała. Wędrówka przez Karpaty i „zieloną granicę” zaczęła się nocą 29 września 1939 i trwała 5 dni.
Po szczęśliwym dotarciu na Węgry, członkowie tej grupy, po różnych perypetiach, wyruszyli w kierunku Francji. Każdy już jednak osobno, inną trasą i w różnym komforcie. Od tego momentu dalsza kariera wojskowa i losy wojenne gen. Sosnkowskiego są powszechnie znane. Miejmy jednak w pamięci, że być może bez pomocy Rajmunda Scholza potoczyłyby się one zgoła inaczej.
Wojenne i powojenne losy Rajmunda Scholza
Rajmund Scholz dotarł do Francji 14 października 1939, gdzie trafił do obozu wojska polskiego w Coetquidan. Tam zaciągnął się do armii polskiej. Po kapitulacji Francji w czerwcu 1940 r. przedostał się wraz dziesiątkami tysięcy innych Polaków do Wielkiej Brytanii, gdzie do końca wojny służył w ośrodkach szkoleniowych w Szkocji.
W roku 1946 zdecydował się na powrót do kraju. Wrócił do zawodu leśnika w Olsztynie, ale szybko popadł w konflikt z nieuczciwymi przełożonymi i porzucił na dobre ten zawód. Potem był krótki epizod w Urzędzie Morskim w Gdańsku. W końcu trafił do Elbląga, gdzie zatrudnił się w Instytucie Torfowym i osiadł na stałe. Wkrótce podjął też współpracę z Instytutem Sadownictwa, w zakresie hodowli żurawiny i borówki amerykańskiej. W Elblągu żył, pracował i tworzył do śmierci.
W roku 1970 przeszedł na emeryturę pozostając nadal aktywnym działaczem, a nawet prezesem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Na emeryturze też sięgnął po pióro, utrwalając przeżyte i zasłyszane historie. Najważniejszym jego dziełem pozostają wspomnienia wydane drukiem pod tytułem „Wojny, lasy, ludzie”. Rajmund Scholz jest też autorem, rozpowszechnianej w czasach PRL w drugim obiegu, broszury zatytułowanej „Cmentarz Obrońców Lwowa”, której – w obawie przed represjami ówczesnych władz – nie podpisał swoim nazwiskiem. Rozpoczął też prace nad rozległym dziełem – sagą rodzinną „Silva Rerum”, niestety przerwane niespodziewaną śmiercią w roku 1988.
Wciągająca lektura i lekkie pióro
Książka „Wojny, lasy, ludzie” to wciągająca literatura. Należy do tego rodzaju książek, które pochłania się za jednym „posiedzeniem”. Jasność sformułowań w połączeniu z plastycznym i humorystycznym językiem, opowiadającym wartką akcję, czynią z niej pozycję „must read” dla każdego elblążanina.
Oczywiście przy lekturze tej książki trzeba być świadomym okoliczności, w jakich powstawała i że nie jest wolna od subiektywizmu. Uwagę przyciągają dość sceptyczne, a nawet krytyczne opinie, jakie autor wygłasza na temat gen. Sosnkowskiego i jego otoczenia. Być może było to wymuszone naciskami tzw. „czynników politycznych” lat 70 i 80. XX w. Aby wydać wówczas książkę trzeba było spełnić pewne minimalne warunki. Niemniej Scholz nie wyrządził gen. Sosnkowskiemu jakiejś szczególnej krzywdy. Przedstawił go w różnych sytuacjach jako człowieka nie wolnego od drobnych przywar, ale dzięki temu „odbrązowionego” i „bez koturnów”. Wspomnienia Scholza powstały zresztą jako ostatnie, bo trzeba wiedzieć, że pozostali z „karpackiej czwórki” też opisali swoją przygodę z przełomu września i października 1939 r. Badacz losów gen. Sosnkowskiego dr hab. Jerzy Kirszak dokonał porównania wszystkich czterech relacji konfrontując różne szczegóły. Oczywiście każdy z relacjonujących tamte wydarzenia sobie przypisywał szczególne zasługi w szczęśliwym dotarciu na Węgry, ale moim zdaniem Scholz zrobił to najciekawiej i nawet jeśli to czy owo ukoloryzował, to jego opowieść jest najbardziej przekonywująca. Gorąco polecam tę lekturę!
Na zdjęciu powyżej od lewej: Ryszard Tomczyk (wiceprezes ETK), Rajmund Scholz i Bożenna Janikowska (prezes ETK) podczas promocji książki Scholza „Wojny, lasy, ludzie” w 1985 r.
Przygotowując ten artykuł internetowy korzystałem z następujących publikacji:
Serdecznie dziękuję Annie Genge (córce Rajmunda Scholza) za zapoznanie mnie z opisaną historię i udostępnienie materiałów, w tym zdjęć, które mnie zainspirowały do własnych poszukiwań i przyczyniły się walnie do powstania tego artykułu.