Taki opis jest oczywiście niewystarczający, stąd uściślijmy: Na płótnach Nienartowicz widzimy wytatuowane kobiety, a wszystkie prace są swego rodzaju komentarzem autorki dla wpływu religii na życie człowieka.
- Ta przestrzeń, to, że możemy pokazać tę wystawę w świeżo odnowionym prezbiterium, wydawała nam się idealną scenerią dla prezentacji tych prac – mówiła Adriana Ronżewska-Kotyńska, dyrektor Centrum Sztuki Galerii EL, podczas wernisażu wystawy. - Bardzo staraliśmy się zdążyć razem z ekipą budowlaną, aby dziś państwu tę przestrzeń udostępnić – dodała. Tematyka podejmowana przez obrazy rzeczywiście współgra z klimatem galerii, która przecież dawniej była dominikańskim kościołem.
- Wystawa jest bardzo różnorodna, na pierwszy rzut oka może nam się wydawać, że mamy do czynienia tylko z sylwetkami kobiecymi, tak naprawdę jest to jednak uniwersalna wypowiedź twórczyni na temat religii i wielowymiarowości uczuć związanych z wychowaniem w wierze nie tylko chrześcijańskiej czy katolickiej, ale z religią w ogóle – wskazywał Stanisław Małecki z Galerii EL, kurator wystawy.
O wystawie opowiedziała również sama malarka. Zaznaczyła, że możliwość pokazania w jednym miejscu wszystkich tych prac jest dla niej rzadką okolicznością, bo wiele z nich jest na co dzień w zbiorach kolekcjonerów. Co mówiła o swoich pracach?
- Nie chciałabym spłycać tematu wystawy i mówić za dużo – podkreśliła. - W moim odczuciu odważny tytuł wystawy "Rozkosz i terror" odnosi się do przemian, które miały miejsce w moim życiu i pewnego rodzaju weryfikacji mojego światopoglądu. Te prace są w pewnym sensie towarzyszem tych przemian. Myślę, że nie będzie to przesadą, gdy powiem, że byłam osobą skrajnie i fanatycznie religijną – zaznaczała malarka. - Emocje, które przeżywałam jako taka osoba, rozciągały się właśnie między rozkoszą i terrorem. Religia w moim odczuciu dawała mi dużo nadziei, pocieszenia, dużo dobra na przyszłość i była filarem, na którym można było się oprzeć i z niego czerpać. Z kolei mroczna strona, o której myślę, że mało się mówi i której ja doświadczałam, wiązała się ze strachem przed potępieniem, strachem przed grzechem i śmiercią. Myślę, że doświadczywszy na sobie tego wszystkiego, widzę, jak bardzo przeszłość wpływa na przyszłość i stąd motywy zaczerpnięte od starych mistrzów na moich obrazach – podkreślała.
Obrazy Nienartowicz bez wątpienia przykuwają uwagę, bo wspomniane przez autorkę dawne motywy nabierają nowego wyrazu, gdy oglądamy je w formie tatuaży na ludzkim ciele. Dla przykładu, na jednym z nich modelka z wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej na plecach zapina suknię, co prowadzi do ukrycia jasnogórskiej ikony. Tytuł dzieła: Zasłonięcie obrazu. Interpretacja? Pozostawiamy ją odbiorcom, warto jednak dodać, że takich motywów na wystawie jest więcej.
- Obrazy starych mistrzów, które wplatam w swoje prace, stanowią formę cytatu – podkreśla Agnieszka Nienartowicz. - Całość nie ma początku w tym cytacie, ale w modelce – dodaje.
Jak zaczęła swoją przygodę ze sztuką? - Trudno powiedzieć, by był jakiś konkretny moment. Pochodzę z domu humanistów, jestem córką dziennikarza i polonistki i w domu zawsze dużo uwagi poświęcane było kulturze, literaturze. Zawsze bardzo dużo czytałam i kiedyś myślałam, że będę pisać. Później zobaczyłem, że malarstwo też jest dobrym sposobem wypowiedzi i sama lubiłam malować – mówi absolwentka malarstwa w gdańskiej ASP. - Poszłam do liceum plastycznego, później na studia, na malarstwo, była to dość naturalna droga.
Warto zaznazyć, że na wernisażu nie zabrakło muzycznego aspektu. Na flecie zagrał Jobe Baker-Sullivan, kompozytor z Birmingham.
Prace Agnieszki Nienartowicz można oglądać w Galerii EL do 30 sierpnia.