Olimpia w marszu do trzeciej ligi miała wygrywać mecz za meczem aplikując każdemu z rywali po kilka bramek. Rzeczywistość jednak rozmija się znacząco z przedsezonowymi założeniami i spekulacjami. Elbląskim piłkarzom w dopiero co rozpoczętych rozgrywkach idzie jak po grudzie. W pierwszym meczu sezonu rzutem na taśmę uratowali remis, w dwóch kolejnych co prawda sięgnęli po komplet punktów, ale po meczach i grze pozostawiającej wiele do życzenia.
Mecz tradycyjnie rozpoczął się od ataków żółto-biało-niebieskich. Podopieczni trener Biangi osiągnęli przewagę, z której niestety niewiele wynikało. Brakowało w poczynaniach elblążan agresywności, piłka rozgrywana była zbyt wolno, szwankowało ostatnie podanie.
Kiedy w 33. minucie jeden z piłkarzy Rominty otrzymał czerwoną kartkę, wydawało się, że olimpijczycy całkowicie przejmą inicjatywę, a strzelenie kilku bramek będzie jedynie kwestią czasu. Tak się jednak nie stało. Goście zdołali poukładać grę, wszystkie braki taktyczno-techniczne nadrabiali walecznością, wybieganiem i ambicją. Piłkarze z Elbląga przez długi okres meczu, w pierwszej, a potem w drugiej jego części nie potrafili przyjezdnym narzucić swojego stylu gry.
W przerwie trener Bianga dokonał kilku zmian, ale miały one znikomy wpływ na przebieg wydarzeń na boisku. Cały czas żółto-biało-niebiescy bili głową w mur, jaki postawiła przed swoją bramką drużyna Rominty, a goście sporadycznie kontratakowali. Momentami pod elbląską bramką było gorąco. Przy jednej z takich właśnie akcji karygodny błąd popełnił sędzia, który pozwolił na grę, mimo ewidentnej pozycji spalonej, na której znajdowało się trzech graczy Rominty. Tego prezentu goście nie zmarnowali i od 84. minuty niespodziewanie prowadzili 1:0.
Kto wie, jak by się ten mecz skończył, gdyby na boisku nie było w tym momencie Bogusława Lizaka. Doświadczony napastnik Olimpii w decydującym fragmencie meczu wziął ciężar gry na swoje barki. Najpierw doprowadził do remisu, sprytnie lobując bramkarza Rominty, a w 93. minucie gry (sędzia doliczył 5 minut) wyłożył piłkę Sierechanowi tak, że nie pozostało mu nic innego jak z dwóch metrów wepchnąć ją do bramki.
Nie wiadomo, czy Lizak pozostanie piłkarzem Olimpii. Wróble ćwierkają, że piłkarz chce rozwiązać umowę z klubem z Agrykola. Cała sprawa ma wyjaśnić się w najbliższą środę.
Olimpia Elbląg – Rominta Gołdap 2:1 (0:0)
0:1 - Michał Nowak 84.,
1:1 - Lizak 87.,
2:1 - Sierechan 90+3.
Komplet wyników 3 kolejki IV ligi: Olimpia Elbląg – Rominta Gołdap 2:1, Start Działdowo – OKS 1945 Olsztyn 2:0, Granica Kętrzyn – Orlęta Reszel 2:0, Huragan Morąg – Victoria Bartoszyce 0:1, Olimpia Olsztynek – Warmiak Łukta 1:0, Mrągowia Mrągowo – Motor Lubawa 4:1, Polonia Pasłęk – Mazur Ełk 3:2, Płomień Ełk – DKS Dobre Miasto 0:2, Start Nidzica – Sokół Ostróda 1:2
Zobacz tabele
***
Kolejny raz (wcześniej w meczu z Victorią Bartoszyce – przyp. autora) okazało się, że podopiecznym trenera Biangi największe kłopoty sprawiają drużyny, które na boisko w Elblągu wychodzą z jednym nastawieniem – jak najniżej przegrać. Skomasowana obrona, 6-7 piłkarzy na przedpolu bramki i liczenie jedynie na kontry – to taktyka rywali w meczach z Olimpią rozgrywanych na elbląskim stadionie. Prosto, ale o dziwo bardzo skutecznie. Nasi piłkarze przez długie okresy meczu nie potrafią znaleźć panaceum na tak grającego przeciwnika, nie udaje się im rozmontować defensywy rywala, co gorsza - tracą bramki.
Pytanie, które należy postawić po obejrzeniu trzech pierwszych meczów Olimpii w sezonie 2005/06, brzmi – dlaczego elbląscy piłkarze nie próbują rozmontowywać defensywy rywali jednym z najprostszych sposobów, czyli strzałami z dystansu? W takich warunkach – śliska murawa, padający deszcz – wydaje się, że byłoby to najlepsze rozwiązanie, dużo bardziej skuteczne od koronkowych akcji i indywidualnych popisów poszczególnych zawodników.
Dlaczego, tak jak w ostatnich 10 minutach meczu z Romintą, Olimpia nie gra przez większą część spotkania? Piłkarze Olimpii dopiero gdy mają nóż na gardle, zaczynają grać na poważnie - akcja za akcją, oblężenie bramki gości, którzy bronili się praktycznie całą drużyną na własnym polu karnym, i wreszcie wymierny efekt w postaci dwóch zdobytych goli zapewniających zwycięstwo. Okazuje się, że piłkarze Olimpii jeśli chcą, to potrafią. Tylko co zrobić, żeby chciało im się zawsze?