O tym, że w Elblągu żyją Romowie, dotąd właściwie się nie mówiło. Czasem na ulicach można zobaczyć ubrane w charakterystyczny sposób kobiety z dziećmi. Większość osób mija je z pośpiechem i wzrokiem zwróconym w inną stronę. Jak się wydaje, jedyną jak dotąd poważniejszą próbą podjęcia tematu był zrealizowany półtora roku temu spektakl teatralny "Nadzieja". Mieszkająca w Kanadzie elblążanka, reżyser i antropolog Magdalena Kazubowski - Houston przygotowała go na podstawie rozmów z romskimi kobietami. I to tyle.
Na marginesie
Iza Stankiewicz została niedawno elbląską asystentką do spraw edukacji romskich dzieci. Dba, by pojawiały się w szkole, zbyt długo nie chorowały, a w ciągu roku szkolnego zbyt często nie wyjeżdżały z miasta ze swoimi rodzicami. Iza Stankiewicz mówi, że członkowie jej społeczności borykają się z wieloma podstawowymi problemami:
- To przede wszystkim kłopoty mieszkaniowe. Mieszkania są często w złym stanie, wymagają remontów. Wielu Romów nie ma pracy. Jest to jeden z powodów, dla których dzieci często nie chodzą do szkoły, bo brak pieniędzy na ubranie i podręczniki. Wiele osób potrzebuje pomocy i fachowych porad, ale nie mają do kogo się z tym zwrócić.
Brat pani Izy, przewodniczący Międzynarodowego Związku Romów Stanisław Stankiewicz przypomina, że sytuacja Romów w Polsce jest wyjątkowo trudna, bo jeszcze nie tak dawno mogli oni jeździć taborami i ich życie wyglądało zupełnie inaczej.
- Zakaz życia w taborach został wprowadzony bodaj w 1964 roku, ale jeszcze w latach siedemdziesiątych wielu z nas wyruszało w drogę - mówi Stanisław Stankiewicz. - Trzydzieści, czterdzieści lat trwania tej nowej sytuacji to z jednej strony bardzo długo, ale z drugiej - bardzo krótko, bo dla Romów był to okres takiego wielkiego zdziwienia, braku aprobaty wobec tego, co się stało - i prób powrotu do dawnego życia.
Romanipen
Dzięki dziesięcioletniemu rządowemu programowi dla polskich, a w tym i elbląskich Romów nadchodzą lepsze czasy.
- Ważne, aby lokalne społeczności wspólnie rozwiązywały problemy, jakie mają Romowie, a rządowy program to początek takiego myślenia – zauważa Stanisław Stankiewicz.
Pomocy, na którą w najbliższych latach rząd planuje przeznaczyć wiele milionów złotych, towarzyszyć jednak będzie wyzwanie: jak otwierając się na tę pomoc nie stracić własnej tożsamości?
- Nasza tradycja od wieków jest przekazywana z ojca na syna i wierzę, że nie tak łatwo będzie ją zniszczyć - mówi Iza Stankiewicz. - Jest romanipen - nasz niepisany kodeks zasad, praw i obowiązków. Na ich straży stoi król Romów i starszyzna. Ja sama będę dążyła do tego, żeby wszystkie nasze dzieci uczyły się, były wykształcone, zdobyły zawód, ale nie oderwały się od swoich korzeni.
Właściwa edukacja to podstawa - uważa także Stanisław Stankiewicz:
- Dzięki wykształceniu Rom będzie miał szansę na lepsze życie, będzie miał też argumenty na potwierdzenie swojej tożsamości – mówi.
Bez języka, bez perspektyw
Monika Głowacka, uczennica jednej z elbląskich szkół przyznaje, że spotkała się z tym, iż traktowano ją inaczej, bo jest Romką:
- Zdarzały się niemiłe reakcje na moją obecność, że np. ktoś na mnie dziwnie patrzył. Staram się jednak nie zwracać na takie zachowania uwagi i cieszyć się tym, kim jestem, a jeśli ktoś nie chce mnie zaakceptować, nie musi tego robić. Jestem dumna z tego, że jestem Romką, cieszy mnie to, że jesteśmy wspólnotą - łączy nas silna więź. W czasie świąt wszyscy zjeżdżamy się, spędzamy ze sobą czas, przestrzegamy naszych zasad...
Beata Karpińska, nauczycielka, która w Ośrodku Szkolno - Wychowawczym nr 1 przy ul. Kopernika w Elblągu pracuje z romskimi dziećmi:
- Zdarza się, że brak dobrej znajomości języka polskiego sprawia, że te dzieci trafiają do szkół specjalnych. Nawet jeśli trafią jednak do zwyczajnych szkół, bardzo dużo zależy od świadomych nauczycieli. Nauczyciel powinien zadać sobie trud zdobycia informacji o kulturze Romów i powinien do nich podchodzić z szacunkiem. Będzie wtedy dla tych dzieci wsparciem i one będą do szkoły przychodzić. Romskie dzieci może nieco egzotycznie wyglądają, ale zachowują się, jak inne i chcą normalnie funkcjonować. Mają takie same marzenia i pragnienia.
Sąsiedzi
- Chcemy, aby bariery między Romami i Polakami zostały przełamane - zapewnia Iza Stankiewicz. - Jeśli Polacy poznają naszą kulturę i życie, może wtedy inaczej na nas spojrzą. Chciałabym, żeby zaakceptowano nas takimi, jakimi jesteśmy. Chciałabym, żeby moja sąsiadka wiedziała, że ci, którzy obok niej mieszkają, to Romowie, że mają swoją kulturę i obyczaje, ale są takimi samymi sąsiadami, jak inni.
Czy daleka do tego droga?
- Daleka - uśmiecha się Romka - ale jestem optymistką i wierzę, że to się kiedyś uda.
W Szkole Podstawowej nr 19 czynna jest wystawa prac plastycznych. To plon pierwszego konkursu dla uzdolnionych romskich uczniów. Warto tę skromną wystawę odwiedzić. Jej tytuł to: "Spójrzcie na mnie inaczej".
Monika Głowacka mówi:
- Dzięki tej wystawie możemy pokazać, że na wiele nas stać. Są tacy, którzy mówią: Rom nic nie potrafi. Może jeśli takich inicjatyw będzie więcej, jeśli będziemy mogli się częściej pokazywać, nie będzie takich opinii. Potrafimy i śpiewać, i malować, i tańczyć, i robić dobrze wiele innych rzeczy...
***
W Polsce żyje około 20 tysięcy Romów - wynika z raportu pt. "Romowie w Polsce - opis sytuacji", jaki przygotowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Romowie są potomkami indyjskich koczowników, którzy w Europie pojawili się między VI a XI wiekiem. W Polsce obecni są od początku XV wieku.
Większość z nich należy do czterech grup etnicznych: Romów Karpackich (inaczej: Górskich lub Bergitka Roma; już od XV wieku przybywali do Polski przez Karpaty - z Wołoszczyzny, Węgier i Słowacji), Polska Roma (ich przodkowie przybyli do nas w okresie od XVI do XVIII wieku w wyniku prześladowań, jakich doświadczali w krajach niemieckich), Kełderaszy (Kelderari, Kalderasza, Kotlarze; przybysze z dzisiejszej Rumunii; w Polsce zaczęli się pojawiać od lat 60-tych XIX wieku) oraz Lowarów (Lovara, Łowaria - w Polsce pojawili się razem z Kełderaszami; dawni mieszkańcy dzisiejszej Rumunii i Węgier; zajmowali się handlem końmi i tekstyliami).
W latach 60 - tych dwudziestego wieku, kiedy władze PRL zakazały Romom życia w taborach, większość osiedliła się w miastach, wielu wyjechało za granicę. Państwo próbowało wtedy m.in. wymusić ma romskich rodzinach przestrzegania obowiązku szkolnego, ale - jak czytamy w raporcie – "nieprzystosowanie dzieci do wymogów szkolnych, niechęć lub wręcz wrogość rodziców (...) oraz nieprzystosowanie szkoły i nauczycieli do nauczania Romów, przesądziły o niepowodzeniu akcji". Z danych MSWiA wynika, że dziś obowiązkiem szkolnym objętych jest około 70 procent romskich dzieci. Frekwencja na lekcjach jest jednak niska - uczniowie często wyjeżdżają z rodzicami na dłuższy czas, np. towarzysząc im w handlu obwoźnym.
Niewiele czasu spędzają w szkole także 13- 15-letnie dziewczynki. Są one u Romów kandydatkami na żony i rodzice w obawie przed porwaniem przez przypadkowego zięcia zabierają dziewczynki ze szkoły. Po ślubie młode mężatki nigdy już tam nie wracają.
Poważnymi problemami romskiej społeczności są też: związane z brakiem wykształcenia i biernością bezrobocie, a co za tym idzie - złe warunki materialne oraz socjalne. Wielu rodzin nie stać nie tylko na zakup podręczników czy pomocy szkolnych, ale nawet na prawidłowe odżywianie, odzież czy obuwie.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter