Pani Kasia rozpoczęła swoją przygodę z KMP w Elblągu w 1999 r. Przyszła na staż, po którym została zatrudniona, jako pracownik cywilny. Pracowała w różnych wydziałach, najdłużej, bo 7 lat, w prewencji. Jako sekretarka. W końcu zdecydowała, że chce założyć mundur.
Jako dzielnicowa w II Rewirze zaczęła służbę w 2014 r. Jak wspomina tamten czas? A jak podchodzi do obowiązków, które realizuje od 1 marca w Wydziale Prewencji Kryminalnej KMP w Elblągu?
- Czego nauczyła się Pani pełniąc służbę na dzielnicy?
Sierż. szt. Katarzyna Stankiewicz: - Ta praca dużo mi dała. Nauczyłam się słuchać ludzi, bo inaczej trzeba podejść do pana, który jest sprawcą przemocy, a inaczej do pani, która jest pokrzywdzoną. Nauczyłam się także wytrwałości i cierpliwości.
- Początki były trudne?
- Zdarzały się śmieszne sytuacje. Do dziś pamiętam pana, który, gdy zapukałam do drzwi jego mieszkania, powitał mnie okrzykiem: „Baba dzielnicową?!” (śmiech). Rzucił się prawie do całowania w rękę. Trochę sensacja była, gdy mieszkańcy widzieli mnie po raz pierwszy na dzielnicy. Mam jednak nadzieję, że przetarłam trochę szlak innym dziewczynom, które też pójdą tą drogą. Kobieta w tej służbie jest potrzebna. Szczególnie, gdy podejmujemy interwencje związane z przemocą. Często jest tak, że pokrzywdzona nie otworzy się przed policjantem, ale przed policjantką już tak. Czasem jest też tak, że i panowie wolą porozmawiać z panią policjantką. Zawsze byłam zwolenniczką rozmowy, bo agresja rodzi agresję. Najpierw trzeba sprawić, by sprawca awantury się wyciszył.
- To ciężka praca.
- Na pewno nie jest to łatwa praca dla kobiety. Wchodzi się w różne środowiska. Nawet zwykły wywiad może okazać się niebezpieczny, bo nie wiesz, kogo spotkasz w danym mieszkaniu. Zawsze starałam się jednak podchodzić do ludzi z uśmiechem, nawet do tych, którzy za policją nie przepadają (śmiech).
- Jakie cechy charakteru pomagają w tej służbie?
- Cierpliwość, umiejętność słuchania, empatia, ale najważniejsze jest to, że chcę to robić. W przypadkach trudnych, gdy rozmawia się z kobietami - ofiarami przemocy, oprócz tego, że wysłucham to jeszcze muszę ją zmotywować do działania. To jest bardzo trudne. Muszę jej uświadomić, pokazać, że nie jest sama, by uwierzyła, że dostanie pomoc: psychologiczną, finansową, prawną od różnych instytucji.
- Praca dzielnicowej to także spotkania z dziećmi.
- Młodszymi, z przedszkolakami. One bardzo przeżywają wizytę policjanta, a już pani policjantki w szczególności (śmiech). Chętnie zadają pytania, mówią o tym, że ich rodzice dostają mandaty, nie zapinają pasów, prowadząc samochód rozmawiają przez telefon komórkowy. Później te dzieciaki motywują rodziców do odpowiednich zachowań. I to jest fajne, bo wpływa na bezpieczeństwo maluchów, rodziców i innych użytkowników dróg. A, no i małe dzieci chcą się przytulać (śmiech).
- Teraz przed Panią nowe zadania, głównie spotkania profilaktyczne z młodzieżą.
- Młodzież wymaga innego podejścia. Czasami zadaje trudne pytania, ale przede wszystkim młodych trzeba umieć zainteresować tematem.
- Jakim?
- Rozmawiamy o dopalaczach, jakie są skutki medyczne ich zażywania, ale i o odpowiedzialności karnej, jaka grozi za udzielanie lub posiadanie narkotyków.
- Młodzi przyznają się do kontaktu z narkotykami?
- Nie. Częściej mówią „a, bo kolega brał albo miał”. Bardzo ciężko jest od nich cokolwiek wyciągnąć, są powściągliwi, bo boją się pytań typu: Skąd wiesz, że to można tam kupić?
- Policjanci wspólnie z sanepidem od kilku lat prowadzą takie spotkania. Czy nadal problem z dopalaczami jest duży?
- Według danych sanepidu w 2017 r. 31 osób było hospitalizowanych po zażyciu dopalaczy. To mniej niż w roku poprzednim, ale nadal to tylko statystyka. Nie wszyscy, którzy trafiają do szpitala z bólem brzucha i wymiotami chcą się przyznać do tego, jaka jest przyczyna ich złego samopoczucia. Podwyższa się jednak wiek osób, które eksperymentują z dopalaczami, co pokazuje, że nasze działania prewencyjne dają efekty. Mówimy młodym, że czasami nie warto iść za grupą rówieśniczą, choć ta na ich etapie jest najważniejsza. Warto natomiast zastanowić się, czy to jest faktycznie dla mnie dobre.
- A jaka jest rola rodziców?
- Rodzice często nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, mówią „mojego dziecka to nie dotyczy”. Powodzenie naszych działań zależy od młodego człowieka, od jego rodziców, od relacji, jakie panują w domu. Uczulamy rodziców, by patrzyli na swoje dzieciaki, rozmawiali z nimi, korzystali z pomocy instytucji. Zdajemy sobie sprawę z tego, że dotarcie do młodego człowieka nie jest łatwe. Dla takich dzieciaków to grupa rówieśnicza jest najważniejsza.
- Rozmawiacie również o cyberprzemocy.
- Głównie dzieciakom z podstawówki trzeba uświadamiać, że to, co wrzucą do sieci tam zostanie. Starsze dziewczyny robią sobie zdjęcia [nagie – red.], które wysyłają chłopakom, a później, gdy się rozstają, może dojść do dramatu. Chłopak bowiem wyśle zdjęcie koledze, ten innemu koledze i to zatacza większy krąg. Internet jest dobrym narzędziem, ale niesie również wiele zagrożeń i o tym z młodzieżą trzeba rozmawiać.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter