Elbląg nie ma szczęścia do zakładów zbiorowego żywienia.
Na gospodę, którą prowadzi ESS przy ul. Grunwaldzkiej konsumenci stale narzekają. To też wiadomość o tym, że Elbląskie Zakłady Gastronomiczne uruchomiły nareszcie restaurację przy ul. 1-go Maja, przyjęto z zrozumiałym zadowoleniem.
Wydawałoby się, że tu zadowolą klienta, a tymczasem oto jeden z licznych obrazków:
Restauracja przy ul. 1-go Maja wydaje tak zwane obiady „domowe”. Cena takiego obiadu wynosi zł 3. Karta ponętnie głosi „żurek z kartoflami” i „kiełbasa z kartoflami i surówką”.
Zadowolony klient zamawia obiad. Za chwilę kelnerka przynosi talerz jakiegoś płynu, a na drugim talerzu kawałek słoniny z dosłownie jednym kartoflem.
- Przecież miała być kiełbasa – dopomina się nieszczęsny konsument.
- Tak, ale już zabrakło, więc jest boczek.
- już zabrakło? Jest dopiero dwadzieścia minut po 13-tej!
Kelnerka wzrusza ramionami i odchodzi.
Konsument na próżno szuka w żurku zapowiedzianych w karcie kartofli i surówki przy „boczku”. Następnie „boczek”, ów kawałek słoniny niejadalnej dla osób chorych na wątrobę, wraca do kuchni, a konsument odchodzi głodny pożywiwszy się żurkiem, do którego włożył ów jedyny kartofel z drugiego dania.
Czyż naprawdę ludzie pracy nie znajdą w Elblągu zakładu zbiorowego żywienia, w którym mogliby zjeść prawdziwy „domowy” obiad, za który każdy zapłaciłby chętnie i trochę drożej, aby tylko było co zjeść?
Bo dotychczas ludzie pracy zmuszeni do stołowania się poza domem, zarówno w gospodzie ESS jak i restauracjach Elbląskich Zakładów Gastronomicznych, chodzą stale głodni!
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter