Tomasz Gliniecki w swojej książce „Echa pancernego rajdu” przedstawia życiorys Gienadija Diaczenki. „(...) urodził się w 1918 r. Był narodowości rosyjskiej i – oczywiście – członkiem WKP(b). Nie miał własnej rodziny, a najbliższą mu osobą była matka Stiepanida Diaczenko” - czytamy w jego książce.
W 1934 r. ukończył edukację na sześciu klasach szkoły powszechnej i wstąpił do Wojsk Pogranicznych NKWD. I tu uwaga: wojska NKWD były niezależne od regularnej Armii Czerwonej, która odpowiadała definicji wojska w „normalnym” kraju. Gienadij Diaczenko trafił do 59 Oddziału Pogranicznego NKWD i służył jako motorzysta na kutrze patrolowym w Kraju Nadmorskim. To nie była spokojna służba: pogranicznicy toczyli swoje zmagania z Japonią.
Zgodnie z dokumentami, na które powołuje się Tomasz Gliniecki, Gienadij Diaczenko służył tam do maja 1937 r. Aż do czasu powołania w szeregi Armii Czerwonej pracował jako mechanik na kutrze nr 13 w kombinacie kutrowym Zarubino. Tyle oficjalne dokumenty. Ale elbląski historyk zwraca uwagę na udział Diaczenki w apogeum walk o jezioro Chasan w 1938 r., kiedy bohater tego tekstu oficjalnie był w cywilu. Można domniemywać, że kutrowy kombinat Zarubino był „przykrywką” sowieckich pograniczników. Tam też bohater tego tekstu zdobył swoje pierwsze doświadczenie bojowe.
W styczniu 1940 r. został zmobilizowany do Armii Czerwonej. Objął stanowisko zastępcy oficera politycznego w 817 pułku strzeleckim w 239 Dywizji Strzeleckiej w Woroszyłowie w kraju Nadmorskim. Wybuch wojny sowiecko – niemieckiej w 1941 r. jego jednostkę zastał stosunkowo daleko od frontu.
Dość długo mogło się wydawać, że Gienadij Diaczenko wojnę spędzi w pionie politycznym. Armii Czerwonej. W listopadzie 1941 r. został ranny podczas walk pod Moskwą, po wyjściu ze szpitala w lutym 1942 r. został skierowany do szkoły oficerów politycznych w Gorkim. Przechodził przez różne placówki edukacyjne. Jego kolejną jednostką był 49 wydzielony gwardyjski pułk czołgów ciężkich, gdzie służył jako oficer ds. politycznych (październik 1942 – czerwiec 1943 r.).
Kolejnym przydziałem był 3 zapasowy pułk czołgów, gdzie Gienadij Diaczenko pełnił służbę dowódcy kompanii. W marcu 1944 trafia do 31 Brygady Pancernej, gdzie na początku jest zastępcą dowódcy 3 batalionu, a wkrótce jego samodzielnym dowódcą. I z trzecim batalionem trafia pod Elbing. Był już wtedy doświadczonym żołnierzem z licznymi odznaczeniami na koncie.
Rajd bez nagrody
23 stycznia 1945 r kilka czołgów z jego batalionu przechodzi przez Elbing, alarmując niemieckich obrońców miasta. I tu ciekawostka: w tzw. „rajdzie Diaczenki” obok czołgów trzeciego batalionu wzięły udział maszyny pierwszego batalionu majora Nikołaja Tuza. Ten jednak został wymazany z grona pancernych bohaterów spod Elbinga. „Na pocieszenie” pozostał mu awans na stanowisko zastępcy dowódcy brygady i Order Lenina.
Gienadij Diaczenko został „bohaterem” artykułów najpierw w prasie wojennej, a potem ogólnej w Związku Radzieckim. Pierwszy był tekst w czasopiśmie „Za odwagę” - organie 29 Korpusu Pancernego w skład którego wchodziła 31 Brygada Pancerna, w której służył kapitan Gienadij Diaczenko. Autorem tekstu był kapitan Dmitrij Fiedorin, korespondent specjalny. Potem był tekst w gazecie „Na szturm” - organie 5 Armii Pancernej Gwardii.
Następnie tematem zainteresowali się dziennikarze prasy ogólnozwiązkowej. Wyczyn czołgistów kapitana Diaczenki podpułkownik Nikołaj Szwankow w tekście „Pancerny rajd do morza” opublikowanym w „Czerwonej Gwieździe”. Trzeba zwrócić uwagę, że tytułowe morze to brzeg Zalewu Wiślanego.
„Szwankow posługując się opisem jak obiektywem aparatu fotograficznego zrobił zbliżenie na jeden z oddziałów, prezentując jego szczególne zasługi w osiągnięciu nakazanego rozkazami miejsca na mapie Prus. Czytelnicy gazety dowiedzieli się, że sława wyjścia pierwszymi nad Bałtyk, bo i w tym tekście jako brzeg morza potraktowano dzisiejszy Zalew Wiślany przypadła załogom czołgów z batalionu pancernego kpt gwardii Gienadija Diaczenki” - czytamy w książce „Echa pancernego rajdu”. Kolejny tekst – sowiecką odmianę reportażu zwaną oczerk – napisał major Jewgienij Kriger dla Izwiestii. Reportaż „Tak się zaczęło” pokazuje walki czołgistów 31 Brygady Pancernej.
Co ciekawe, dowódcy sowieccy nie uważali rajdu Diaczenki za coś, czym należy się chwalić i przesadnie nagradzać. To był raczej błąd w sztuce wojennej.
Gienadij Diaczenko II wojnę światową skończył w stopniu kapitana – za walki o Elbing nie dostał awansu. Został wysłany wniosek o nadanie mu tytułu Bohatera Związku Radzieckiego, który osobiście zablokował dowódca 2 Frontu Białoruskiego marszałek Konstanty Rokossowski. Odznaczenie obniżono do Orderu Czerwonego Sztandaru. Podobny los (obniżenie odznaczeń) spotkał jeszcze kilkudziesięciu oficerów zaangażowanych w bitwę o Elbing z dowódcą 29. Korpusu Pancernego generałem majorem Ksenofontem Małachowem na czele.
Kapitan Gienadij Lwowicz Diaczenko został w 1966 r. w polskim już Elblągu patronem ulicy. Po dekomunizacji nazw ulic dzisiajjest to Starowiejska. Sam rajd był został upamiętniony w wielu książkach z okresu PRL. A o zdobywcach Elbinga przypomina dziś tylko cmentarz żołnierzy radzieckich przy ul. Agrykola.
Korzystałem z książki Tomasza Glinieckiego „Echa pancernego rajdu” Gdańsk 2017 r.