Pożyczka wynosiła 23,5 tysiąca dolarów. Wg dzisiejszego przelicznika, to kwota około 96 tysięcy zł. Witold Z. pozwał do sądu Jana H. jako osobę cywilną, ponieważ to jemu pożyczał pieniądze i nie interesowało go, czy udziela pożyczki prywatnie księdzu, czy też na konkretny cel inwestycyjny.
- Ja się nigdy nie dopytywałem, czy ta pożyczka miała jakieś konkretne przeznaczenie. Pieniądze były przekazane na ręce księdza H. Nie mogę dzisiaj stwierdzić, czy faktycznie na cokolwiek były przeznaczone - mówił w sądzie Witold Z.
To sąd - jego zdaniem - powinien rozstrzygnąć, kto finansowo odpowiada za zwrot pożyczki.
- Jestem zdezorientowany; nie wiem, komu wierzyć. Kiedy dostawałem pisma od biskupa, zawsze było napisane, że pieniądze pożyczał prywatnie ksiądz Jan H. - dodał poszkodowany.
Witold Z. podkreślił, że pożyczał księdzu, do którego miał wielkie zaufanie i którego szanował.
- W 1992 roku Jan H. pożyczał ode mnie pieniądze po raz pierwszy i oddał je nawet przed terminem, dlatego mu ufałem – opowiadał. - Byliśmy w bardzo bliskich stosunkach przyjacielskich.
Ksiądz Jan H. uważa, że pozew skierowany jest nie pod ten adres i domaga się jego oddalenia.
- Fakt pobrania pożyczki miał miejsce na plebani parafii św. Jerzego, na dokumentach były pieczęcie parafialne, więc chyba jasne było, że pieniądze pożyczałem nie dla siebie, tylko dla potrzeb diecezji. Powszechnie wiadomym było, że w latach 1992-93 trwały intensywne prace inwestycyjne obiektów diecezjalnych: Domu Samotnej Matki i hospicjum - ripostował Jan H. - Jestem zaskoczony, że pan Z. złożył pozew akurat przeciwko mnie.
Przed elbląskim Sądem Okręgowym toczy się rownież sprawa o zwrot kredytu, jaki zaciągnął ksiądz Jan H., były dyrektor gospodarczy elbląskiej kurii, na inwestycje diecezjalne w banku PeKaO S.A. Chodzi o zwrot 650 tysięcy zł.
W elbląskim sądzie zakończyły również dwie inne sprawy, w których głównym „bohaterem” był ksiądz H. Pierwsza dotyczyła pożyczki w wysokości prawie 200 tysięcy zł zaciągniętej z Elbląskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Sąd orzekł, że to Barbara Sz. - była wicedyrektor do spraw ekonomicznych - musi zwrócić przedsiębiorstwu pieniądze, ponieważ wydając pożyczkę przekroczyła swoje kompetencje.
W innej sprawie o zwrot długu ubiegała się żona nieżyjącego już gdyńskiego biznesmena. Sprawy nie wygrała, bo sąd nie znalazł dowodów na to, że pożyczone od pana W. pieniądze rzeczywiście trafiły na konkretne inwestycje diecezjalne. Obie te sprawy rozpatrywane są obecnie przez Sąd Apelacyjny w Gdańsku.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter