Przemek Korsak: Wszystko na jedną kartę

3
17.08.2024
Przemek Korsak: Wszystko na jedną kartę
Przemysław Korsak (fot. Anna Dembińska)
- Na Boże Narodzenie trener pozwolił nam zostać dłużej w domu. Ale tak... nie pamiętam, żebyśmy byli tydzień w domu, raczej trzy, góra cztery dni. W ostatnim czasie nie było kiedy na dłużej niż kilka dni przyjechać do domu - mówi Przemek Korsak z Silvant Kajak Elbląg. Z kajakarzem rozmawiamy o igrzyskach w Paryżu i o tym, co było przed nimi.

- 13. miejsce na igrzyskach. Niedosyt? Takiego wyniku można się było spodziewać? Czy też może pozytywna niespodzianka?

- Zdecydowanie niedosyt. Światowa czołówka dwójek na 500 metrów jest bardzo wyrównana, znaczenie mają setne i tysięczne sekundy. W olimpijskim finale A Portugalczycy przypłynęli na szóstym miejscu, do pierwszych Niemców mieli tylko 0,95 sekundy straty. Bardzo „ciasny“ finał i mogło zdarzyć się wszystko. Razem z Kubą [Jakub Stepun, partner Przemka Korsaka w osadzie - przyp. SM] liczyliśmy na finał A, wyniki uzyskiwane na treningach pokazywały, że nas na to stać.

 

- Co się stało w półfinale? Do połowy dystansu płynęliście na miejscu, które dawało awans. Przyznam, że w przedbiegu rozbudziliście nadzieje, przynajmniej moje...

- Tak naprawdę, to wyścig półfinałowy do pewnego momentu szedł po naszej myśli... Dobrze wystartowaliśmy, w pierwszej części dystansu wszystko szło zgodnie z planem. I około 200 metra trochę przykryła nas fala, przy okazji wyhamowując kajak. W efekcie rozbiliśmy swoją pracę „na nogach“, nie współpracowaliśmy tak, jak powinniśmy. W dwójce, jeżeli nie ma współpracy, to sobie wzajemnie przeszkadzamy, szybciej się męczymy. W efekcie końcówka dystansu wyglądała kiepsko, mocno zwolniliśmy na końcu.

Przedbieg, który wygraliśmy, to był nasz wyścig. Byliśmy sobą, „jechaliśmy swoje“. Wiedzieliśmy też, że mamy zapas. Na przestrzeni tych 500 metrów, to tylko końcówka była „nie nasza“, tak to nazwijmy. Na ostatnich metrach trochę się denerwowałem, ale Kuba po biegu stwierdził, że miał wszystko pod kontrolą. Przez następne dwa dni trenowaliśmy, wydawało się, że jest dobrze. Nic nie zapowiadało braku finału A. Myślę, że warunki trochę nas zniszczyły. Teraz przyjdzie czas na wyciągnięcie wniosków, tak abyśmy w przyszłym roku umieli ścigać się i w takich okolicznościach. A wiem, że potrafimy pływać bardzo szybko...

 

- Chciałem Cię jednak podpytać o to, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Na igrzyskach oglądaliśmy was raptem niecałe 5 minut. Tylko, że droga do Paryża to był ultramaraton.

- Droga do Paryża zaczęła się, kiedy przegraliśmy kwalifikacje na igrzyska w Tokio w 2021 r. Kwalifikowała się jedna osada, my przypłynęliśmy na drugim miejscu. Było blisko. Wtedy powiedzieliśmy sobie, że na następne igrzyska się zakwalifikujemy.

 

- Taka scena mi utkwiła w pamięci... Koniec tegorocznych Mistrzostw Polski w Bydgoszczy, zmęczeni się pakujecie. I Ty mówisz: >>Ja chcę do domu, do Wałcza<<...

- Ja mieszkam w Poznaniu, ale... faktycznie coś w tym jest. Wałcz jest naszym kajakarskim domem. To stamtąd wyruszamy na zawody, na zagraniczne obozy. I tam wracamy. Teraz też, przyjechałem „na chwilę“ do Elbląga [rozmawialiśmy 13 sierpnia - przyp. SM] i jadę do Wałcza, a stamtąd lecimy do Samarkandy w Uzbekistanie na Mistrzostwa Świata w konkurencjach nieolimpijskich w kajakarstwie.

 

- Postawiliście wszystko na jedną kartę... Ile dni w roku jesteś poza domem?

- Nie liczę... pewnie ponad trzysta. Przy czym dom to jednak Poznań. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i trzeba było zaakceptować to, że będziemy gośćmi w domu.

 

- Śledziłem waszą walkę o igrzyska. Najpierw przygotowania do ubiegłorocznych Mistrzostw Świata w Duisburgu, gdzie można było wywalczyć kwalifikacje. Mistrzostwa poszły „średnio“, bez kwalifikacji. Postawiliście wszystko na jedną kartę, żeby najpierw powalczyć w zawodach ostatniej szansy w Szeged, a potem na igrzyskach... Hiszpania, Portugalia, Wałcz, zawody. Może chociaż na Boże Narodzenie byłeś trochę dłużej w domu...

- Na Boże Narodzenie trener pozwolił nam zostać dłużej w domu. Ale tak... nie pamiętam, żebyśmy byli tydzień w domu, raczej trzy, góra cztery dni. W ostatnim czasie nie było kiedy na dłużej niż kilka dni przyjechać do domu. Ostatnie zgrupowanie przed igrzyskami trwało miesiąc. A my ze zgrupowania na zgrupowanie, trzy, góra cztery dni przerwy na odwiedziny w domu... Ale trzeba to lubić. Kochamy ten sport, a miejsca w reprezentacji nikt nikomu nie dał „za darmo“. I każdy o nie walczy, jak może. Liczy się wynik sportowy i to, jak szybko pływamy.

 

- A co po za tym? Jakub Stepun wstąpił do wojska...

- I ja razem z nim. Dostałem się do Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. To jest ogromna zmiana. Wojsko zapewnia nam takie warunki, że możemy spokojnie trenować. Mam tu na myśli zarówno warunki finansowe, jak i całą resztę. Wojsku za to należy się duże dziękuję za stworzenie nam, sportowcom takiej możliwości.

 

- Miałeś „prawdziwą“ służbę przygotowawczą?

- Tak, kilka lat temu w Dęblinie. 6 lat starałem się dostać do wojska. Temat wracał, raz było bliżej, raz dalej. Żeby się dostać do Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego trzeba mieć bardzo dobre wyniki. I w tym roku przed igrzyskami się udało.

 

- Plany na ten sezon? Wspominałeś o Samarkandzie?

- Mistrzostwa Świata w konkurencjach nieolimpijskich. Z Kubą popłyniemy w dwójce na 200 metrów. Dla mnie tak krótkie i szybkie dystanse to nowość i wciąż się tego uczę. Ale frajda i przyjemność niesamowita. Tak naprawdę na wysokim poziomie 200 metrów nigdy nie pływałem. I z dziewczynami mikst czwórek na 500 metrów. Na tym zakończymy starty w tym sezonie. W przyszłym... mam swoje plany, trochę już z trenerami rozmawialiśmy na ten temat. Na pewno rozwijanie seniorskiej czwórki reprezentacyjnej na 500 metrów. W tym sezonie wywalczyliśmy wicemistrzostwo Europy, mamy apetyt na złoto... Mamy młody zespół, liczę sobie 25 lat i jestem jednym z najstarszych zawodników.

 

- A do domu...

- Wrzesień będziemy mieć wolny. Może trochę w październiku uda się wynegocjować.

 

- I co będziesz robił? Czy wiesz jeszcze, co można robić nie mając wiosła w ręku...

- Jak znam siebie, to po dwóch dniach będę miał dosyć lenistwa. Pójdę pobiegać, pojeżdżę na rowerze, na siłownię. Coś trzeba będzie robić... To może być ciężki okres... Wbrew pozorom mam znajomych, którzy na kajak wsiadają tylko turystycznie. Będzie milo porozmawiać o innych tematach niż kajak, spotkać się z ludźmi z „innego świata“ niż mój.

 

- To powodzenia i dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem...

Fantastyczny, skromny i do tego utalentowany. Przemysławie dziękujemy za wspaniałe emocje podczas Igrzysk. Sport to nie łatwy kawalek chleba.
(2024.08.17)

info

5  
  0
W Elblągu też są ładne dziewczyny :⁠-⁠)
(2024.08.17)

info

0  
  0
To się trochę zmieniło w tym wojsku że takie pozytywne nastawienie ! Ja trafiłem do jednostki budowlanej z grupą A, chyba wówczas dopasował im mój zawód i tak oprócz musztry i dziennych poligonów, nocnych alarmów i znęcaniu się starego woska bardzo długo i ciężko pracowaliśmy budując trepom domy w Grupie k/ Grudziąda. Komuniści wykorzystali nas do szpiku a co najgorsze po dwóch latach zarobiłem na spodnie kurtkę. Za złożenie skargi w nocy sprzątać musieliśmy a rano praca. Nie było dźwigu czy pompy do podawania betonu, na każde piętro nosiliśmy w wiadrach po dwadzieścia kilo. Młodzi 18-20 latka. Nie jeden psychicznie wysiadł to zamknęli w świeciu dla umysłowych. To były czas kiedy Popiełuszkę zamordowali..... dramat za który nikt nie przeprosił ! Nie mam powodu do radości kiedy wspominam.....
(2024.08.17)

info

3  
  0