Kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego, 16 grudnia, kolumna czołgów I Warszawskiego Pułku Czołgów im. Bohaterów Westerplatte jechała z Elbląga do Gdańska. Żołnierze mieli rozkaz stawienia się przed Stocznią Gdańską. Panował siarczysty mróz. Na trasie nr 7 w okolicach Nowego Dworu Gdańskiego jeden z czołgów, najprawdopodobniej na skutek awarii, zjechał z trasy, uderzył w barierkę mostu i wpadł do rzeki Linawy. Zginęła cała czteroosobowa załoga. To zdarzenie wspominają okoliczni mieszkańcy.
- Z domu wszystko widzieliśmy, jak te czołgi jechały.... - Krzyczałam: ratujcie tych chłopców! Ale nie było jak ratować, czołg wpadł i wszystko się zakotłowało. Nie mogę sobie darować, że zginęli tacy młodzi ludzie, którzy najprawdopodobniej nie wiedzieli, po co jadą. Może niektórzy wiedzieli i celowo wjeżdżali do rowów, by nie strzelać do swoich braci, Polaków...
W sprawie wypadku prowadzono śledztwo. Wykazało ono, że to kierowca czołgu popełnił błąd, bo jechał zbyt szybko po bardzo śliskiej jezdni i nie mógł opanować pojazdu. Czołg wydobyto z rzeki po trzech dniach. Odmrażano go w stoczniowym hangarze. Ciała żołnierzy wystawiono w klubie przy ul. Mierosławskiego.
Młodzi żołnierze służby zasadniczej: Marian Pudlak, Wiesław Stankiewicz (z Elbląga), Roman Tofiluk i Henryk Kosno, pośmiertnie otrzymali awanse. Miejsce wypadku czołgu upamiętnia przy barierce mostu krzyż i tablica z nazwiskami.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter