Joanna Ułanowska-Horn: Rozpoczął pan już przygotowania do uruchomienia firmy w budynku Renomy, tej Renomy, która jest w stanie upadłości…
Sławomir Sawicki: Jesteśmy w trakcie przejmowania budynku i spisywania inwentarza, który odziedziczyliśmy po Renomie.
J.U.: Czy wiele było zachodu z załatwieniem wszystkich formalnych spraw? Było to przedsięwzięcie, w którym uczestniczyły władze miasta.
S.S.: "Męczyliśmy" się od jesieni ubiegłego roku wspólnie z miastem, żeby można było podpisać akt notarialny.
J.U.: Proszę wyjaśnić, na czym polegało to przedsięwzięcie?
S.S.: Życzyłbym sobie, aby odbudować prestiż byłej spółdzielni Renoma, już nie jako spółdzielni, ale jako spółki pod nazwą Renoma. Będziemy to czynić jednak małymi kroczkami, tak, aby nie utracić płynności finansowej.
J.U.: Czy udałoby się panu to zrobić bez finansowej pomocy miasta?
S.S.: Na pewno nie. Rola prezydenta jest tu naprawdę przeogromna z prostej przyczyny: upadłości mają to do siebie, że majątek jest sprzedawany w różne ręce. Majątek Renomy akurat został zatrzymany do czasu, kiedy znalazł się przedsiębiorca, który mógł spełnić pewne warunki.
J.U.: A jaka jest zależność pomiędzy pańską firmą a miastem?
S.S.: Zależności nie ma żadnej. Idea tego przedsięwzięcia polegała na tym, aby można było odbudować zakład i przejąć go od syndyka. Tam było dużo zobowiązań. Prawo upadłościowe jest takie, jakie jest. Syndyk chciał więc zbyć nieruchomość za jak najkorzystniejszą cenę. Natomiast my, jako przedsiębiorstwo, mogliśmy dać tyle, ile mogliśmy. Miasto uczestniczyło w zakupie tej nieruchomości, otrzymując część udziałów.
J.U.: Czy dużo pan zaryzykował? Czy to jest przedsięwzięcie opłacalne?
S.S.: Gdyby nie było opłacalne i gdybym nie widział możliwości, to na pewno nie włożyłbym tam nawet złotówki. Nie chodziło przecież o nabycie nieruchomości. Ja bym jej nawet za darmo nie chciał, gdybym wiedział, że nie będę mógł tam nic robić. Przejęliśmy pewien potencjał i chcemy go wykorzystać. Ocena ryzyka jest trudna, bo jeżeli np. przyjmiemy kryterium wyłożonych środków finansowych to określę, że to jest bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. To były naprawdę niemałe pieniądze, kilka milionów zł. To zaowocuje jednak nie za rok czy dwa, ale za pięć, sześć lat.
J.U.: Co pan zamierza produkować?
S.S.: Na pewno zamierzam kontynuować to, czym zajmowała się moja spółka do tej pory, czyli produkcją odzieży wierzchniej z materiałów. Chcemy ten kierunek rozwijać. Mamy zamiar kreować na polskim rynku własną markę.
J.U.: Ma pan zamówienia? Będzie pan miał zbyt?
S.S.: Obecnie będziemy opierać się przede wszystkim na przeszyciach. Jesteśmy w trakcie uzgodnień z firmą brytyjską, będzie to bardzo duży kontrakt. Jeżeli go zaczniemy realizować, gwałtownie wzrośnie zatrudnienie.
J.U.: Będzie praca...
S.S.: Życzę sobie, abym w tym roku zatrudnił do 100 osób. To będą przede wszystkim kobiety.
J.U.: Złożył pan już ofertę zatrudnienia? Na pewno mieszkańcy już do pana telefonują...
S.S.: Na pewno to ogłosimy. Nie będziemy robili naboru po cichu, od kuchni. Zgłosimy i złożymy zapotrzebowanie w Powiatowym Urzędzie Pracy. Sami natomiast potrzebujemy czasu, by się zorganizować. Proszę więc być cierpliwym. Od 1 maja wszystko będzie już wiadomo.
Rozmowy Studia El prezentowane są w każdy wtorek i piątek na antenie Telewizji Elbląskiej wieczorem, około 18.30.
przyg. Joanna Ułanowska-Horn (Polskie Radio Olszty
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter