Na początek trochę średniowiecznej geopolityki. Nowo założone miasto na rzeką Elbląg miało w XIII w. trochę szczęścia, które pomogło mu stać się ważnym ośrodkiem handlowym. Sprzyjało mu położenie geograficzne: niedaleko krzyżowały się szlaki handlowe z Lubeki do Nowogrodu Wielkiego oraz z Węgier, Czech i Śląska nad Bałtyk. - Miasta zwykle zakładano tak, żeby były na jakimś szlaku handlowym lub w jego bliskości. Elbląg założono na tzw. „surowym korzeniu”. Wcześniejsze ślady osadnictwa tzw. „pradziejowego” to dzisiejsze tereny w okolicy dwóch kilometrów od Starego Miasta. W jego rejonie nie odkryliśmy nic starszego od miast ulokowanych przez Krzyżaków – mówi Grażyna Nawrocka, elbląska archeolog. - Złe warunki do lokacji: bagnisty teren itp., miały dla zakonników mniejsze znaczenie niż ekonomiczno – polityczne usytuowanie – do 1309 r. najważniejszego ośrodka w powstającym na terenach pruskich państwie krzyżackim. Dzięki położeniu Elbląga w tym akurat miejscu Krzyżacy mieli kontrolę nad Wisłą, szlakami do Gdańska i Królewca.
Z drugiej strony na Bałtyku nastąpiły zmiany polityczne: książęta północnoniemieccy przełamali duńską hegemonię. Współpraca kupców z różnych miast zaowocowała powstaniem Hanzy „niemieckiej” w XIII w. Z czasem stała się ona potęgą morską na Bałtyku – bez przynależności do związku handel był praktycznie niemożliwy. Warto też wspomnieć o bardzo dużej roli Zakonu Krzyżackiego – do 1309 r. Elbląg był głównym miastem Zakonu w Prusach. Postępujący od XIII w. rozwój gospodarczy i demograficzny Europy Zachodniej wymagał nieprzerwanego importu surowców oraz rynków zbytu dla produktów rzemieślniczych.
Trudne początki
- Kilkunastu zakonników przypłynęło na dwóch statkach: Pilgrim i Friedland. Do pracy przy zakładaniu miasta zmusili miejscową ludność. Przybywali osadnicy głównie z Westfalii, Saksonii, Nadrenii; dużą grupa przybyła z Lubeki i Bremy. W źródłach pisanych mamy wymienione nazwiska osadników. Mówiąc wprost: zwietrzyli, że tu można robić interes. Trzeba też pamiętać, że tereny dzisiejszych Niemiec były jak na ówczesne standardy przeludnione - wyjaśnia Grażyna Nawrolska. - Mówiąc wprost: osadnicy przybywali do Elbląga i do Prus zarobić, kolokwialnie mówiąc, zrobić biznes.
Najpierw trzeba było się umocnić, zapewnić bezpieczeństwo przed plemionami pruskimi. A potem... można było zająć się robieniem pieniędzy. Trzeba jednak pamiętać o uwarunkowaniach ówczesnego handlu. - Krzyżacy handlem i rzemiosłem się nie zajmowali, mieli od tego ludzi, którym sprzedawano, dzierżawiono, dziś myśmy powiedzieli, koncesje - mówi elbląska archeolog. - Zakon posiadał regalia, czyli wyłączność na wszystko, co wiąże się z bursztynem: od wydobywania, poprzez obróbkę do sprzedaży. Pewną ciekawostką jest fakt, że pod czas badań archeologicznych w Elblągu znaleźliśmy stosunkowo mało wyrobów bursztynowych. Do końca nie wiem czym to jest spowodowane. W Gdańsku, w Lubece odkryto całe ulice i zaułki związane z rzemiosłem bursztynniczym, w Elblągu tak dużego terenu przeznaczonego pod ten rodzaj działalności nie znaleźliśmy.
Bursztyn był wykorzystywany do produkcji przede wszystkim różańców, ale także biżuterii. Drugim produktem, do którego Krzyżacy przywiązywali szczególną wagę był import win. - Woda wówczas byłą bardzo niezdrowa. Zalecano wówczas wypijanie kilku litrów bardzo rozcieńczonego piwa - zwraca uwagę Grażyna Nawrolska. - Wina były różne. Z opisu uczty w 1409 r., kiedy rajcowie miejscy podejmowali Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena wiemy, że były hiszpańskie, reńskie, węgierskie i ciężkie, słodkie wina typu małmazja i malaga.
W początkowym okresie miasto było bardzo uzależnione od Zakonu, który chciał mieć pełną kontrolę nad tym, co się u podnóża zamku dzieje. Warto zwrócić uwagę, że początkowo tereny miejskie kończyły się na linii dzisiejszej ulicy Wodnej. - Zakon nie chciał, aby miasto miało swobodny dostęp do rzeki. Na zabudowę terenu przy rzece zezwolono dopiero w latach 30 - tych XIV w. - zwraca uwagę Grażyna Nawrolska.
Tu kupić, tam sprzedać
Handel na Bałtyku nie był możliwy bez statków. Podstawowym statkiem Hanzy była koga – duży handlowy żaglowiec z jednym masztem, który mógł być dostosowany do celów wojennych. Duża miała długość 30 metrów, zanurzenie 3 metry, wyporność 1000 ton, ładowność 300 ton. Jej wizerunek znalazł się na elbląskiej pieczęci miejskiej w 1242 r. Kolejny był hulk (na elbląskiej pieczęci od 1424 r.). Początkowo jednomasztowy (później pojawił się drugi i trzeci maszt) żaglowiec wykorzystywany do celów handlowych. W XV w. wyparł mniejsze kogi.
Elblążanie handlowali czym się dało, z kim się dało i gdzie się dało. „Robienie pieniędzy” zaczęło się od eksportu produktów lokalnych - skór, futer, łoju , miodu wosku. Eksportowano też słód, chmiel, piwo pszenne oraz bursztyn. Z Warmii pozyskiwano len (od 1341 r. w mieście działała sortownia lnu), z Wielkopolski wełnę. Handlowano konopiami, surowym płótnem i pierzem. Z Węgier sprowadzano miedź. Elblążanie wykorzystali też wzrost popytu w Europie Zachodniej na drewno do statków. Z Elbląga za Zachód płynęło drewno, smoła, dziegieć, potaż i popiół. Od XIV w. głównym produktem eksportowym było zboże sprowadzane z terenów Rzeczpospolitej. - Do tego trzeba dodać sól sprowadzaną z Luneburga zwanego „miastem na soli“. Źródłem tego surowca były też tereny Małopolski. Pokłady soli znajdowały się też na częściowo opanowanych przez Zakon Kujawach. O znaczeniu soli w tamtym okresie można dużo mówić, była przede wszystkim powszechnym środkiem konserwującym. Bez niej nie było wówczas życia - mówi Grażyna Nawrolska.
Ze Skandynawii kupcy elbląscy pozyskiwali ryby. Szczególnie ważny był śledź poszukiwany zwłaszcza podczas postów. Od 1368 r. Hanza mogła je łowić u wybrzeży Skanii. Dość szybko kupcy elbląscy niemal zmonopolizowali handel śledziami, tak ze nikt nie był w stanie z nimi rywalizować w tym asortymencie. - Handel rybami był bardzo istotną kwestią. Pamiętajmy, że wówczas 160 dni w roku obowiązywał post. Ryby, które mogły być składnikiem potraw postnych cieszyły się dużą popularnością. - mówi elbląska archeolog. Szczególnie cenne były śledzie. Wiemy m. in. o sporze kupców elbląskich z władcą Norwegii w sprawie kradzieży transportu śledzi przez lokalnych piratów lub kaprów. Elblążanie domagali się od władcy Norwegii odszkodowania i ukarania winnych. Bezskutecznie.
Życie kupca łatwe nie było. Standardem było zakładanie spółek okrętowych (nie tylko z mieszkańcami Elbląga). Kupcy osobiście pilnowali swoich interesów, tylko najbardziej zamożnych stać było na utrzymywanie przedstawiciel (komisantów) w najważniejszych portach. Kupcy skupieni byli w działającym przy kościele św. Mikołaja bractwie św. Katarzyny.
- Po naszych wykopaliskach widzimy, że sprowadzano ogromne ilości ceramiki z Nadrenii, Danii. W małych ilościach są wyroby ceramiczne z terenu Anglii, Francji, Holandii – mówi elbląska archeolog. - Warto też zwrócić uwagę, na znalezione na wykopaliskach stosunkowo drogą ceramikę. Co świadczyłoby o bogactwie elblążan.
Wszystkie uciążliwości przenieść na wyspę
Wzrost znaczenia handlu wymusił rozwój miasta. Od 1364 r. w porcie funkcjonował dźwig. Pod koniec XIII w. rozpoczęto budowę spichrzów na Wyspie Spichrzów. I tu warto się zatrzymać na chwilę. Stopniowo Wyspa Spichrzów stała się czymś w rodzaju dzielnicy gospodarczej, na którą przenoszono wszystko to, co przeszkadzało mieszkańcom miasta. - Bardzo wcześnie, bo już pod konie XIII w. lokowano obiekty związane z magazynowaniem i działalnością gospodarczą. - mówi Grażyna Nawrolska. - Wszystkie prace związane z obróbką skóry, gdzie wydziela się, delikatnie rzecz ujmując, nieprzyjemny zapach. Podobny fetorek dolatywał z rzeźni.
Swoje miejsce znalazła tam oraz na północ od Starego Miasta działalność związana z portem i stocznią. Ale też funkcjonował, jak byśmy dziś powiedzieli, „parking Urzędu Miasta”: trzymano tam konie i wozy należące do miejskich rajców. Przy ówczesnym ratuszu znajdowało się małe podwórko, gdzie miejsc na konie i wozy nie było.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że na miejskich przedmieściach również funkcjonowała działalność rzemieślnicza. Pewności, niestety nie ma, ponieważ ten teren nie jest jeszcze przebadany pod kątem archeologicznym.
Jak wyglądały ówczesne domy można zobaczyć np. na Starym Mieście, w kamienicy przy ul. św. Ducha, tam gdzie dziś mieści się sklep „Żabka”. - To jest klasyczny przykład gotyckiej kamieniczki. Budynek pełnił funkcje magazynowe, spichlerzy, gdzie trzymano towar. Z tyłu stały drewniane budynki, oficynka, w której mieszkano – wyjaśnia Grażyna Nawrolska.
To co można było, wytwarzano na miejscu. Rzemieślnicy pracowali u siebie w domu, w komórce, ewentualnie na własnym podwórku. Trzeba też pamiętać, że w XIII wieku nie było jeszcze organizacji cechowych. - Może i pod koniec wieku zaczęły powstawać. Ale statuty cechowe znamy dopiero od XV w. - mówi Grażyna Nawrolska.
Funkcja budynków zmienia się dopiero na przełomie XV i XVI w. Jak bardzo dzisiejsze miasto rożni się od tego z XIII w., widać chociażby w okolicy kościoła św. Mikołaja. Dziś przed świątynią stoi wolny plac eksponujący potęgę katedry. W średniowieczu ziemia była droga, Rada Miejska nie mogła sobie pozwolić na to, aby taki plac nie przynosił dochodów. W związku z tym niemal wszystko było zabudowane. - Każdy kościół w średniowieczu otoczony był wianuszkiem zabudowy. Przy kościele św. Mikołaja od strony ul. Mostowej były budy szewskie, gdzie wytwarzano i sprzedawano wyroby skórzane. Obok był cmentarz, szkoła, apteka, budy, gdzie sprzedawano pieczywo, dom plebana. Wokół każdego kościoła rozpościerała się ścisła zabudowa – informuje elbląska archeolog.
Nieodzownym elementem każdego miasta były jarmarki, na których kupcy musieli sprzedawać określoną ilość towaru. W Elblągu nie było „klasycznego” dużego rynku w formie placu. Jego funkcję spełniała dzisiejsza ul. Stary Rynek.
W miarę upływu dominacja Zakonu Krzyżackiego nad miastem zaczęła elbląskim mieszczanom ciążyć. Efektem tego było powstanie Związku Pruskiego, wojna trzynastoletnia i inkorporacja Elbląga do Korony Królestwa Polskiego. Handel za czasów Rzeczpospolitej to już zupełnie inna historia.