Ile będą wynosić opłaty portowe, ile kosztować będzie musiał pilotaż, ile pochłaniać będzie nieustanne pogłębianie awanportów, stale bagrowanie kilkunastu kilometrów rynny żeglugowej w Zalewie, kilku kilometrów rzeki Elbląg, ile trzeba będzie wydać na obsługę mostów, obsługę śluzy, kto zapłaci za na akcje lodowe, kto za oznakowanie nawigacyjne, etc., etc.? I to wszystko dla umożliwienia ruchu statków „do 3 tys. ton” (cytat z opracowania Instytutu Morskiego), czyli najmniejszych i najmniej opłacalnych ze współczesnych statków morskich. Wszystko, by nie przyjąć do wiadomości prostej prawdy o Elblągu, że to port rzeczny, barkowy i jako taki świetnie (parę godzin żeglugi) już w tej chwili skomunikowany drogami śródlądowymi z morskimi portami Trójmiasta.
A może zamiarem „kanało-entuzjastów” jest wieczne korzystanie z dotacji na powyżej wymienione cele? Albo może chcą naciskać poprzez administrację na porty Gdańska i Gdyni w celu podwyższenia (już dziś zbyt wysokich) opłat za pobyt statków, tak, by dorównały opłatom, jakie z braku dotacji obciążać będą musiały statki decydujące się na wizytę w Elblągu? Bo bez takich nacisków albo dotacji Elbląg będzie najdroższym z portów polskich, będzie droższy kilka razy od portów położonych o parędziesiąt mil obok...
Dodatkowo – czy ktoś może zauważył obecność dużego zespołu portów w Enklawie Kaliningradzkiej i czy ktoś przewidział, co zrobią z potokiem ładunków spedytorzy i armatorzy, mając pod ręka dwa porty rosyjskie o dumpingowych już w tej chwili cenach pobytu statku?
Czy tak trudno mądrze i z ołówkiem w ręku korzystać z tego, co jest gotowe i czeka na łatwe, szybkie i rozsądne wykorzystanie? Czemu zamiast liczyć i rozsądnie gospodarować, emocjonujemy się odwołaniem wydatków na „szklane domy”? Czemu zamiast przy pomocy rozsądnych, niewielkich inwestycji obniżyć koszty eksploatacji portów istniejących i wykorzystać istniejącą infrastrukturę żeglugi śródlądowej, ktoś wciąż nawołuje po raz kolejny do wydawania publicznych pieniędzy nierozsądnie – obniżając przy okazji szanse wszystkim portom?
Czy nie ma wśród entuzjastów kanału świadomości, że we współczesnym transporcie morskim powiedzenie „czas to pieniądz” nie jest pustosłowiem – ale stanowi najważniejsze przykazanie? Czy nikt nie zauważa, ze statek zawijający do Elbląga zużyje kilka do kilkunastu godzin na dotarcie do nabrzeża, a statki w Gdańsku i w Gdyni zrobią to wielokrotnie szybciej i taniej? Czy nikt nie zauważa niebezpieczeństw żeglugi w wąskiej, wygrzebanej w dnie Zalewu rynnie żeglugowej oraz ograniczeń nawigowania na kilkadziesiąt ledwie metrów szerokiej rzeczce płynącej przez obszary depresyjne? Czy ktoś rozważa wejście małego statku morskiego do awanportu śluzy na Mierzei przy nie tak znowu nadzwyczajnym dopychającym wietrze 8-9'B. Był tam ktoś z „entuzjastów” przy takim wietrze? Porównał to ktokolwiek z warunkami na osłoniętej redzie Gdańska czy Gdyni?
Czy ktoś zastanowił się, jak będą kształtowały się stawki ubezpieczeń dla takiej ryzykownej żeglugi, zwłaszcza w porównaniu ze znikomym ryzykiem korzystania z głębokowodnego, szerokiego i bezpiecznego wejścia do Gdyni, Gdańska czy Portu Północnego?
Ja uważam, iż dla każdego, niekoniecznie ekonomicznie wykształconego obywatela Polski, musi być jasne, ze nawoływanie do uczynienia z Elbląga portu morskiego jest działalnością z punktu widzenia podatnika niemądrą, wręcz szkodliwą.
Kochani „kanało-entuzjasci”! Wydajcie dychę na kalkulator, spójrzcie na mapę i pójdźcie po rozum do głowy...
Ewentualnie – czy nie możecie, jak gdzie indziej w świecie, zebrać prywatnego konsorcjum, gotowego inwestować w kanałowym przedsięwzięciu prywatne pieniądze? Szczerze mówiąc – tylko takie działanie spowoduje, że inwestycje w kanał i port morski w Elblągu staną mi się obojętne. Bo ja wciąż płacę podatki w Polsce...
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter