Bożena Łopacka miała powiedzieć na łamach "Rzeczpospolitej" i "Dziennika Elbląskiego", że Państwowa Inspekcja Pracy w Elblągu i jej szef Eugeniusz Dąbrowski, mimo zgłoszeń od pracowników, nie reagowali na sygnały o złej sytuacji w sklepach tej sieci.
Szef państwowej inspekcji pracy w Elblągu uważa, że wypowiedzi Łopackiej w prasie są nieprawdziwe i godzą w jego dobre imię. Inspektor jest oburzony między innymi tym, że w artykule "Drugi Wałęsa" Łopacka opowiedziała dziennikarzowi, że "PIP w Elblągu mieści się 100 metrów od sklepu, w którym pracowała, że sama dzwoniła do inspekcji i informowała, co się dzieje, a ponadto jej podwładna kasjerka trzy razy osobiście była u szefa PIP i alarmowała go o wyzysku pracowników w Biedronce, a inspekcja nie reagowała".
Bożena Łopacka dopiero od nas dowiedziała się, że taki pozew przeciwko niej znalazł się w elbląskim sądzie.
- Przede wszystkim nie autoryzowałam tych artykułów, a mam czasem wielki żal do dziennikarzy, że zmieniają moje wypowiedzi albo piszą artykuły, o których nie mam pojęcia. Niech więc pan Dąbrowski pozywa do sądu dzienniki, a nie mnie. Poza tym może rzeczywiście wypowiadałam się o tym, jak na sprawę wyzysku w Biedronce reagowała inspekcja pracy. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie reagowała w ogóle, bo reagowała, ale być może nieadekwatnie do swoich możliwości.
Pozew przeciwko Łopackiej wpłynął już do elbląskiego sądu. Dziś Eugeniusz Dąbrowski zapowiedział, że się nie rozmyśli i go nie wycofa. Musi jednak za sprawę wnoszoną z powództwa prywatnego zapłacić. Dopiero wtedy pozew nabierze mocy prawnej.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter