Do podnóża Gęsiej Góry, na której szczycie znajdują się ruiny budowli (rozpoczęta w latach 20. XX wieku miała być mauzoleum niemieckiego kanclerza Otto Bismarcka, ale nigdy nie została ukończona) dojechać można ulicą Podchorążych lub Wyżynną. Góra i ruiny wśród elbląskiej młodzieży znane są pod nazwą „bis”. Okolica z szerszej perspektywy wydaje się zielona i radosna. Pobliskie pola, łąki i lasy tworzą spacerowy klimat tego miejsca, a malowniczy widok na panoramę Elbląga sprawia, że zapominamy o wysiłku wejścia na szczyt.
Z bliska dostrzec można jednak „śmietnikowy” charakter tego miejsca. Potłuczone butelki po piwie, winie, wódce, przemieszane z niedopałkami papierosów i opakowaniami po papierosach, urozmaicone gdzieniegdzie opakowaniami po przeróżnych artykułach spożywczych, sprawiają, że nie jest to idealne miejsce na rodzinne wycieczki.
Gdy się przyjrzeć uważniej, zauważyć można w tym oceanie szkieł i petów zużyte prezerwatywy.
Poza negatywnymi przejawami działalności młodzieży na „bisie”, czyli „ostrymi imprezami” - jak to określił jeden z Czytelników - można odnaleźć także pozytywne przejawy działalności elbląskich nastolatków. Otóż pierwszym jest twórcza działalność, na której ślady można natrafić na południowym zboczu góry, gdzie z pomocą mięśni, łopat i Bóg wie czego jeszcze powstał kompleks skoczni i ramp rowerowych, na których czasem można spotkać grupy rowerzystów. Przykładem inicjatyw proekologicznych może być widoczna na zdjęciach segregacja odpadów (niepotłuczone butelki ułożone w jednym miejscu dla - jak to ujął Czytelnik - „zbieraczy” oraz pety w dołku pełniącym - zdaje się - funkcję popielniczki). Śladami budzącymi mieszane uczucia są porozrzucanie tu i tam podpaski oraz tubka po farbie malarskiej.
[fotor]
Refleksję nad przyczynami takich zachowań młodzieży i takiego stanu rzeczy w tym malowniczym zakątku - bo takim mógłby być - można zacząć od wypowiedzi Czytelniczki, która napisała: „Mam 15 lat i powiem wam, że teraz, jeśli nie chodzi się „na bisa” albo przynajmniej nie pije co tydzień gdzie indziej, to jest się niczym w szkole, wśród przyjaciół. [...] nie byłaś nigdy na „bisie”? weeeź, ale ty zacofana jesteś!”.
Wypowiedź ta zwraca uwagę na smutny fakt istnienia w świadomości elbląskich nastolatków przekonania o tym, że jest w Elblągu takie miejsce, w którym można bezkarnie łamać prawo. Patrząc na to zjawisko z perspektywy teorii rozbitych okien (zakładającej, że brak reakcji na łamanie mniej ważnych norm społecznych, np. tłuczenie szyb w oknach w danej dzielnicy, sprzyja wzrostowi przestępczości i łamaniu innych norm na zasadzie zaraźliwości - źródło: www.wikipedia.pl), można dojść do wniosku, że „bis” jest właśnie takim rozbitym oknem (czyli samoorganizującą się „instytucją” psucia elbląskiej młodzieży). Zdaje się prawdą, że nie sposób powstrzymać nastolatków od bycia nastolatkami i że nierobienie nic z takimi miejscami można uznać za przyczynianie się do ich zepsucia.
Ciężko jest też obwiniać policję i „sympatycznego” (jak to ujął jeden z Czytelników) dzielnicowego, bowiem na górę wjechać można tylko jedną drogą, uciec z niej prawie w każdym kierunku, a nadjeżdżające patrole widoczne są już z daleka. Atrakcyjność tego miejsca potęguje także nieduża odległość od kompleksu szkół przy ulicach Saperów i Bema (około 1km). Pamiętam czasy, gdy organizowane były przez policję obławy z wielu stron, czas jednak pokazał, że nie był to skuteczny sposób położenia kresu libacjom.
W rozwiązaniu problemu „bisa” pomocna może być rada Czytelnika, który napisał:
„Zagospodarowanie terenu Gęsiej Góry to ostatnia deska ratunku dla tego miejsca. Bo teraz aż się przykro człowiekowi robi, kiedy popatrzy, co się stało z tą piękną i spokojną niegdyś lokalizacją.”
Czy samo patrzenie w kierunku ratusza może pomóc?
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter