Lech Trawicki: Miałem wrażenie, że miasto "nie lubi" instytucji kultury

66
21.02.2024
Lech Trawicki: Miałem wrażenie, że miasto nie lubi instytucji kultury
Lech Trawicki, dyrektor Muzeum Archeologiczno - Historycznego (fot. Mikołaj Sobczak, arch. portEl.pl)
- Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma za bardzo z kim rozmawiać o strategii rozwoju w muzeum, na końcu zawsze i tak się usłyszy "no ale wie pan, w jakiej kondycji finansowej jest miasto". Za to mamy stosunkowo duże grono mieszkańców, które jest rozwojem kolekcji muzealnych zainteresowane - mówi Lech Trawicki, dyrektor elbląskiego Muzeum Archeologiczno-Historycznego. Rozmawiamy o 28 tysiącach, które zniknęły z konta muzeum, o tym, co wyszło, a co nie wyszło na stanowisku dyrektora oraz o relacjach z władzami miasta i urzędnikami.

- Z konta elbląskiego muzeum zniknęło 28 tysięcy złotych...

- Podczas wewnętrznej kontroli w muzeum wykryliśmy, że brakuje nam 28 tysięcy złotych. Ustaliliśmy, kto za to odpowiada, powiadomiliśmy Urząd Miejski i prokuraturę. Ku naszemu zaskoczeniu niedawno ukazał się w portElu artykuł informujący o zdarzeniu.

 

- Był Pan przesłuchiwany na policji, w muzeum odbyła się kontrola Urzędu Miejskiego, „wisi“ nad Panem groźba zwolnienia dyscyplinarnego.

- Od pierwszego powiadomienia dyrektora Departamentu Kultury, Sportu i Rekreacji o wykrytych nieprawidłowościach do rozpoczęcia nakazanej przez prezydenta kontroli doraźnej minęły prawie dwa miesiące. W tym czasie, dzięki wsparciu naszego prawnika i pracy Działu Finansowego oraz Administracji, udało nam się ustalić stan faktyczny, zweryfikować kwotę i uzyskać jej zwrot z należnymi odsetkami. Moją winą w sprawie był nadmiar zaufania, który okazałem pracownikowi i spowodowałem możliwość wykonania nieudokumentowanych i niezatwierdzonych przelewów. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że ta osoba była zasłużonym pracownikiem muzeum, cieszyła się dobrą opinią na podstawie dotychczasowej pracy, a pracowała jeszcze przed moim przyjściem do Elbląga.

 

- Wie Pan, dlaczego to zrobiła?

- Nie. Mogę jedynie domniemywać, ale nie chcę się publicznie tymi domniemaniami dzielić.

 

- Ale jako dyrektor musi Pan kontrolować pracowników...

- Elbląskie muzeum płaci rocznie około 400 faktur. Na bieżąco zatwierdzałem dokumenty: faktury i rachunki do zleceń i umów o dzieło. W razie wątpliwości kontrolowałem kilka, prosząc o wyjaśnienia, jakich zakupów lub usług dotyczą. Te 28 tysięcy złotych to było ponad dziesięć przelewów w okresie kilku miesięcy, bez faktur i dlatego dopiero podczas bilansu rocznego zostały wykryte. Tak więc mechanizmy kontroli wewnętrznej ostatecznie i tak zadziałały.

 

Motocykle Junak na dziedzińcu muzeum Fot. Lech Trawicki

- No to można mieć zastrzeżenia co do Pana nadzoru finansowego.

- Po części tak, ale nie można uważać, że go nie było wcale, jak twierdzi obecnie otoczenie prezydenta, bo wtedy nie wykrytoby uszczuplenia finansów .

 

- To w jaki sposób trafiliście na ślad tych nieprawidłowości?

- W październiku ubiegłego roku, po czterech naborach, muzeum zatrudniło w końcu główną księgową, której przez dość długi okres nie było. Podczas przekazywania dokumentacji nowej głównej księgowej wyszły nieprawidłowości.

Na początku myśleliśmy, że to z powodu braków w dokumentacji i za chwilę sprawa się wyjaśni. Jak się okazało, sprawa wyjaśniła w ten sposób, że pewna osoba zrobiła przelewy bez mojej wiedzy. Podczas konfrontacji ta osoba przyznała się do winy i zadeklarowała oddanie całej sumy wraz z odsetkami. Ta kwota już na konto muzeum wpłynęła. Jeszcze raz chciałem podkreślić, że wykryliśmy te nieprawidłowości dzięki pracy pracowników muzeum i dzięki pomocy prawnej muzealnego prawnika, którego wskazał nam prezydent. W trakcie dalszej wewnętrznej kontroli innych nieprawidłowości, także w latach wcześniejszych, nie wykryliśmy. Wszystkie bilanse i sprawozdania finansowe do 2022 r. były przez prezydenta podpisywane i zaakceptowane.

 

- Wisi nad Panem groźba zwolnienia dyscyplinarnego.

- Nieoficjalnie wiem, że zostały podjęte takie działania ze strony organizatora muzeum, którym jest Urząd Miasta reprezentowany przez prezydenta. Mam jednak opinie prawników, zgodnie z którymi taka kara jest niewspółmierna do zarzucanych mi czynów. Zarzucono mi jeszcze kilka innych zaniedbań, które są raczej pośrednio związane ze sprawą 28 tysięcy, m. in. brak nadzoru nad procesem studiów pracownika, który studiował za pieniądze muzeum. To był czas pandemii koronawirusa, zdalnych studiów i wszelkich związanych z pandemią ograniczeń. Nie zgadzam się z tym zarzutem. Odzyskaliśmy pieniądze za te studia, a domagając się okazania dyplomu ukończenia studiów, prawdopodobnie doprowadziliśmy do złożenia przez pracownika wypowiedzenia z pracy.

 

- Ale poinformował Pan ratusz o tym, że są jakieś nieprawidłowości i nie możecie się doliczyć 28 tysięcy złotych?

- W listopadzie ubiegłego roku poinformowaliśmy dyrektora Departamentu Sportu, Kultury i Rekreacji oraz naszego prawnika. I według mojej wiedzy nie było reakcji departamentu ani prezydenta w tej sprawie. Liczyłem na to, że zostanę wezwany do Urzędu Miasta i zreferuję, co się stało i jakie podjęliśmy działania naprawcze. Dopiero po złożeniu doniesienia do prokuratury prezydent nakazał kontrolę doraźną, w wyniku której stwierdzono rażący brak nadzoru i rażące naruszenie obowiązków pracowniczych. Protokołu nie podpisałem i złożyłem swoje uwagi, których nie uwzględniono.

Rekonstruktorzy z Garnizonu Gdańsk (fot. Lech Trawicki)

 

- Ale swoją rezygnację już zdążył Pan podpisać.

- Była próba „wymuszenia“ mojej rezygnacji i byłem na to gotowy, ale na rozsądnych warunkach. Podpisałem rezygnację, licząc na spotkanie z prezydentem, do którego ostatecznie nie doszło i dlatego ją wycofałem. Ze strony prezydenta i dyrektora DKSiR nie było woli spotkania i omówienia, jak przeprowadzić procedurę mojego odejścia, aby zachować „ciągłość dowodzenia” i nie zaszkodzić prowadzonym przeze mnie projektom: np. organizacji drugiej edycji „Truso Fest”, wystawy „Black Metal. Kowalstwo wczesnośredniowieczne” czy dokończenia ekspozycji unikatowej maszyny parowej, wyprodukowanej ok. 1914 r. w elbląskiej fabryce Franza Komnicka.

W czasie mojego zatrudnienia zorganizowaliśmy kilka cyklicznych imprez: „Elbląg 1710”, okuwanie łopaty piekarczyka i pokaz cięcia liny - planowany w tym roku na 9 marca, pokazy zabytków motoryzacji - przynajmniej cztery w roku, w tym piąta edycja „Junaków w Muzeum” – tutaj planowaliśmy 70 Junaków na 70-lecie Muzeum, w pierwszej połowie września, no i też piąta już edycja „Refleksów”, gromadzących profesorów i pracowników naukowych z większości akademii artystycznych w Polsce. Oprócz kolejnych wystaw grafik, których część potem trafia jako darowizny do zbiorów muzeum, imprezie towarzyszą warsztaty i pokazy technik graficznych. Chciałem aby te imprezy, powoli i mozolnie wpisujące się w krajobraz kulturowy Elbląga, były kontynuowane i chciałem przekazać wszelkie kontakty do wykonawców i organizatorów tych zdarzeń. Oddzielnym tematem są wszelkie inicjatywy i projekty realizowane z innymi muzeami, stowarzyszeniami i grupami niesformalizowanymi. Przekazanie tych spraw wymaga więcej czasu niż żądane ode mnie 2 tygodnie.

 

- Więc dlaczego był Pan gotowy złożyć rezygnację?

- Aby pokazać otoczeniu prezydenta, że jestem gotowy do podjęcia rozmów w sprawie skrócenia mojej kadencji, ale w sposób nie szkodzący realizowanym obecnie przedsięwzięciom. Chciałem odejść dopiero po uporządkowaniu i przygotowaniu do przekazania mojemu następcy spraw i projektów prowadzonych przeze mnie. Osobiście uważałem, że do wyborów samorządowych powinniśmy zakończyć działania naprawcze w Dziale Księgowości, a ja powinienem się spakować i przekazać bieżące sprawy następcy. Po wyborach powinna nastąpić kompleksowa kontrola muzeum za lata 2019-2023 i dopiero po niej nowy prezydent powinien podjąć decyzję, czy rozpoczyna procedurę skrócenia mojej kadencji czy też nie. Nikt jednak nie chciał ze mną oficjalnie rozmawiać. Przemyślałem sprawę jeszcze raz i wycofałem wymuszoną na mnie rezygnację z dniem 29 lutego 2024 r.

 

- Była jeszcze sprawa dachu w Muzeum. Też krąży po mieście kilka wersji, kto chciał, a kto nie chciał remontu...

- Dach został wyremontowany, ale okoliczności jego remontu były niecodzienne. Podczas remontu budynków muzeum za czasów poprzedniej pani dyrektor dach na Podzamczu był jeszcze w dobrym stanie technicznym. Kilka lat później, już za mojej kadencji, zaczęły spadać dachówki. Latające po każdej wichurze pokrycie dachowe zaczęło realnie zagrażać bezpieczeństwu pracowników i zwiedzających. Powiadomiliśmy miasto o sytuacji i zaczęliśmy zabiegać o dofinansowanie zewnętrzne na remont dachu. Uzyskaliśmy zgodę prezydenta i otrzymaliśmy środki w dotacji podmiotowej na wkład własny, po czym aplikowaliśmy do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o dotację - bezskutecznie. Zabezpieczyliśmy środki na wkład własny na kolejny rok, na wypadek gdybyśmy jednak tę dotację dostali.

W lutym 2022 r. okazało się, że pieniądze dla naszego partnera z Kaliningradu zostały zablokowane w związku z inwazją rosyjską na Ukrainę. Zanim jednak dostaliśmy to dofinansowanie, poinformowaliśmy o tym Urząd Miasta. Żadnej odpowiedzi nie otrzymaliśmy. Na początku 2023 r. rozpoczęliśmy przygotowania do przetargów i na bieżąco informowaliśmy Urząd Miejski i prezydenta o naszych zamiarach. Czekaliśmy na odpowiedź prezydenta i kontynuowaliśmy przygotowania do remontu. W końcu zostałem wezwany do prezydenta gdzie usłyszałem: „Zakazuję panu robić ten dach.“ W tym momencie mieliśmy już ogłoszony przetarg i trwała procedura wyłonienia wykonawcy. Miałem dwa wyjścia: albo składam wymówienie, bo nie jestem w stanie wykonać polecenia prezydenta, albo robię samowolnie dach.

 

Zegar kaflowy Fot. Lech Trawicki

 

- I dlaczego Pan został?

- Z dzisiejszego punktu widzenia to co powiem, może zabrzmieć dziwnie. Nie mogłem się zgodzić na nieprzeprowadzenie remontu z oczywistych powodów i… próbowałem chronić wizerunek prezydenta. Gdyby to trafiło do mediów: „Prezydent zabrania przyjąć 1,5 miliona dofinansowania”? Brzmi fatalnie. Moim zdaniem, paradoksalnie, niewykonanie tego polecenia było przejawem lojalności wobec organizatora, który wyraźnie zażądał rezygnacji z remontu pod groźbą… zwolnienia z pracy. Z drugiej strony, gdybym wykonał polecenie prezydenta i nie wykorzystał przyznanej dotacji, to mógłbym zostać zwolniony za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Stałem przed dylematem, które z obu niekorzystnych dla mnie rozwiązań wybrać. Wybrałem to, co było dobre dla muzeum. Gdybym posłuchał prezydenta, to nie byłoby nowego dachu. Dach został zrobiony i w tej chwili nikomu już nie zagraża i przez dziesięciolecia będzie chronił budynek i zgromadzone w nim zabytki.

 

- To jeszcze zapytam, dlaczego muzeum przez kilka lat nie miało głównego księgowego? To jest jedno z najważniejszych stanowisk w każdej instytucji. A już w instytucji, którego dyrektor nie jest finansistą, no nie każdy dyrektor musi nim być, powinien być to priorytet.

- Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu nie jest atrakcyjnym pracodawcą, oferowane płace były poniżej średnich płac w księgowości, a zwłaszcza na stanowisku głównej księgowej. Z drugiej strony informacje w mediach na byłą dyrektor i publikowanie w mediach przez organizatora muzeum informacji o nieprawidłowościach w finansach muzeum. To zniechęcało do podjęcia w latach 2019-2023 pracy na stanowisku głównej księgowej. No i czas pandemii ze wszystkimi jej skutkami.

 

- Jaki jest budżet muzeum?

- W zeszłym roku około 4,5 milionów złotych, z czego 2,84 miliona to była dotacja podmiotowa z Urzędu Miejskiego. Otrzymaliśmy też dofinansowanie na remont dachu wysokości 90% kosztów kwalifikowanych kontraktu wycenionego na 1,33 mln zł..

 

- Z całym szacunkiem, ale kiedy przyszedł pan w 2019 r., to z boku wyglądało to, jakby Pan przyjechał „w teczce“. Wiedział Pan, dlaczego pana poprzedniczka nie ubiegała się o następna kadencję?

- W środowisku muzealników pani dyrektor była postrzegana jako ta osoba, która potrafiła wbrew woli organizatora uratować budynki i zmodernizować ekspozycje muzealne, „wymuszając“ na władzach miasta sfinansowanie wkładu własnego do inwestycji. Ale nie znałem szczegółów.

Pierwszy kontakt z elbląskim muzeum miałem w 2008 r., kiedy jako stowarzyszenie „Lastadia“, grupujące historyków i publicystów morskich, zabiegaliśmy o zachowanie, jako jednostek muzealnych, kutra rakietowego projektu 205 ORP „Władysławowo” oraz pierwszego polskiego lodołamacza typu L-250 „Lampart“. Z ówczesną dyrektor planowaliśmy, aby zacumowały na rzece Elbląg przy muzeum. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. „Lampart” całkiem niedawno został pocięty na złom, a ORP „Władysławowo“ stoi w skansenie morskim w Kołobrzegu i jest lokalną atrakcją turystyczną.

 

Fot. Wojciech Kawczyński

W pamiętnym 2008 r. z panią dyrektor i pracownikami muzeum organizowaliśmy pokazy rekonstruktorów z Legionu Rapax XXI . W tym samym roku wspólnie z Gdańskim Towarzystwem Fotograficznym zorganizowaliśmy wystawę „Fala za Falą. Życie codzienne na okrętach PMW w okresie II wojny światowej”. I tutaj czekała nas duża niespodzianka. Aż na pięciu zdjęciach uwieczniono mata Jana Mielcarzewicza z załogi ORP „Krakowiak”. Pani Maria i pracownicy przygotowali wystawę pamiątek żyjącego jeszcze wówczas bohatera wojennego, uczestnika walk w 1939 r., Sybiraka, a od 1943 r. marynarza w Polskiej Marynarce Wojennej. Elblążanina zasługującego na upamiętnienie np. muralem na którymś z budynków. Jeszcze przed moją nominacją, z pracownikami Departamentu Promocji, Kultury i Turystyki zrobiliśmy wystawę „Wielkie dni Małej Floty w malarstwie Adama Werki“ w Ratuszu Staromiejskim. Byłem otwarty na współpracę z Muzeum, ale nigdy nie myślałem o zatrudnieniu się w Elblągu.

W 2019 r. byłem kierownikiem Kuźni Wodnej w Gdańsku, w której kończyłem remont budynku i szykowałem się do organizacji stałej wystawy. Zadzwoniono do mnie z ówczesnego Departamentu Promocji, Kultury i Turystyki, z informacją, że prezydent Witold Wróblewski zaprasza na spotkanie. To do mnie zadzwoniono i zaskoczono propozycją.

Przyjechałem, porozmawiałem z prezydentem... i odniosłem takie wrażenie, że będzie jakiś konkurs, w którym władze mają już swojego faworyta a ja mam robić za figuranta, żeby był kontrkandydat. Ale pracownicy departamentu zaczęli „naciskać“, żebym przedstawił swoją koncepcję programową dla elbląskiego muzeum. Napisałem, konkursu nie było, dostałem nominację. Żeby było ciekawiej, początkowo miałem zacząć pracę od lipca, w drugiej połowie maja dostałem informację, że jednak zaczynam od czerwca. To nie był klasyczny przyjazd w teczce, to była raczej „łapanka“ w ostatniej chwili. Kilka dni przed nominacją na dyrektora spotkałem się z byłą panią dyrektor i poznałem jej opinię na temat relacji muzeum – Urząd Miejski.

 

- I czego się Pan dowiedział?

- O okolicznościach jej sporu z prezydentem, którego powodem był remont muzeum. O tym, że nie przedłużono pani dyrektor kontraktu o trzy miesiące, które potrzebne jej były do uzyskania wieku emerytalnego. Wyglądało to na ukaranie za uratowanie obu budynków i zrobienie nowoczesnych wystaw. Ten konflikt był nieracjonalny. Zamiast rozstać się z moją poprzedniczą elegancko i promować jej osiągnięcia, prezydent wbrew faktom działał na szkodę wizerunku muzeum.

 

- Jaki miał Pan pomysł na nasze muzeum?

- Pierwsze, co mnie zdziwiło, to fakt, że Muzeum Archeologiczno-Historyczne jest miejską instytucją kultury, nie posiada uzgodnionego statutu z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, jak również nie jest ujęte w rejestrze muzeów ministerstwa, co ogranicza nasze możliwości w pozyskiwaniu środków ministerialnych. Uzgodnienie leży w kompetencji organizatora muzeum czyli prezydenta, poprzez pracowników odpowiedniego Departamentu. Obie moje koncepcje są dostępne na stronie internetowej muzeum.

Reasumując planowałem rozszerzenie działalności poprzez organizację m.in. badań podwodnych, budowanie kolekcji wielkogabarytowych zabytków techniki i pozyskanie od miasta miejsca do ich gromadzenia i udostępniania zwiedzającym. Na ten rok planowaliśmy ze Stowarzyszeniem Denar i elbląską firmą Frog wydobycie jednego z pojazdów z Zalewu Wiślanego oraz dokończenie montażu maszyny parowej, wyprodukowanej w 1914 r. w fabryce Franza Komnicka i budowy jej betonowego fundamentu na podstawie dokumentacji 3D, wykonanej przez pracowników Światowida, w pierwotnym miejscu posadowienia parowego silnika.

 

- Co trzeba zrobić, żeby uzyskać status muzeum rejestrowanego?

- Mieć uporządkowane wszystkie sprawy ewidencyjne i złożyć dokumentację, dowodzącą że wykonujemy zadania zapisane w ustawie: na przykład katalogować i naukowo opracowywać zgromadzone muzealia, przechowywać je w warunkach zapewniających im bezpieczeństwo, zabezpieczać i konserwować zbiory, urządzać wystawy, organizować i prowadzić badania i ekspedycje naukowe... Zwracaliśmy się z pismami do nadzorujących nas departamentów, wnioskują na początek o uzgodnienie z ministerstwem naszego statutu, na razie bez rezultatu. Z drugiej strony, to nie jest jakaś sytuacja niezwykła. Wiele muzeów w Polsce tak działa. Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, które uważało się za najstarsze muzeum morskie w Polsce, powstało w 1953 r., a muzeum z uzgodnionym statutem zostało dopiero w 2008 r.

Silnik z zakładów Komnicka, fot. Lech Trawicki

 

- Sprawy ewidencyjne... Pan dyrektor nie wie, co ma w muzeum?

- Wiem... Jest księga wpływu muzealiów oraz ewidencyjne księgi polowe z badań archeologicznych. Są księgi inwentarzowe poszczególnych działów i baza danych, gdzie opracowywane są karty ewidencji muzealiów. Do 13 ksiąg inwentarzowych w poszczególnych działach wpisano dokładnie 9589 zabytków (stan na koniec grudnia 2023 r.). Reszta naszych zabytków - depozytów Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, pochodzi z badań archeologicznych i jest to łącznie 96 996 obiektów. Właścicielem tego zasobu jest Skarb Państwa.

Największym problemem muzeów w Polsce jest brak powierzchni magazynowej dla zabytków masowych. Już wyjaśniam: na wykopaliskach jeśli wykopiesz dobrze zachowane artefakty: narzędzia, broń, i wszelkie zabytki zachowane w stanie nadającym się do ekspozycji to będą one zapisywane w ewidencji zabytków wydzielonych. Ale jak wykopiesz 10 kilogramów skorup, kości zwierzęce, fragmenty skór etc. to są to właśnie zabytki masowe.

Moja poprzedniczka zrobiła świetną wystawę pokazującą właśnie zabytki masowe, pozyskane podczas wykopalisk w Elblągu. Zabytki masowe wykorzystuje się głównie do celów naukowych i badań statystycznych. W momencie, kiedy rozpocząłem pracę w muzeum, były one przechowywane w jednym z budynków przy ul. Lotniczej. Potem kazano nam przenieść to wszystko do budynku przy ul. Junaków. On się mówiąc delikatnie, średnio nadaje się do przechowywania zabytków. Ale jakoś dawaliśmy radę, chcieliśmy tam nawet stworzyć pracownię konserwacji, gdzie moglibyśmy wykonywać „brudne“ prace konserwatorskie. Na Junaków mieliśmy włamania, był problem z bezpieczeństwem depozytów. A ostatnio dostaliśmy stamtąd wymówienie od miasta, ale gdzie mamy się przenieść, do dzisiaj nam nie wskazano. Staraliśmy się o budynek, w którym do października były magazyny teatralne, przy ul. Lotniczej lub budynek dawnych hal produkcyjnych Komnicka przy ul. Dojazdowej. W tej chwili czekamy w Muzeum na wyznaczenie nowego magazynu. Zabytków masowych nie można „z powrotem“ zakopać w ziemi, jak wielokrotnie mi sugerowano w Urzędzie Miejskim..

 

- Wracamy do Pana pomysłów...

- Przed pierwszą i drugą moją kadencją musiałem napisać program działania muzeum. I mam wrażenie, że miałem go napisać po to, żeby tylko był. Kiedy z kolegami z Stowarzyszenia Denar referowaliśmy przed radnymi pomysł utworzenia „Elbląskiego Muzeum Techniki” dostałem reprymendę od prezydenta i usłyszałem, że jestem nielojalny. Nielojalny, bo referuję radnym jeden z punktów mojej koncepcji programowej zatwierdzonej w 2019 i 2022 r. przez prezydenta. Udało się do tzw. fiszki do projektu o Kanale Elbląskim wpisać projekt Pływającej Platformy Muzealnej. Mamy na to dostać około 2 milionów złotych. W Bydgoszczy w prywatnych rękach jest najstarszy sprawny pasażerski statek rzeczny „Jantar“. Wybudowany w stoczni Schichaua z przeznaczeniem na Kanał Elbląski, jedna z najstarszych jednostek tego typu w Europie. Jest w pełni sprawny, zdolny do żeglugi i pali tylko 5 litrów ropy na godzinę. Aż się prosi, żeby to była flagowa jednostka Urzędu Miejskiego. Pod względem marketingowym dla władz miasta to jest samograj: gości prezydenta zapraszasz na zwiedzanie rzeką miasta jednostką zbudowaną 132 lata temu w Elblągu w Stoczni Schichaua. Początkowo właściciel „Jantara” podyktował zaporową cenę, jak rozmawiałem z nim ostatnio, był skłonny obniżyć cenę do około 200 tysięcy.

Mamy niewykorzystany potencjał mojej ulubionej Elbląskiej Fabryki Urządzeń Kuziennych, później włączonej do Zamechu. Młotów MS 60 EFUK wyprodukował na polski rynek tylko 150, mamy więc do czynienia z unikatowymi, elbląskimi wytworami polskiej myśli technicznej. Dobrze byłoby stworzyć pełną kolekcję młotów produkowanych przez EFUK. Nie mówię już o gilotynach i innych urządzeniach. Zabytki świadczące o historii ZAMECH-u to temat na oddzielne wystawy.

Elbląg trochę mnie zaskoczył. Tutaj nie działały proste tricki, które z powodzeniem funkcjonują w innych miastach. Elbląską publikę trudno jest uwieść. Jednym z pierwszych moich inicjatyw było ściągnięcie na Dni Elbląga w 2019 r. wówczas komandora porucznika Sebastiana Dragi z jego zabytkowym citroenem, na którym była zamontowana wystawa uzbrojeniu z czasów II RP. Dodatkowo była wystawa planszowa o obronie Wybrzeża w 1939 r. W innych miastach niesamowita atrakcja, w Elblągu frekwencyjna porażka.

Z drugiej strony mieliśmy też niezły sukces, kiedy wytopiliśmy żelazo w dymarce. Podczas grzania w glinianym palenisku tzw. łupy powstały specyficzne spieki ceramiczno-żużlowe. Pamiętam, że Marek Jagodziński natychmiast przyniósł z magazynu oryginalne spieki, znalezione w Truso. Wyglądały prawie identycznie. Udało nam się eksperymentalnie dowieść, że w Truso obrabiano surowe łupy wydobyte z pieca dymarskiego i dalej przetwarzano je w stalowy surowiec. Być może miało to związek z produkcją lub przynajmniej oprawianiem mieczy, do których zaleziono jelce i ozdobne głowice w tym półprodukty. To potwierdziło, że doprowadzenie do spotkania archeologów z rekonstruktorami dawnych rzemiosł ma sens i może zweryfikować wiele naukowych teorii oraz uzupełnić wiedzę na temat zabytków wśród kopiujących je rzemieślników. W skrócie był to pomysł na organizację cyklicznych warsztatów archeologii eksperymentalnej. W tym roku planowaliśmy też wystawę Black Metal o procesie produkcyjnym od wytopu żelaza w piecu dymarskim po gotowe, skomplikowane i efektownie wykonane kopie wczesnośredniowiecznych mieczy, topory i groty włóczni.

 

- Część Pana wypowiedzi wygląda tak, jakby Pan chciał pokazać, że „prezydent chce mnie zwolnić, to ja wam pokażę, jak jest za kulisami”. A mamy kampanię wyborczą...

- Polityki bym w to nie mieszał. Ale ze strony załogi muzeum wielokrotnie dochodziły mnie głosy, że jestem „za miękki“ w rozmowach z władzami miasta. Że za łatwo się na wszystko zgadzam. Może i trzeba było czasem „tupnąć nogą“. W trakcie pracy w muzeum miałem takie wrażenie, że miasto „nie lubi“ swoich instytucji kultury. Nie chcę mówić o innych, skupię się na muzeum, które można określić jako Bentleya bez paliwa. Kosztuje elbląskich podatników określoną kwotę, która pozwala mu przetrwać, ale jest za mała, żeby realizować cele statutowe oraz ustawowe.

Muzeum nie ma osobnego funduszu na zakupy. Wszystkie były sfinansowane z dochodów własnych. Do czego to prowadzi, najlepiej pokazuje historia z zegarem kaflowym z 1630 r. Unikat ważny dla historii miasta i dla historii Polski, z punktu widzenia politycznego i marketingowego – rewelacja o dużym zasięgu medialnym. Można było z tego zrobić szum medialny na całą Polskę. Na szczęście i tak trafił jako własność prywatna do Elbląga, a do muzeum jako depozyt. Ale to nie jest nasza własność, depozytariusz może się rozmyślić i ze swoim depozytem zrobić, co chce. A to jest zabytek tej klasy, że pasowałby do ekspozycji zarówno na Wawelu lub na Zamku Królewskim w Warszawie. Dobrze, że on jest w Polsce. Może ktoś, kiedyś podejmie starania o odkupienie tego zegara dla elbląskiego muzeum.

 

- Wiem, że były przypadki, że depozytariusz wycofywał depozyt.

- To jest akurat normalne. Trudno zabraniać komuś dysponowania swoja własnością. I tak dobrze, że ktoś zdecydował się dać zabytek w depozyt, ponieważ w muzeum był on dostępny dla zwiedzających. Ale opowiem historię medalu wybitego w czasach króla Jana III Sobieskiego dla Gimnazjum Elbląskiego. Miał kosztować 40 tysięcy złotych, czyli poza zasięgiem finansowym Muzeum. Właściciel zabrał medal na aukcję do Warszawy.

 

- I w tym momencie wracamy do koncepcji osobnego funduszu na zakup zabytków.

- Przedstawiłem tę koncepcję na jednym z posiedzeń Komisji Polityki Regionalnej i Promocji Miasta Rady Miasta w Elblągu. Plan był taki, żeby mieć w budżecie miasta celową rezerwę pieniędzy na zakupy unikatowych zabytków do elbląskiego muzeum, kiedy pojawią się na rynku. Przykładem wspomniany medal z czasów Jana III Sobieskiego. Myślałem o kwocie 100-200 tysięcy złotych. Przy czym o zakupie i tak decydowaliby radni lub wskazane przez prezydenta osoby. Delikatnie rzecz ujmując, propozycja nie spotkała się z aprobatą władz miasta.

 

- To dlaczego „nie tupnął Pan nogą“, skoro jak Pan przedstawia, było tak źle?

- Nie uważam, że było aż tak źle, organizator zapewnia środki na utrzymanie muzeum. Brakuje tylko ok. 200 tysięcy złotych na realizację celów statutowych, czyli organizację wystaw i zakupy muzealiów. Wyciągnąłem wnioski ze sprawy poprzedniej pani dyrektor. Walka „na ostro“ spowodowała zamieszanie medialne o negatywnym dla muzeum wydźwięku. Z punktu widzenia załogi nagle pojawił się „obcy facet“, który dostał za darmo dzieło życia poprzedniczki oraz ich.

Przez pracowników muzeum nie zostałem przyjęty z otwartymi ramionami. I wcale się im nie dziwię. Raczej byłem zdziwiony, że stanowiska dyrektora nie powierzono nikomu z załogi. Były naciski, żebym już na pierwszej konferencji prasowej oskarżał poprzedniczkę, dostałem nawet kartkę z instrukcją, której nie wykonałem. Ograniczyłem się do wypowiedzi, że muzeum jest zadłużone i bez pomocy Urzędu Miejskiego nie poradzi sobie ze spłatą długów.

Uważam, że harmonijna współpraca muzeum i Urzędu Miejskiego przyniosłaby wszystkim wzajemne korzyści. Wielu włodarzy miast używa umiejętnie swoich instytucji kultury do skutecznego promowania miasta i regionu, z jednoczesnym poszanowaniem ich autonomii w zakresie realizowanych przez dyrektorów programów. Schowałem do kieszeni ambicje muzealnika: czego ja tutaj nie muszę zrobić i starałem się negocjować. To jednak szybko okazało się mało efektywną metodą na realizację autorskiej koncepcji programowej.

 

- Wracam do tego mojego wrażenia, że chce Pan pokazać w tym wywiadzie, że z elbląskie muzeum mało kogo obchodzi...

- Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma za bardzo z kim rozmawiać o strategii rozwoju w muzeum, na końcu zawsze i tak się usłyszy: no ale wie pan w jakiej kondycji finansowej jest miasto. Za to mamy stosunkowo duże grono mieszkańców, które jest rozwojem kolekcji muzealnych zainteresowane. Elblążanie kupowali na aukcjach artefakty związane z Elblągiem i przekazywali w darze do muzeum. Jest wielkie marzenie o Elbląskim Muzeum Techniki. Ale muzeum nie buduje się w rok, tylko lat kilkanaście. Dla następnego pokolenia. Tylko kiedyś trzeba zacząć to robić.

Podjęliśmy pewne działania, aby przynajmniej zacząć budować kolekcję wielkogabarytowych zabytków elbląskiej techniki. Pomoc ludzi była różna, np. w muzeum nie ma pracowników fizycznych. I kiedy przyjeżdżały duże artefakty np. niedawno pozyskany silnik parowy Komnicka, to pomogli członkowie Stowarzyszenia Historyczno - Poszukiwawczego „Denar“. Tego się nie widzi, ale ktoś musiał brać udział w demontażu i przygotowaniu do transportu zabytków techniki. Ostatnio otrzymaliśmy w darze od firmy Stokota systemy wentylacyjne ze schronów przeciwlotniczych z terenu byłej Stoczni Schichaua. Gdyby nie wolontariusze, to nie dalibyśmy rady ich zdemontować i przetransportować tak szybko i sprawnie.

Lech Trawicki: Miałem wrażenie, że miasto nie lubi instytucji kultury
fot. Robert Korsak

Denar to jest w ogóle elbląski fenomen. Członkowie Stowarzyszenia udowodnili, że można w tym mieście stworzyć bardzo dobrze funkcjonującą placówkę muzealną o profilu militarnym. W październiku ubiegłego roku z członkami stowarzyszenia wystąpiliśmy w Klubie Pułku Wsparcia Dowodzenia Dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód na posiedzeniu Komisji Polityki Regionalnej i Promocji Miasta Rady Miejskiej w Elblągu, przedstawiając koncepcję Muzeum Techniki. Radni nas wysłuchali i zwiedzili ekspozycję muzealną Stowarzyszenia „Denar” - „Kaponiera NE6260D”, mam wrażenie, że przyjęli to pozytywnie. Ale na końcu padły słowa, że rozumiecie panowie, jaka jest sytuacja finansowa miasta.... Ale jeszcze raz chcę powiedzieć: to jest też miasto pasjonatów, którzy robią rzeczy niezwykłe. Przykład spoza branży muzealnej: bracia Kulesza i Gwiezdne Wojny.

 

- To się zapytam, kto z władz miasta bywał na wernisażach w muzeum?

- Widziałem prezydenta Witolda Wróblewskiego na pierwszym wernisażu. Wiceprezydent Janusz Nowak bywa stosunkowo często, a zwłaszcza na letnich imprezach plenerowych. I pozytywnie się o nich wyrażał. Wiceprezydent Michał Missan był na wystawie Urzędu Morskiego, dotyczącej artefaktów wydobytych podczas pogłębiania toru wodnego Szczecin – Świnoujście i wówczas zaimponował mi deklarowanym podejściem do promocji spraw miejskich. Dyrektor, dziś już były, Departamentu Promocji, Kultury i Turystyki organizował regularne spotkania dyrektorów instytucji kultury. Po reorganizacji i stworzeniu Departamentu Kultury, Sportu i Turystyki zaproponowaliśmy obecnemu dyrektorowi departamentu zwiedzenie muzeum, niestety jeszcze nie znalazł czasu. Na razie zakończyło się na miłej dyskusji w moim gabinecie, na propozycję zwiedzenia wystaw usłyszałem: może innym razem.

 

- To co mnie uderzyło w elbląskiej kulturze jako całości, to fakt, że kiedyś był Departament Promocji, Kultury i Turystyki, dziś w urzędzie nie ma nawet referatu kultury.

- Nie chcę wchodzić w rozgrywki personalne w urzędzie, żeby nikomu nie zaszkodzić. Pod względem organizacyjnym jest to coś dziwnego. Kultura jest naturalnie powiązana z promocją miasta, stanowi coś, czym miasto powinno się chwalić. Połączenie nas ze sportem odbieram jako co najmniej egzotyczne. Tym bardziej, że obecny nadzorujący nas dyrektor unika rozmów merytorycznych i aktualnie nie mamy w Urzędzie Miejskim nikogo decyzyjnego z kim można byłoby podyskutować o strategii rozwoju miejskich instytucji kultury.

 

- Pracownicy muzeum są jedną z nielicznych grup sfery budżetowej w Elblągu, którzy nie otrzymują tzw. „trzynastki“.

- Niskie pensje są jednym z poważniejszych problemów elbląskiego muzeum. Obok niezałatwionej sprawy magazynów, o czym rozmawialiśmy wcześniej. Związek zawodowy działający w Muzeum prowadził dość długą korespondencję z prezydentem. To jest też jedna z rzeczy, która mnie uderzyła, jak tylko tu przyszedłem. Nieprawdopodobnie niskie pensje pracowników merytorycznych. Wszystkie pensje są spłaszczone prawie do najniższej krajowej. Coś jednak się zmienia - dostaliśmy podwyżkę wysokości 500 złotych na osobę. Być może na fali kampanii wyborczej pojawią się postulaty, by zadbać o godne dochody pracowników miejskich instytucji kultury i urealnić budżet w dotacjach podmiotowych, które umożliwią skuteczne realizowanie zadań ustawowych i statutowych.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem... (od najstarszych)

Pokazuj od
najnowszych
Największe
emocje
Panie kandydacie Missan, czy jak pan zostanie prezydentem to pozer kolpert nadal będzie dyrektorem ? Jeśli tak to dramat dla środowiska sportu, kultury... tylko Elbląga żal!
Fan _gargamela_z_PO (2024.02.21)

info

36  
  2
Tak przy okazji sytuacja kopiuj wklej jak z dyrektor Marią Kasprzycką posądzona o czyny wszelakie, a jak się skończyło po miesiącach i wydaniu tysięcy złotych przeciwko niej?
Wyborca_Świadomy (2024.02.21)

info

47  
  3
Łapy precz nieudacznicy od Dyrektora Lecha Trawickiego! Za Lechem murem-my społeczeństwo!
(2024.02.21)

info

55  
  11
Podając nazwisko oszusta, zapobieglibyście zatrudnieniu go gdzie indziej. Nie miałby on możliwości Nikogo oszukać. My prawdopodobnie wiemy, o kogo chodzi, ale wolelibyśmy być pewni.
B (2024.02.21)

info

15  
  7
Brawo Panie Lechu! Dołączył Pan do grona ludzi, którzy nie boją się stanąć po właściwej stronie. Przeciwko chorym układom i skandalicznemu traktowaniu pracowników urzędu i podległych mu jednostek. Ma Pan jaja. Jak Pan Werchowski i Pan Rodziewicz. Gratulacje. Proszę walczyć i się nie poddawać!
(2024.02.21)
Tydzien temu ukazal sie wywiad sportowy, w ktorym również Pan Zaluski wspominal o "patologiach" w UM. Kultura (muzeum) oraz Sport sa pod jednym departamentem. Tym samym. Jak wynika z artykulow w dwoch przypadkach i sportowym i kultralnym - unika spotkań z samymi zainteresoeanymi! Wszystko jest w rozsypce. Elblag to stan umyslu. Ida wybory. Jak mozna w ogóle zastanawiać sie nad glosowaniem na ludzi związanych z tym srodowiskiem??? To sie w glowie nie miesci. Proszę nie robić sobie pod gorke i nie miec uprzedzen politycznych. Jedyny rozsadny wybor na zmiane wszystkich wladz to Andrzej Sliwka!
(2024.02.21)

info

12  
  10
Obecne władze miasta nie lubią ludzi, którzy coś robią. Wolą miernych, biernych ale wiernych. Nic dziwnego, że miasto się nie rozwija
(2024.02.21)

info

53  
  4
Ma Pan jaja rowniez jak Pan Zaluski. Prosze uwazac bo krzyczacy to niewygodni ludzie. Co do wyborow - zaden rodziewicz. Wszyscy bija w to samo.. wystarczy przeczytac artykul na express o logach. Missan czy rodziewicz ta sama narracja. Glosujmy za konkretna zmiana. Na Sliwke.
(2024.02.21)
I tak będą się wylewać ta wieloletnie metody! Tragedia !
(2024.02.21)

info

8  
  4
Pani Kasprzycka może po latach mieć satysfakcję!
(2024.02.21)

info

30  
  5