Pies, który cierpi

17
13.01.2005
Rodzina z Pasłęka uważa, że weterynarz skrzywdził jej psa. W czasie wizyty w lecznicy pies oślepł na jedno oko. Nieszczęśliwy wypadek, niedopatrzenie czy akt agresji?
- Nasza suczka Bunia była chora i miała dostać trzy zastrzyki – opowiada syn naszej czytelniczki. – W czasie zabiegu trzymałem ją na rękach, ale po pierwszym zastrzyku, być może z powodu bólu, jaki ten zastrzyk jej sprawił, Bunia zaczęła się szarpać i szczekać. Weterynarz postanowił związać jej pysk czymś, co wyglądało jak sznurówka. Kiedy to robił, Bunia ugryzła go w palec, wtedy on zdenerwował się i zaczął ją bić po pysku, a potem po całym ciele. Bił pięścią, tak z płaskiej ręki... Chłopiec opowiada, że wszystko stało się tak szybko, że nie zdążył zareagować: - Byłem przestraszony. Pomyślałem, że jak pies dostanie po nosie, tak, jak czasami robi się dla upomnienia, to będzie spokojny. Ale weterynarz po prostu go złoił. Kiedy powiedziałem, że Bunia zrobiła pod siebie, on odparł, że pies zaślinił się, ale potem czuć było mocz. Bunia był przerażona, kulała, dusiła się i dziwnie szczekała. Jej oko było napuchnięte i lekarz powiedział, że pękło naczynie i już nic nie da się zrobić, bo pies oślepł... Zbieg okoliczności Chłopiec dodaje, że w gabinecie lekarza zauważył małe kagańce, które – jak mu się wydaje - weterynarz może nakładać psom, gdyby te wydawały mu się agresywne. Mógł też poprosić o to właściciela. Matka chłopca, pani Alina, dodaje, że lecznica znajduje się blisko ich domu i syn z psem dotarł do niego już w kilka chwil po zdarzeniu. - Syn mi powiedział, że lekarz próbował palcem włożyć oko na miejsce – opowiada pani Alina. - Kiedy syn zapytał go, co ma po tym wszystkim zrobić, on odpowiedział: „Nie wiem, weź psa, pieniędzy nie biorę”. Kiedy zapłakany syn wraz z córką, która czekała w samochodzie, przyjechali do domu, razem pojechaliśmy do gabinetu. Był tam już ojciec lekarza, który razem z nim prowadzi praktykę. Mówią nam, że przesadzamy, ale to oko wyglądało strasznie, a pies w szoku - w kółko się kręcił i wył. W rozmowie z nami lekarz zaprzeczył temu, by feralnego dnia sytuacja wymknęła mu się spod kontroli: - To, co mówią właściciele psa, jest przesadzone. To nieszczęśliwy wypadek i zbieg okoliczności. Nałożyło się kilka rzeczy - pies szarpał się, zaatakował mnie, w związku z wiekiem miał też zmiany w oczach, któreś z naczyń było słabsze i pękło. Czuję się podle, ponieważ sprawa została nagłośniona zanim ją wyjaśniono. Kto wie lepiej? Pani Alina, podobnie, jak jej mąż i dzieci mówią, że pies nie jest agresywny. Dodaje też, że nawet gdyby było inaczej, to lekarz nie powinien reagować tak, jak zareagował: - Bunia waży sześć kilo, ma może 30 centymetrów długości, jest stara – ma 12 lat i nie jest agresywna. Poza tym, nawet gdyby była, kto inny, jak nie weterynarz, powinien wiedzieć, jak ma się z takim psem obchodzić - denerwuje się pasłęczanka. Skarga na postępowanie weterynarza trafiła do Okręgowej Izby Weterynaryjnej w Olsztynie i zajmuje się nią rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Okoliczności zdarzenia wyjaśnia także pasłęcka policja. Jak udało nam się ustalić, po wypadku ojciec lekarza udzielił synowi zawodowego upomnienia i wprowadził zasadę, aby ten bez kagańca nie podejmował się żadnych zabiegów. Informacja o tym, że każdy pies musi mieć kaganiec, pojawiła się także w poczekalni lecznicy. Właściciele Buni zapowiadają jednak, że będą walczyć o ukaranie lekarza. Chcą również odszkodowania. Pies jest niewidomy na jedno oko i trwa jego leczenie. - Rozstrzygnięcie będzie należało do sądu, ale uważam, że jestem niewinny - broni się weterynarz. - To był zbieg okoliczności, nieszczęśliwy wypadek, na który właściciele psa zbyt nerwowo zareagowali.
Joanna Torsh

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem... (od najstarszych)

Pokazuj od
najnowszych
Największe
emocje
Żadna komisja nic mu nie zrobi bo "nie robi się kupy we własne gniazdo"... U nas nie ma czegoś takiego jak zadośćuczynienie - w tym przypadku pokrycia kosztów leczenia po "wypadku"- a tym bardziej ciężko powiedzieć PRZEPRASZAM - można co najwyżej "czuć się podle"... Fakt faktem ciężko jest znaleźć dobrego weterynarza... Mi też jeden (w Elblągu) uśmiercił psa - jak się domyśliłem że działa on po omacku i pojewchałem do innego - niestety było już za późno - teraz mam następnego i już wiem komu można zaufać....
elbląższczaczek (2005.01.13)

info

0  
  0
No to powiedz komu.
Inez (2005.01.13)

info

0  
  0
A jaki to weterynarz w Elblągu, może powiesz?
(2005.01.13)

info

0  
  0
SUKINSYN JEDEN WPUSCIC GO DO ZAGRUDKI AMSTAFFOW CIEKAWE CZY BEDZIE TAKI CHOJRAK !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
(2005.01.13)

info

0  
  0
Ja Wam powiem tak: Są w Elblągu dobrzy weteryniarze z pasją, ale i jest kilka gnid co uczuć mają mniej niż zwierzaczki, które do nich trafiają...wiem bo odwiedziłem kiedyś chyba wszystkich z moja psiunią. Nie będe reklamować albo odradzać. Jak już Wam się trafi wizyta u weteryniarza to oczy i uszy szeroko otwarte...dopytujcie, interesujcie się co robi.....
Świadek (2005.01.13)

info

0  
  0
to zrobmy tak: nie mow, kogo odradzasz. Ale tego dobrego lekarza moglbys nam zapodac - reklama sie dobrym specjalistom nalezy. no i pomysl o zwierzakach; niech trafiaja tam, gdzie otrzymaja pomoc.
kama (2005.01.13)

info

0  
  0
Ja od kilku lat ze swoimi psami jezdze do Tczewa, na Suchostrzycką... Nigdy nie mialam problemów, psiaki zadowolone z opieki i ja także. Polecam gorąco...
mori (2005.01.13)

info

0  
  0
ja chodze z moim psem tylko i wylacznie do lecznicy na Slonecznej, odkad przy ulicy F. o malo tegoz pieska nie stracilam, z winy zdaje sie niekompetencji lekarza, inaczej tego nazwac nie moge. U pana T. zawsze jestem poinformowana, co sie dzieje, co robi, nie mial nic przeciwko, zebym byla przy operacji mojego psa. Ogolnie jestem zadowolona i polecam.
heyah (2005.01.14)

info

0  
  0
Obecnie w Elblągu chyba najlepszym lekarzem weterynarii jest pan M. Bether. Przyjmuje w lecznicy na Grunwaldzkiej (Lux & partnerzy). Jest młody, odpowiedzialny, cały czas się dokształca - nie spoczął na laurach jak inni, ma podejście do zwierząt- nawet tych agresywnych (mojemu psu kazał zawsze zdejmować kaganiec podczas wizyty). Przyjeżdżają do niego ludzie także z bardzo daleka. Uratował wiele psiaków, które o mały włos nie straciły życia przez niekompetencję innych tzw. lekarzy. Moim zdaniem to osoba godna zaufania. Zwierzaki go lubią i tolerują, co widać po ich zachowaniu, kiedy są w gabinecie. Co mogę jeszcze powiedzieć. Chyba to, że wielu pozostałuch lekarzy nie nadaje się do pracy w tym zawodzie. Nikomu nie będę robić antyreklamy. Nie twierdzę też, że wszyscy są beznadziejni. Rradzę się jednak dobrze zastanowić nad wizytą u każdego innego weterynarza, niż wskazany przeze mnie. Ostrzegam na przykładzie wielu własnych doświadczeń. Pozdrawiam.
Animals (2005.01.14)

info

1  
  0
Dokładnie mam takie same zdanie.Pan Marek Bether uratował mojego Novemberka.Rok temu wzięłam go ze schroniska i juz po dwóch dniach zaczął się bardzo źle czuć.Byłam u dwóch lekarzy-nie będę pisała jakich bo to nie o to chodzi-oni stwierdzili,że przesadzam, psu nic nie jest. Ale ja nie dałam za wygraną i pojechałam do Pana Marka-poleconego mi przez koleżanke-On bez zająknięcia sie przystapił do leczenia, od razu kroplówki,antybiotyki. W dwa tygodnie wyciągnął mi psa z nosówki płucnej,umarłby gdyby nie Pan Marek .A teraz jest tak zdrowy,żywy i uroczy jak mało który pies.
Rzepcia (2005.01.14)

info

2  
  0