- Dlaczego akurat aktorstwo?
- Szczerze? Tak naprawdę to sama do końca nie wiem. Po prostu to lubię. Bardzo lubię. Może dlatego, że nie muszę się starać być „sobą” na scenie? A to właściwie jest dość podobna odpowiedź, co na pytanie numer pięć. Choć… to nie to samo chyba. Poza tym - jest jeszcze jeden ważny powód, ale wydaje mi się zbyt naiwny, żeby o nim mówić (uśmiech).
- Czy dobrze wspominasz swój debiut?
- Jeśli debiutem na deskach można nazwać mój spektakl dyplomowy pt. „Dziewczyna i Śmierć” (na podstawie sztuki Ariela Dorfmana „Śmierć i dziewczyna”; scenariusz i reżyseria: Andrzej Bednarski), to wspominam go naprawdę nieźle. Dla mnie, jako dla aktorki, to był bardzo dobrze napisany tekst do zagrania, a poruszane w nim tematy były wg mnie ważne i zawsze aktualne. Poza tym, po prostu wiedziałam, co mam robić, czego się ode mnie wymaga, i dostałam od reżysera również pewne pole do improwizacji. No i na każdym kolejnym spektaklu pojawiał się ktoś dla mnie bliski – więc zawsze gdzieś z widowni czułam wsparcie… Dzięki temu wszystkiemu czułam się na scenie dość pewnie. No i jeśli chodzi o jakieś wpadki czy zdarzenia losowe – to na szczęście nic złego się nie przytrafiło. Reasumując - ja wspominam bardzo dobrze… ale czy publiczność (śmiech)? Było tak wiele osób na widowni, które znałam, że nie wiem, co jest/było prawdą…
- Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z teatrem?
- Po raz pierwszy? Pewnie jakoś w podstawówce… Gdy wyjechałam z klasą mojej mamy (tak, tak, moja mama jest nauczycielką, uczy matematyki (uśmiech)) na wycieczkę do Teatru. Jak się nie mylę do Lublina. Cały spektakl przesiedziałam z rozdziawioną buzią. Dziś też często się na tym łapię (uśmiech). To chyba był „Skrzypek na dachu”.
- Jaki jest najbardziej satysfakcjonujący moment na scenie?
- Moment ciszy. Ale nie takiej zwykłej ciszy. Tylko takiej pełnej napięcia, wyczekiwania. Moment, kiedy jesteśmy z widzem partnerami, kiedy czuję, że jest między nami jakaś niewidzialna nić, kiedy czuję, że publiczność czeka na moje kolejne słowo, ruch, gest.
- Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
- Wolność. Kiedy jestem na scenie mogę zrobić wszystko. Mogę powiedzieć wszystko, mogę być każdym. Nie ograniczam się w uczuciach, nie muszę się wstydzić żadnych emocji. Mogę wszystko. Bez żadnych ograniczeń. No prawie… muszę uważać na kolegów i koleżanki na scenie (śmiech).
- Czy masz jakieś ukryte life-haki na zapamiętywanie tekstu ?
- Ojej… a powinnam (śmiech)?
Karina Węgiełek - w 2014 roku zdała Egzamin Eksternistyczny na Aktora Dramatu przed komisją ZASP-SPATiF w Warszawie. Ponadto ukończyła studia magisterskie na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim, aktorstwo w Szkole Aktorskiej Haliny i Jana Machulskich oraz reżyserię w Warszawskiej Szkole Filmowej. Jej film dyplomowy pt. „Rudy” został doceniony na prawie pięćdziesięciu festiwalach na całym świecie i zdobył aż dziesięć nagród filmowych.
Do tej pory grywała głównie w produkcjach filmowych i telewizyjnych (m.in. serial „Na dobre i na złe”, „Na Wspólnej” czy „Ojciec Mateusz”, a także w filmach takich jak „Supermarket” czy „Słaba płeć”).