Jesteśmy tu obaj

8
16.01.2004
Rozmowa z Markiem Opitzem, fotografem, znawcą i miłośnikiem historii Żuław, wydawcą książki „Baśnie i legendy Żuław i Mierzei Wiślanej”.
Ta książka to, jak mi się wydaje, element ciągłej Pana pracy związanej z propagowaniem wiedzy o regionie. Pierwszy był album o Żuławach, tak bardzo osobiście potraktowany, teraz ukazały się chyba jeszcze ważniejsze legendy. Każdy region ma swoje legendy. Często są one ukryte w zakamarkach archiwum i trzeba tylko zgromadzić odpowiedni zespół ludzi, trochę chęci i pieniędzy, żeby to wydobyć na światło dzienne. Swoje legendy mają Bieszczady, Mazury i wiele innych regionów. My nie mieliśmy i teraz wreszcie mamy. Żuławy nie mają - a właściwie nie miały - nie tylko baśniowych opowieści. Nie mają także ludności, która z pokolenia na pokolenie mieszkałaby tutaj i zapuściła korzenie… …być może dlatego mało kogo obchodziły stare legendy z czasów krzyżackich czy z czasów polskich, ale zamierzchłych. Nie czujemy więzi z tą ziemią, choć liczna publiczność, jaką zgromadziła promocja książki, pokazała, że może jednak jesteśmy z nią związani... Początkowo baliśmy się, że nie będzie wystarczająco dużo wątków i z tych, które znajdziemy, trzeba będzie wyciągać inne, by wokół nich budować całą książkę. Po około pół roku poszukiwań nastąpił jednak fantastyczny przełom, legendy zaczęły się dosłownie sypać jak z rękawa i stało się jasne, że muszą one pozostać jak najbardziej wierne oryginałom, trochę tylko odkurzone i lekko zaadaptowane dla współczesnego czytelnika. Zajęła się tym Marzena Bernacka, która w „Baśnie i legendy…” włożyła swój talent literacki. Głównym zadaniem Moniki Jastrzębskiej było poszukiwanie materiału, przekład oraz dopilnowanie tego, by legendy miały swój własny, wierny oryginałom klimat. Jest Pan zadowolony z efektów poszukiwań? Tak, choć już po oddaniu książki do druku okazało się, że mamy kolejne legendy. Wprawdzie nie ma ich jeszcze na drugą część, ale będziemy chcieli coś z tym zrobić. Które opowieści utkwiły Panu szczególnie w pamięci? Jest ich kilka, ale jedna, bardzo krótka, pokazuje talent Marzeny. Mieliśmy bowiem samą tylko informację, że w Tudze (rzeka, która przepływa m.in. przez Nowy Dwór Gdański – red.) znaleziono niegdyś czarne pnie starych dębów. Marzena Bernacka zbudowała na tej podstawie bardzo ciekawą historię, która raz, że przypomina coś, w co dziś się nie chce wierzyć – to, iż Żuławy to kiedyś był las; dwa, że warto zapytać swoich przodków, warto kogokolwiek zapytać o to, jak to kiedyś było. Bardzo ciekawa jest też legenda o zaklętej księżniczce, która kończy się inaczej niż zazwyczaj. Mamy również ciekawego diabła, który robi psoty i figle, ale także poucza. Jak powiedziała mi Monika Jastrzębska, okazało się, że większość oryginalnych wątków żuławskich opowieści pochodzi z XV wieku i wszystko to, co powstało później bazowało już właśnie na tych wątkach. Na ten temat Marzena napisała pracę magisterską u prof. Jerzego Sampa, która jednak nie wyczerpuje tematu, więc pewnie powinny powstać kolejne. Co ciekawe, w materiałach, które udało nam się zgromadzić, brakuje np. legend o wiatraku odwadniającym, tak ważnym na Żuławach, o mostach zwodzonych i o wielu jeszcze innych rzeczach. Takich legend nie znaleźliśmy, ani nie chcieliśmy wymyślać nowych, więc w przyszłości poprosimy mieszkańców Żuław o ich stworzenie. Być może konkurs ogłosimy już wkrótce. Czym dla Pana jest ta książka? Czymś na pewno bardzo ważnym. Tydzień przed promocją, dostałem z Muzeum w Elblągu kopię artykułu, który opisuje pracę Żuławskiego Ośrodka Kultury (w Nowym Dworze Gdańskim – red.) w roku 1956. Na zdjęciu jest mój ojciec, który maluje chatkę Baby Jagi. Teraz w tym samym budynku jego syn realizuje jakąś kolejną rzecz. Kiedy zobaczyłem to zdjęcie, wszystko zrobiło się nagle ważne. Bardzo skromnie mówi Pan o swojej pracy. Mam wrażenie, że „Baśnie i legendy…” to kolejny „list” do mieszkańców Żuław. Chciałbym, żeby tak było. My ciągle jesteśmy w tyle, gdzieś na końcu pewne rzeczy robimy i trochę podpatrujemy, więc ta książka nie jest niczym odkrywczym. Staramy się, by było to ciekawe, ale nie jest to nic wielkiego. Zobacz także: "Czas zapuszczać korzenie"
Rozmawiała Joanna Torsh

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter

A moim zdaniem...

Gdzie tą książkę można kupić i ile kosztuje?
(2004.01.16)

info

0  
  0
O ile mi wiadomo książkę tą można w Elblągu kupić w QuoVadis.
(2004.01.16)

info

0  
  0
Panie Marku - albumy o Żuławach kupiłem 2, jedyną rzeczą, która mi przeszkadza, to jednak jakość zdjęć, trochę za żółte sosy na zdjęciach. Ale kupię jeszcze i trzeci....
aneks (2004.01.16)

info

0  
  0
I jeszcze - albumu o Żuławach nie ma teraz chyba w Elblągu, proszę o tym pomyśleć panie Marku -
aneks (2004.01.16)

info

0  
  0
Dziękuję za uwagi, choć nie bardzo wiem co Pan rozumie pod sformułowaniem "sosy". Album można kupić w elbląskim Empiku, niestety jest dosyć drogi. Gdyby jednak był Pan w Nowym Dworze Gdańskim, zapraszam. U nas można kupić go jeszcze za 67 zł. Pozdrawiam.
Marek Opitz (2004.01.16)

info

0  
  0
RATUJMY ŻUŁAWSKIE DOMY PODCIENIOWE!
(2004.01.16)

info

0  
  0
A może ktoś wyda album z żuławskim domami podcieniowymi.
Pasjonat (2004.01.16)

info

0  
  0
Podziwiam Pana sztukę od pierwszego albumu. Sprawił Pan że Żuławy żyją jak na żadnych innych fotografiach. Szkoda że mi się to nie udało. Pozdrawiam
Darek Bocian (2004.01.19)

info

0  
  0