Do grudnia dojrzewała we mnie myśl o tym, aby coś zmienić w swoim życiu. W tym czasie zacząłem zdrowo się odżywiać. Nie katowałem się dietami odchudzającymi, ale starałem się myśleć o tym, co jem. Unikałem potraw uważanych za niezdrowe i wysokokaloryczne (hamburgery, pizze, frytki, kolorowe napoje itp.). Waga mówiła mi, że już przestałem tyć, a to było coś. Miałem także kaloryczne przyzwyczajenie, jakim było wieczorne piwo, no, nawet dwa, trzy. Noworoczne postanowienie z przełomu 2011/2012 brzmiało: zero alkoholu. To był kolejny etap, który spowodował nieznaczny spadek wagi.
W tym samym czasie zacząłem 1-2 razy w tygodniu odwiedzać salę gimnastyczną, gdzie w miłym towarzystwie zacząłem uprawiać gry zespołowe.
W marcu przebywałem w miejscu, gdzie wzdłuż morza była promenada, na której co jakiś czas mijał mnie jakiś biegacz. Zazdrościłem im, że mogą tak biec i biec i wcale nie było widać zmęczenia. No i wszyscy dobrze wyglądali.
Wtedy najważniejszą decyzją, jaką podjąłem dla swojego zdrowia i kondycji, był krótki, 100-, 200-metrowy bieg, tak żeby zobaczyć, jak to jest. No i było... ciężko, bardzo ciężko, ale to właśnie wtedy złapałem bakcyla. Potem biegałem, jak tylko miałem wolną chwilę, 3-4 razy w tygodniu. Zwiększałem dystanse i w czerwcu przebiegałem 10 km. To było na moje 40. urodziny. Pobiegłem w biegu ulicznym na 10 km i dałem radę, skończyłem bieg na mecie.
Moja dieta także ewoluowała wraz z postępami w bieganiu, ale nie katowałem się głodzeniem. Wręcz przeciwnie, jem często pięć razy dziennie w niewielkich ilościach i nie dopuszczam do tego, aby być głodnym. Jem wszystko, na co tylko mam ochotę (uwielbiam czekoladę i bakalie).
Biegam do dzisiaj, dalej chodzę na salę, odwiedzam siłownię, a moja waga to 80 kg, co przy wzroście 182 cm, co jest odpowiednie według skali BMI. Mój „mięsień piwny” już nie istnieje, a pojawił się „kaloryfer”. W rywalizacji z młodszymi kolegami uprawiającymi sport wypadam dobrze, co daje mi niesamowitą frajdę.
Zachęcam do aktywnego spędzania czasu - w zamian dostaniecie sporą porcję hormonu szczęścia – endorfin oraz samopoczucie nastolatka.
Systematyczność oraz samozaparcie doprowadzi każdego z nas do celu, czego Wam wszystkim i sobie życzę.
Z pozdrowieniami
Biegacz