Kiedy dowiedzieliśmy się, że i w Elblągu będą tworzone struktury Socjaldemokracji Polskiej, znaliśmy jedno nazwisko - Dariusza Klimowskiego. Nagle w innym końcu miasta powstawać zaczęła inna SDPL, choć przecież ta sama...
Rozdźwięku nie było w żadnym momencie. Socjaldemokracja buduje swoje struktury według podziału administracyjnego kraju, więc pełnomocnikiem na Warmię i Mazury jest posłanka Joanna Sosnowska. Darek Klimowski torował sobie drogę przez Pomorze, a ja przez Olsztyn. Sens jest jednak jeden: razem tworzymy Socjaldemokrację bez względu na to, kto i gdzie został namaszczony.
Dlaczego elbląskiemu SDPL nie udało się wprowadzić na listę do europarlamentu żadnego mieszkańca naszego miasta?
Wynikło to z kalendarium. Tworzenie struktur odbyło się trochę za późno. W momencie, gdy otrzymaliśmy namaszczenie, to wstępna lista kandydatów już była, a wciskanie kogokolwiek na jakieś kiepskie pozycje nie miało sensu. Można było toczyć boje, ale uważam, że trochę za późno zaczęliśmy organizować Socjaldemokrację.
Byli chętni na start w wyborach?
Nie prowadziliśmy takich rozmów, ale myślę, że kilka osób można by znaleźć spośród tych, którzy sympatyzują z nami.
A ilu jest sympatyków partii?
Członkami jest tylko 36 osób - założycieli partii. Natomiast około 40 osób zadeklarowało swoją sympatię.
Ile w elbląskim SDPL jest osób, które przyszły tu z SLD?
Ja na przykład jestem z SLD i jest tu też kilka takich osób, natomiast, ci którzy przeszli, to nie są ludzie z pierwszych stron gazet i nie jest to pierwszy garnitur. Ale z drugiej strony nie zabiegamy o ludzi z SLD. Jeśli ktoś ma ochotę się przyłączyć, to proszę bardzo.
Nie ma pan odczucia, że być może dla niektórych działaczy SLD SDPL to ratunek?
Takiego trendu ja przynajmniej w Elblągu nie odczuwam. Być może w Polsce gdzieś tak jest. Natomiast jesteśmy tu, bo uważamy, że nie można doprowadzić do upadku idei lewicowych i trzeba zagospodarować lewicowy elektorat.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter