Jak ocenia Pan poziom tegorocznych prezentacji?
Z tego, co zobaczyłem do tej pory, mam poczucie wysokiego poziomu, zwłaszcza recytatorów i tzw. wyrównanego poziomu. Są lepsi i gorsi, ale nie ma żadnych wpadek, żenujących występów. Przyjeżdżam tu już piąty rok i zawsze zauważam znaczną troskę o poziom, choć wiadomo, że wpadki mogą się zdarzyć.
Co z doborem repertuaru przez wykonawców? Często jest to słaby punkt młodych artystów.
Nie umiem znaleźć reguły doboru tekstów. Zainteresowania literackie uczestników festiwalu są niesłychanie rozlegle, od Kochanowskiego po Gombrowicza i Olgę Tokarczuk. Jest i poezja i proza. Czasem rzeczywiście mam poczucie, że opiekunowie i oni sami nie umieją dobrać repertuaru, tekst nie przystaje do osobowości mówiącego, nie ma między nimi kontaktu, tekst nie został przepuszczony przez osobowość, ale tu, w Elblągu jest tak rzadko.
Jak - według pana - elbląski festiwal wypada na mapie podobnych imprez w kraju?
Właściwie wszystkie dobre i ważne festiwale teatralne w Polsce, czy to spotkania profesjonalistów czy amatorów, to są festiwale prowincjonalne, w dobrym sensie. No, może z wyjątkiem Krakowa i Łodzi. Ten nurt jest reprezentowany w wielu ośrodkach mniejszych, większych i myślę, że może on się zrodzić tylko w ośrodkach niekoniecznie metropolitalnych, bo metropolie maja to do siebie, ze przez natłok propozycji, styl życia zabijają indywidualność, wyższe potrzeby. Tego typu festiwali co elbląski jest dość dużo, jest przecież np. cały ruch recytatorski, ale na ich tle elbląski wyróżnia się dwiema rzeczami. Po pierwsze, mamy do czynienia z poczwórnym nurtem prezentacji: jest tzw. mała forma teatralna, czyli miniprzedstawienie, ale robione przez zespól, jest literacka piosenka, monodram, recytacja; jest różnorodnie, wieloaspektowo, trudno się nudzić. Zmienność elbląskiego festiwalu - to cenna i oryginalna sprawa. Wartość druga to fantastyczna organizacja. Ludzie, którzy to robią, są perfekcyjnie przygotowani i tak potrafią wszystko rozmieścić w czasie, że wchodzimy w pewien reżim, rytm.
W telewizji, innych dużych mediach mało jest miejsca dla debiutantów, prezentacji artystycznych. Mam wrażenie, że wielu ludziom, którzy przyjeżdżają np. do Elbląga, pozostaje w końcu tylko popularność koncertowa, lokalna...
Duże stacje to w tej chwili jest po prostu groza i tam nie tylko tego typu kultura nie dociera, ale w ogóle żadna, ani wysoka ani amatorska, nie wspominając o poezji. Taki styl medialny zapanował i z tego powodu warto tylko rwać włosy z głowy. Tym bardziej trzeba jednak cenić to, że poza tym obiegiem wielkich mediów istnieje obieg alternatywny, lokalny i myślę, że wcale nie należy bić się o to, by ten ruch przebijał się do wielkich stacji. To nie jego miejsce, to jest dla wybranych, wrażliwych, subtelnych. To nie może z natury rzeczy mieć charakteru masowego.
***
Rozmowa odbyła się w drugim dniu Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Słowa "... Czy to jest kochanie?".
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter