Sprawa została upubliczniona w mediach społecznościowych w 2022 roku przez Zbigniewa Stonogę, kontrowersyjnego przedsiębiorcę i wideoblogera. Nagrał on reportaż z udziałem pana Eryka, który wcześniej przyuczał się do pracy w firmie Charon i przed kamerą opowiedział o nieprawidłowościach, jakie miały mieć miejsce w zakładzie. Mówił między innymi o okradaniu zmarłych podczas pogrzebów, niewłaściwym przechowywaniu zwłok, a nawet handlu narkotykami.
Sprawa trafiła ostatecznie do prokuratury w Kościerzynie (elbląskie się z niej wyłączyły), która po kilkumiesięcznym śledztwie skierowała do sądu w Elblągu akt oskarżenia jedynie przeciwko 31-letniemu grabarzowi Markowi K., byłemu pracownikowi Charona, zarzucając mu dwukrotną próbę ograbienia grobów podczas uroczystości pogrzebowych w Elblągu i Marwałdzie koło Ostródy. Odbyły się one 3 i 16 września 2022 roku.
Nie przyznaje się do winy
Dzisiaj przed Sądem Rejonowym w Elbląga wyjaśnienia złożył oskarżony Marek K., sąd przesłuchał też kilku świadków, m.in. pana Eryka, jednego ze współwłaścicieli firmy Charon oraz członków rodzin zmarłych. Wszyscy podtrzymali swoje zeznania złożone wcześniej przed prokuratorem, przyznając że nie ma w nich rozbieżności z tym, co mówili dzisiaj na sali sądowej.
- Nie przyznaję się do winy – mówił przed sądem Marek K. Stwierdził, że przy pierwszym pogrzebie, gdzie chowano urnę z prochami, wyjął z grobu wrzucony przez kogoś podczas uroczystości zegarek (prokuratura wyceniła jego wartość na mniej niż 500 zł) i papierosy, by wykopać dół, bo w grobie było zbyt mało miejsca na urnę.
– Zegarek i papierosy odłożyłem na płytę, a potem je z powrotem do grobu wrzuciłem i zasypałem urnę. Rodzina wcześniej ustaliła z biurem, że sami odsłonią nagrobek i wykopią miejsce na urnę, ale było ono za płytkie – mówił przed sądem. Tłumaczył, że rozmawiał z kimś z rodziny, że trzeba pogłębić miejsce na urnę i zrobił to sam, nie biorąc za to pieniędzy.
Członek rodziny, który zamówił usługę pogrzebową zeznał, że usłyszał od pracowników firmy, gdy dziękował im za usługę, że musi zapłacić na wykopanie dołu. – Chyba sobie jaj robicie, tak powiedziałem – zeznał. Dodał, że nie zamawiał pogłębienia grobu na urnę, bo jego zdaniem było wystarczająco miejsca, by urna się zmieściła. – Po pożegnaniu się z pracownikami firmy pogrzebowej podszedłem do grobu i zobaczyłem, że urna jest przysypana. Zdziwiłem się, ale przesunęliśmy płytę i poszliśmy na stypę. Tam dowiedziałem się dopiero, że jedna z pań wrzuciła do grobu zegarek i papierosy – powiedział.
Z kolei Eryk S., który był bohaterem materiału wideo Zbigniewa Stonogi, zeznał dzisiaj przed sądem, że widział, jak Marek K. wyciąga z grobu zegarek i papierosy. Kazał mu je z powrotem odłożyć. – Odłożył to na miejsce, ale nie był z tego zadowolony – zeznał. Przed przesłuchaniem przez sąd jako jedyny, na wniosek obrony, Eryk S. musiał złożyć przyrzeczenie, że będzie mówił prawdę.
W sprawie drugiego pochówku, na elbląskiej Dębicy, oskarżony Marek K. zeznał, że grób był za wąski i gdy po uroczystościach opuszczał wraz z kolegami trumnę, w pewnym momencie się ona zaklinowała. Dlatego wszedł do grobu.
- Trzymałem trumnę na linach, lekko ją podnosiłem, by Adrian (inny grabarz – red.) mógł poszerzyć grób w tym jednym miejscu – mówił Marek K. – W momencie, jak się trumna zawiesiła, wieko się przesunęło na jakieś 5 cm, bo nie było przykręcone. Nikt trumny nie otwierał. Gdybym chciał ją otworzyć, to trumna musiałby być całkiem na powierzchni ziemi. Nie mam pojęcia, skąd się biorą te oskarżenia – zeznał.
Eryk S. pod przysięgą zeznał z kolei, że widział, jak Marek K. wskoczył po pogrzebie do grobu, odkręcił śruby od wieka, później otworzył trumnę i zaczął przeszukiwać ubrania zmarłego. – Nie pamiętam już, czy znalazł tam papierosy. Samo przeszukiwanie trwało około minuty, dwóch. Któryś z kolegów krzyknął „Uważaj Marek, bo idą ludzie” i wtedy zaczęli wszyscy zasypywać. Nie było żadnych problemów z zaklinowaniem trumny w grobie – zeznał.
Przedstawiciele rodziny zmarłego zeznali, że gdy przyjechali do kaplicy cmentarnej, trumna z ciałem była jeszcze otwarta. – Zakryliśmy ją sami, by oszczędzić widoku dzieciom. Nie przykręcaliśmy wieka śrubami, zresztą ich nie było – mówili przed sądem. Zeznali, że włożyli do trumny papierosy i bransoletkę wykonaną przez wnuczkę zmarłego z rzemyka i koralików ułożonych w napis „Kocham Cię’. A przed zamknięciem trumny jedna z pań przełożyła papierosy w inne miejsce w trumnie.
Ekshumacja: Wieko odsunięte o jedną trzecią
Z zeznań współwłaściciela firmy pogrzebowej wynikało, że mogło się zdarzyć, że trumna podczas pogrzeb na Dębicy mogła nie być zamknięta na śruby, ale nie powinno to spowodować zsunięcia się wieka. Świadek zeznał również, że oskarżony Marek K. był sumiennym pracownikiem i nie miał zastrzeżeń do wykonywanych przez niego obowiązków.
– Nie było jednak między nami chemii, pracował u nas rok, ale trudno było do niego dotrzeć. Dlatego rozstaliśmy się za porozumieniem stron po roku pracy, wypłacając mu całe należne wynagrodzenie. Eryk S. miał być zatrudniony jego miejsce – przyznał współwłaściciel Charona, dodając że Eryk S. przychodził do pracy w kratkę, a załoga skarżyła się na to, że muszą za niego wiele rzeczy robić. Stwierdził też, że pan Eryk miał skłonności do konfabulacji i koloryzowania rzeczywistości. Z kolei wokół Marka K. krążyły pogłoski, że może mieć problem ze środkami odurzającymi. Współwłaściciel firmy stwierdził, że obawiał się, że Marek K., który również był kierowcą, może spowodować wypadek lub kolizję i dlatego dążył do zastąpienia go w firmie kimś innym.
Prowadząca sprawę sędzia Sylwia Kamola nawiązała podczas dzisiejszej rozprawy do wyników ekshumacji grobu na Dębicy. Wynika z nich, że wieko trumny w grobie było odsunięte w jednej trzeciej, a ciało zmarłego przysypane ziemią.
Sąd zdążył wysłuchać dzisiaj wyjaśnień oskarżonego i zeznań kilku świadków. Kolejni świadkowie – drugi ze współwłaścicieli firmy Charon oraz pracownicy firmy – będą przesłuchiwania na kolejnych rozprawach 11 i 16 października.