W czasie wizyty w Zakładach Mechanicznych im. gen. Karola Świerczewskiego, rozmawiałem z młodym robotnikiem. Niedawno ożenił się i niedawno otrzymał mieszkanie. W rozmowie utyskiwał, że po ciężkiej pracy nie ma się gdzie zabawić. Kiedy wyraziłem chęć odwiedzenia jego nowego mieszkania, zaprosił mnie do siebie.
W mieszkaniu było czysto i schludnie. Kobieca ręka starała się urządzić je przytulnie, chociaż nie zawsze ze smakiem. Na ścianach wisiały okropne oleodruki, jakieś wyszywane kolorową nicią kotki, na tapczanie leżały włóczkowe, jaskrawe poduszki. Nie dziwiłem się temu. Kto miał nauczyć młodą dziewczynę urządzania wnętrz mieszkalnych. Nie to mnie jednak zdziwiło. Dziwiło mnie natomiast, że rozglądając się po mieszkaniu nie zauważyłem ani jednej książki.
Odbiegam wprawdzie od tematu, lecz swoje wrażenia z wizyty w mieszkaniu młodego małżeństwa opisuję dlatego, że zdziwiła mnie całkowita ignorancja obojga małżonków w wielu sprawach dotyczących naszego życia. Wykazała to nasza przeszło godzinna rozmowa. Później przekonałem się, że początkowe i późniejsze narzekania mojego przypadkowego znajomego mają swoje głębsze źródła.
Otóż – kiedy dowiedziawszy się, że wieczory przeważnie spędzają w domu, a nie mając radia, nudzą się, jak owe przysłowiowe „mopsy” poradziłem, aby, udali się do teatru, kina, czy wreszcie do świetlicy zakładowego domu kultury, ale w odpowiedzi obydwoje machnęli – jakby się umówili – pogardliwie rękoma.
Ci ludzie z którymi rozmawiałem, (a było ich wielu i z różnych środowisk), podobnie jak owo robotnicze małżeństwo, na moje pytanie o tzw. przejawy kulturalnego życia w ich mieście – machali tylko rękoma. Cóż było robić? Wypadało mi bliżej zapoznać się z działalnością kulturalnych ośrodków Elbląga. W domu Kultury Zakładów Mechanicznych nie zastałem kierownika. Przebywa na kursie szkoleniowym. Z tego, co zdołałem dowiedzieć się od korespondentów naszej gazety, można wysnuć wniosek: z życiem kulturalnym w tym czołowym w Elblągu zakładzie przemysłowym jest źle.
Jest dom kultury, lecz żadna jego sekcja nie pracuje systematycznie i planowo. Oddawana nie było interesujących odczytów i przedstawień teatralnych w szkoleniu związkowym bierze udział niewielka tylko grupa aktywistów. Dobrze pracuje tylko biblioteka, którą kieruje tow. Wąsik, lecz nawet biblioteka napotyka na poważne trudności, a tow. Wąsik przy pomocy dość licznego aktywu miłośników książki, nie zaagituje oczywiście całej załogi do czytania. Wypadałoby zatem pomyśleć otworzeniu bibliotek i świetlic wydziałowych. Lecz trzeba przede wszystkim zwiększyć troskę całej partyjnej organizacji, a przede wszystkim Komitetu Zakładowego o sprawy kultury i wychowanie człowieka. Tej troski na razie nie ma, o czym świadczy np. fakt, że latem odbyły się zaledwie z wycieczki, kilkudziesięciu zresztą robotników, do Krynicy Morskiej i do Lublina, a ośrodek wczasów niedzielnych w Kadynach świecił pustką podczas lata.
A teatr? – zapytacie. Owszem. Teatr w Elblągu jest i to nawet dobry... lecz dysponuje niewielką ilością miejsc, a aktorzy i sam teatr są tu tylko gośćmi. Od roku trwają targi o oddanie czasu budowy nowego gmachu teatru kilku pomieszczeń na pracownię teatralne i kilkunastu izb mieszkalnych dla aktorów. Trzeba wierzyć, że Prezydium MRN zrozumie swoją rolę w kształtowaniu oblicza kulturalnego miasta i pomieszczenia te znajdzie.
Kina elbląskie nie dość, że małe, są jeszcze niechlujnie utrzymane. Dostać się do nich przy chuligaństwie i oględnie mówiąc, braku dobrego wychowania u dość licznej grupie młodzieży, jest rzeczywiście trudno. Pozostają więc tzw. lokale rozrywkowe. Trzeba przyznać, że jest ich w Elblągu sporo. Jak fama – w tym 70-tysięcznym mieście wypija się wiele „wody ognistej”.
Po tej informacji wyobrażacie sobie zapewne jak przedstawiają się lokale „rozrywkowe” w Elblągu.
Najporządniej wygląda restauracja „Słowiańska” ale nie wiem dlaczego otrzymała ona w potocznej mowie nazwę „Arizona”. Czyżby dlatego, że atmosfera w niej przypomina „Dziki Zachód?”. Moim zdaniem to miano powinno raczej przypaść domowi kultury Zakładów im. „Wielkiego Proletariatu” w Parku Modrzewie. Na odbywającej się tam właśnie „Zabawie Jesiennej” byłem świadkiem trzykrotnej awantury z tzw. „mordobiciem”, chociaż było stosunkowo wcześnie i uczestnicy nie chodzili jeszcze na „pełnych” obrotach.
Lecz dość dygresji. Zastanówmy się nad przyczynami wyżej opisanych zjawisk.
Mnie się wydaje, że główną tego przyczyną jest „bezhołowie” panujące w życiu kulturalnym Elbląga. Każdy tam sobie rzepkę skrobie, a „samodzielny” oddział kultury nie potrafi się temu przeciwstawić, gdyż Prezydium Miejskiej Rady Narodowej nie interesuje się jego działalnością. Nie troszczy się też na co dzień o sprawy kultury wydział propagandy Komitetu Miejskiego, a w powiatowym też nie wiele lepiej.
A przecież jest w Elblągu sporo ludzi mających dużą praktykę w pracy kulturalnej.
Jak można wywnioskować z przytoczonych faktów, mieszkańcy Elbląga słusznie narzekają na nudę w ich mieście. Sytuacja ta zmieni się wówczas, gdy przedstawiciele władzy ludowej w Elblągu i działacze partyjni traktować będą sprawy kultury jako jeden z najpoważniejszych czynników wychowania człowieka. I tego domagamy się od nich w imieniu mieszkańców Elbląga.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter