Upadłości jednego z najstarszych w regionie i potężnego niegdyś zakładu domagała się firma windykacyjna, ale też sam prezes Elmeatu i pracownicy. Każdy z innych powodów.
- Mam nadzieję, że ten koszmar wreszcie się skończy, bo tak dłużej już nie mogło być - wyznaje jedna z pracownic, która od prawie roku nie dostaje pensji.
Z decyzji sądu nie jest zadowolony prezes Elmeatu. Krystian Kryczyński prosił sąd nie o likwidację, ale o możliwość układów z wierzycielami.
- Uważam, że w ten sposób mogliby oni odzyskać dużą część pieniędzy, a produkcja mogła być kontynuowana - twierdzi Kryczyński. – Natomiast teraz będą stratni wszyscy wierzyciele. Między bajki można włożyć informację, że zakład uda się sprzedać za 8 milionów, bo przez ostatnie miesiące bezskutecznie szukaliśmy nabywcy. Sam nadzorca sądowy, który został wyznaczony na syndyka, koszty postępowania upadłościowego z likwidacją, poza swoją pensją, oszacował na 300 do 900 tysięcy złotych. Potem pieniądze dostaną ci, którzy są wpisani na hipoteki, banki, a dopiero po nich pracownicy i inni wierzyciele.
Na zaproponowaną przez prezesa Kryczyńskiego upadłość z opcją układów z wierzycielami sąd się jednak nie zgodził.
- Długi wynoszą aż 12,5 miliona złotych, zakład od dawna jest niewypłacalny, a prezes nie przedstawił wiarygodnych dowodów na to, że jest w stanie porozumieć się z wierzycielami - uzasadniała swoją decyzję sędzia Renata Połuch.
Orzeczenie nie jest prawomocne. Prezes Elmeatu zapowiedział apelację.
W zakładzie pracuje dziś cząstka starej załogi, która - jak zapewnia prezes - ma co robić i co tydzień otrzymuje wypłatę. Pozostali pracownicy zostali już zwolnieni albo są na urlopach i zwolnieniach.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter