Ciepłownia w kościele
Do 2003 roku Frombork ogrzewany był z kilku lokalnych kotłowni węglowych o mocach od 100 do 2000 kW, wyposażonych w przestarzałe i wyeksploatowane urządzenia. Było to główne źródło zanieczyszczeń powietrza, działających niszcząco także na zabytkową zabudowę Fromborka. W 2002 roku zakończono budowę miejskiej kotłowni opalanej słomą, która od tamtej pory stanowi główne źródło ciepła dla miasta. Zainstalowano trzy automatyczne kotły rusztowe o mocy nominalnej 2x3 MW i 1x1 MW o sprawności energetycznej 85 procent. Inwestycja obejmowała także budowę magazynu słomy, zainstalowanie 67 węzłów ciepłowniczych i wykonanie sieci o długości 5980 m. Ważnym motywem podjęcia takich działań była lokalizacja starej kotłowni miejskiej w zabytkowej części miasta, a dokładnie w kościele św. Mikołaja. Miejski system ciepłowniczy Fromborka był zużyty technicznie i przestarzały. Sieć cieplna była wykonana w niestosowanej już technologii kanałowej, z rurami docieplanymi wełną mineralną.
Nowa, ekologiczna kotłownia o mocy 7 MW powstała na obrzeżach miasta, przy drodze prowadzącej w stronę Baranówki. Jest dobrze wkomponowana w miejscowy krajobraz. Stanowi nowoczesny system produkcji i dystrybucji ciepła oparty na paliwie, jakim jest słoma. System składa się z kotłowni o mocy 7 MW, pięciu kilometrów preizolowanej sieci ciepłowniczej i 67 dwufunkcyjnych węzłów cieplnych. To kotłownia nowoczesna, nieustępująca poziomem technicznym kotłowniom pracującym w Europie Zachodniej (jej kotły wyposażone zostały w szereg urządzeń zapewniających płynną pracę w zakresie od 25 do 100 procent mocy). Osiąga ona średnioroczną sprawność na poziomie 80 procent, spełniając jednocześnie wymagania stawiane tego typu obiektom w zakresie emisji spalin.
"Opalamy surowcem miejscowym"
Kotłownię dzierżawi od miasta i administruje nią prywatny przedsiębiorca Leszek Hak, właściciel firmy LEOTERM. – Palimy biomasą miękką, czyli w naszym przypadku słomą. Co ważne, zbieramy ją we własnym zakresie z pól okolicznych rolników, mamy także kawałek plantacji własnej roślin energetycznych, czyli miskantusa – mówi Leszek Hak.
Dlaczego to takie ważne? Jak nie ukrywa przedsiębiorca, jeszcze 11 lat temu funkcjonował rządowy program wspierania rolników, którzy chcieli założyć i prowadzić plantację roślin energetycznych. - W okolicach Elbląga było wówczas obsadzonych takimi roślinami około tysiąc hektarów. W samym Jegłowniku było to czterysta hektarów, w Rogitach (gmina Braniewo) było to około trzysta hektarów, pola z roślinami energetycznymi były np. także w Wysokiej Braniewskiej. Miały one być zapleczem biomasy dla energetyki zawodowej, ponieważ wówczas Energa Elbląg zaczynała projekt z blokiem biomasowym. Potoczyło się to jednak w złym kierunku, dzisiaj tych plantacji już nie ma. Mi udało się uratować trzydzieści hektarów plantacji, z której korzystam – wyjaśnia Leszek Hak.
Leszek Hak podkreśla, że pozyskiwanie słomy od lokalnych rolników ma także zalety ekonomiczne dla środowiska gminnego. - Opalamy surowcem „miejscowym”. Zauważmy, że przy obecnych cenach oleju napędowego transport takiego surowca, jakim jest słoma „zabija” cały interes. Zajmuje ona dużo miejsca i przewiezienie jej z większej odległości wychodzi bardzo drogo w stosunku do tony. U nas jest to najprostsza forma, proekologiczna. Słomę jedynie prasujemy, żeby przewieźć i zmagazynować. Minimalizujemy więc ślad węglowy. Z tego właśnie powodu staramy się ją pozyskiwać jak najbliżej naszej ciepłowni. Mamy podpisane umowy z rolnikami, którzy posiadają pola w okolicy. Mówię tutaj o promieniu około czterdziestu kilometrów. Nie wyprowadzamy więc pieniędzy za paliwo do spółek węglowych, zostawiamy je w regionie – mówi Leszek Hak.
Baloty jak dachówki
Magazyn słomy obecnie znajduje się na zewnątrz kotłowni. Ma się to w niedalekiej przyszłości zmienić, ponieważ miasto Frombork realizuje już projekt pt. "Modernizacja istniejącej kotłowni gminnej poprzez rozbudowę o magazyn opału". - Powinniśmy mieć magazyn wewnętrzny, ponieważ słoma to surowiec higroskopijny. Obecnie składujemy ją na wolnym powietrzu i stosujemy naturalną ochronę. Na górze balotów przeznaczonych do spalania, kładziemy stare baloty, każdego roku je zakładamy i zdejmujemy. Traktujemy je trochę jak dachówki. Gdy są już na tyle zgniłe, że się do tego nie nadają, to oddajemy je rolnikowi, aby rozrzucił je sobie na polu lub do oczyszczalni ścieków w Braniewie. Tam jest to mieszane z osadem pościekowym przy produkcji kompostu - wyjaśnia Leszek Hak.
Słoma z magazynu na wolnym powietrzu jest transportowana ładowarkami do tego pod dachem.
- Jest to nasz magazyn podręczny, nazywamy go stodołą. Surowiec trafia na stół podawczy w dwóch rzędach, następnie do szarpacza bębnowego. Ten rozrywa ją, aby móc podawać taśmociągiem jako ciągłą strugę do kotła. I to jest już koniec obróbki słomy. Z kotła ciepło „idzie” do miasta. Za kotłem wszystko odbywa się już analogicznie, jak w klasycznej ciepłowni węglowej. Ważny jest także układ odpopielania. Popiół spada do wanny z wodą, jest w ten sposób gaszony. To tzw. odpopielanie mokre. Podajniki zgrzebłowe wysypują popiół do kontenera na zewnątrz. Popiół magazynujemy w specjalnym kojcu i używamy go na plantacji roślin energetycznych jako nawóz. Zawiera on około 7 procent masy organicznej niespalonej, jest żyzny. Na popiele z węgla nie wyrośnie nic, bo to jest żużel - mówi Leszek Hak.
"Jesteśmy zeroemisyjni"
Jak podkreśla Leszek Hak, we fromborskiej kotłowni nie są używane pelety. To bardzo ważne z punktu widzenia ekologii. - Słomę prasujemy prasami wysokiego zgniotu, aby zmniejszyć koszty transportu, osiągamy zagęszczenie nawet do 170 kg na m3. To dużo, ponieważ spalamy słomę o zagęszczeniu 20 do 30 kg na m3. Nie używamy peletów, bo za tym idzie duży ślad węglowy. Słomę w balotach dowozi się w tej formie do fabryki, gdzie jest mielona na drobny pył i przy bardzo dużym wydatku energetycznym jest prasowana w granulki (tzw. pelet), zsypywana na samochody i wywożona do elektrociepłowni, 100, czy 200 km dalej. Tam się to zsypuje, mieli i następnie spala. Ślad węglowy już się więc bardzo wydłuża – wyjaśnia Leszek Hak.
Przedsiębiorca nazywa fromborską kotłownię zeroemisyjną. - Emitujemy tyle dwutlenku węgla, ile zasymilują w procesie fotosyntezy rośliny, które pozyskujemy. Jest to taki zamknięty obieg, czyli jesteśmy ciepłownią zeroemisyjną. Dodam, że podczas palenia węgla wytwarza się dwutlenek siarki, który jest szkodliwy dla zwierząt i ludzi. W naszej ciepłowni ilość produkowanego dwutlenku siarki jest ośmiokrotnie mniejsza, niż w ciepłowniach węglowych. Podkreślę, że ciepłownia jest usytuowana na obrzeżach miasta, a osoba, która ją projektowała wzięła również pod uwagę tzw. różę wiatrów, czyli diagram wiatrów. My emitujemy parę wodną, jest ona doskonale widoczna, ale dzięki temu wiatry pchają ją w stronę przeciwną niż miasto – mówi Leszek Hak.
Mniejsze rachunki
Jak podkreśla Leszek Hak, dzięki ekociepłowni, mieszkańcy Fromborka mają o około 30 procent mniejsze za nie rachunki, niż elblążanie. - Na pozyskanie energii równoważnej spaleniu 1 t węgla potrzeba spalić ok 1,5 t słomy. Obecna cena 1 t węgla wacha się w okolicy 2000 zł – ekogroszek, 1200 zł – miał węglowy, natomiast 1 t słomy kosztuje ok 350 - 400 zł, tak więc koszt paliwa jest niższy w ciepłowni na biomasę. Z naszej sieci korzysta osiemdziesiąt procent odbiorców Fromborka. Podłączone są do niej bloki, ale także szkoła, przedszkole, ośrodek zdrowia, plebania katedry, czy muzeum. Ciepło pozyskane z biomasy powinno być przyszłością energetyki. Jednak jestem w branży ponad 20 lat i zatoczyłem już parę okrążeń paradoksu historii. Najgorszy negatywny efekt wywiera brak ciągłości programów rządowych wspierających takie ciepłownie. To powoduje, że jest to obecnie działalność marginalna. Jeszcze 15 lat temu było takich ciepłowni dużo. Trzeba stworzyć programy, które będą wspierały pozyskiwanie biomasy, a na przykład w ubiegłym roku wydarzyła się rzecz odwrotna. Wprowadzono ekoschematy i rolnicy przestali sprzedawać słomę do celów energetycznych. Stabilność musi iść z góry, tak jest na przykład w Danii – wyjaśnia Leszek Hak.
Fromborska ekociepłownia sprawdziła się, gdyż, jak zaznacza Leszek Hak, nałożyło się na to kilka pozytywnych czynników. – Mamy tutaj dobry układ lokalny. Ciepłownia nie jest duża, ma 7 megawatów mocy znamionowej, a okolica jest w stanie zasilić ją w biomasę. Czyli mamy krótki transport dzięki wieloletniej współpracy z lokalnymi rolnikami. Nasz proces technologiczny ułożony jest w stu procentach: od sadzonki rośliny, przez jej wzrost, pozyskanie, spalenie, wyprodukowanie ciepła. U nas również nie brakowało sceptyków, łącznie z załogą ciepłowni, która powątpiewała w powodzenie tej inwestycji. A jednak się udało. Zmiana jakości powietrza będzie miała znaczenie przy staraniach się Fromborka o otrzymanie statusu uzdrowiska. Wierzę w ekologię. Jestem zwolennikiem tego, aby takie obiekty pozostawały w gminach, a nie w wielkich ośrodkach. To projekt skrojony na miarę możliwości i dlatego działa. Myślę, że w okolicznych gminach powinno powstać więcej takich obiektów i w zupełności dadzą sobie radę. Nie należy podążać na skróty, chociaż węgiel, jako paliwo, jest łatwiejszy na wielu polach - mówi Leszek Hak.
Jakie pozytywne korzyści uzyskano uruchamiając we Fromborku kotłownię na biomasę? Jest ich co najmniej kilkanaście – czytamy w opracowaniu na ten temat przygotowanym przez Ryszarda Lipskiego, Stanisława Orlińskiego i Marcina Tokarskiego z Prywatnej Wyższej Szkoły Ochrony Środowiska w Radomiu, Wydział Mechaniczny, Politechnika Radomska. Wymieńmy kilka:
"Lepiej się oddycha"
Mieszkańcy Fromborka, z którymi udało nam się porozmawiać, mówią, że czują poprawę jakości powietrza w mieście. - Podczas spaceru możemy też to sprawdzić. Na promenadzie, niedaleko Zalewu Wiślanego i miejskiej plaży stoi tzw. ekosłupek. Kiedy świeci się na zielono, to znaczy, że jakość powietrza jest dobra. Prawie zawsze świeci się na zielono. Mieszkam i prowadzę sklepik we Fromborku od 12 lat, i z roku na roku czuję tę poprawę powietrza. Lepiej się oddycha, nie ma smogu, a dawniej był - mówi pani Krystyna.
Panie Katarzynę i Małgorzatę spotykamy w miejscowym dyskoncie. Też twierdzą, że jakość powietrza we Fromborku się poprawiła.
- Dawniej jak latem się wyszło w białej bluzce na miasto, to gdy się wróciło do domu, jej kołnierzyk był czarny. To nie jest żart. Mieszkam tutaj od urodzenia, czyli od 74 lat i mogę śmiało powiedzieć, że powietrze jest bardziej czyste dziś, niż dawniej - mówi pani Katarzyna.
- Ja to również potwierdzam, lepiej, tak jakoś lżej się oddycha. I nie widać takiej sadzy, tak to nazwę, w powietrzu. Myślę, że rzeczywiście ta nowoczesna kotłownia do tego się przyczyniła - dodaje pani Małgorzata.