W ostatnich latach profilaktyka zmieniła się. Co to za zmiany?
Do tej pory stosowaliśmy klasyczny podział - na pacjentów, u których zajmowaliśmy się profilaktyką pierwotną lub wtórną. Ogólnie rzecz biorąc pierwotną stosowaliśmy u ludzi, którzy nie mieli objawów choroby wieńcowej, mieli jednak tzw. czynniki ryzyka - nadciśnienie, cholesterol, cukrzycę czy otyłość, wtórną zaś u takich, u których wystąpiła już choroba. To był taki sztywny podział.
Obecnie staramy się dzielić pacjentów na grupy ryzyka. Na przykład pacjent chory na cukrzycę ma identyczne ryzyko powikłań sercowo - naczyniowych jak pacjent po zawale serca. Tworzymy swego rodzaju strategię oceny stopnia zagrożenia i traktujemy pacjenta w zależności od tego stopnia. Są cztery stopnie zagrożenia: łagodny, umiarkowany, silny i bardzo silny. I to właśnie jest inne podejście do sprawy.
Jakie czynniki mogą wpływać na to, że pacjent może być zaliczony do tej najbardziej zagrożonej grupy? Jak się tego przestrzec?
Te czynniki wymieniłem już wcześniej. Jeżeli na przykład mężczyzna po 45 roku życia ma nadciśnienie i pali papierosy jest automatycznie przerzucany do tej grupy. Część z nich można zlikwidować - można obniżyć nadciśnienie i przestać palić papierosy, ale innych się nie da. Wiek i płeć nie ulegają modyfikacji, modyfikacji ulega m.in. cholesterol. Można też zmienić tryb życia na bardziej ruchliwy. Trudno może mówić o tym zimą, ale tak właśnie jest.
Basen, siłownia?
Tak, jest młode pokolenie tzw. ludzi biznesu, którzy dbają o siebie, pilnuję się i kontrolują. To jest tzw. nowa generacja. Jest to niestety znikomy procent społeczeństwa.
Czyli bez dobrej woli ze strony pacjenta profilaktyki nie ma?
Profilaktyki nie ma. Musi być natomiast świadomość oraz współdziałanie na linii lekarz - pacjent. On musi zrozumieć, że z tego będzie miał konkretną korzyść - przedłużenie życia.
Polacy są świadomi tych zagrożeń?
Polskie Towarzystwo Kardiologiczne prowadzi w tej chwili największy w świecie program badawczy, który obejmuje 350 tysięcy Polaków, ma zaś objąć cały milion. Wynika z niego, że połowa społeczeństwa nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Znają je tylko ci, którzy się zetknęli z chorobą, lecz wtedy jest już za późno. Zagrożenia muszą poznać ci, u których łatwiej zmienić występujące czynniki ryzyka.
Jak więc dotrzeć do tej drugiej połowy?
To są oczywiście akcje, oczywiście udział środków masowego przekazu, ale to też jest niewystarczająco. Moim zdaniem za mały nacisk na sposób ubezpieczenia kładą firmy ubezpieczeniowe. Muszą one wszystkich poinformować: "jeżeli chcesz być dobrze ubezpieczony, musisz dbać o swoje zdrowie". W ten sposób znacznie obniżono zachorowalność w Stanach Zjednoczonych. Tam firmy przejęły na siebie ciężar informowania oraz - co ważniejsze - egzekwowania od pacjenta likwidowania czynników ryzyka. Firma ubezpieczeniowa znajdzie sposób na to, żeby np. oduczyć palacza palić.
Na przykład?
Pamiętam takie zdarzenie, kiedy w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej nie można było zmusić pilotów do obniżenia poziomu cholesterolu. Kiedy jednak lekarz odpowiedzialny za ich badania odsunął ich od latania na jakiś czas, a w związku z tym poszło obcięcie premii, natychmiast uregulowano ten poziom. Czyli motywacja, łagodnie stosowana, ale jakaś musi być. Trzeba uderzyć po kieszeni.
Jak Polacy wypadają na tle innych krajów?
Wcale nie jest tak źle. Jeżeli chodzi o kobiety, to można powiedzieć, że weszliśmy do ścisłej czołówki europejskiej, a jeżeli chodzi o mężczyzn - mieścimy się tuż za średnią europejską, ale wyprzedzamy Stany Zjednoczone. Nasz cel jednak to dalsza likwidacja chorób sercowych i zgonów sercowych, które są w Polsce wciąż najczęstsze.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter