W 1970 r. nastroje społeczne w Polsce były gorące. Władysław Gomułka już od dawna nie był towarzyszem „Wiesławem”, w którym w 1956 r. ludzie pokładali nadzieje na lepszy los. Społeczeństwo było biedne i nie widziało perspektyw na poprawę swojego życia. Gospodarka przeżywała kryzys. Receptą na niego miała być reforma gospodarcza, a jej elementem była... podwyżka podstawowych artykułów spożywczych.
12 grudnia 1970 r. przypadała sobota. Wieczorem w radiu i telewizji poinformowano o podwyżkach (wówczas ceny ustalano centralnie). Mięso podrożało o 17 proc., mąka o 16 proc., mleko o 8 proc. Jak kpina brzmiała informacja władz, że jednocześnie potaniały... lokomotywy.
„Staniało 40 artykułów przemysłowych. Najwięcej, bo o 40 procent pończochy stylonowe, o 39,5 procent skarpety i podkolanówki elastilowe, a o 38 procent - nożyki do golenia „Polsilver”. Jednocześnie 46 artykułów zdrożało. Wśród nich najwięcej bo o 69 proc. płachty żniwne, o 67,8 proc. dachówka ceramiczna, zaś o 54 proc.. - tkaniny lniano-pakulane i nici konopne. Podwyżki cen żywności były już na ogół niższe. I tak o 36,8 proc. wzrosły ceny dżemów, marmolad i powideł, a smalcu o 33,4 proc.. Lecz cena kawy zbożowej wzrosła aż o 92,1 proc.” - pisał Grzegorz Baranowski we wspomnieniach publikowanych niedawno na naszych łamach.
Podwyżki weszły w życie nazajutrz, 13 grudnia – społeczeństwo nie miało czasu, żeby zrobić zapasy. A przed Bożym Narodzeniem ludzie tradycyjnie robili większe zakupy. Jak informuje Instytut Pamięci Narodowej, w Elblągu na jednym z pawilonów handlowych przy ul. Tysiąclecia, pojawił się napis „Precz z okupacją bolszewików”, a na szybie sklepu mięsnego przy ul. 21 Października (dzisiaj Grobla św. Jerzego - red.) widniał napis: „Gdzie jest smalec, precz z socjalizmem”.
14 grudnia (poniedziałek) w Stoczni im Lenina w Gdańsku wybuchł strajk. „W wiecu przed budynkiem dyrekcji uczestniczyło 3 tys. robotników domagających się zniesienia podwyżek i zmian w kierownictwie partii. Po południu doszło do pierwszych starć z milicją. Robotnicy atakowali gmach KW PZPR. W centrum miasta w manifestacjach wzięło udział kilkanaście tysięcy osób. W ciągu kolejnych dwóch dni protesty wybuchły w Gdyni, Elblągu, Słupsku i Szczecinie.” - czytamy na portalu dzieje.pl
15 grudnia w Warszawie zapadła decyzja o użyciu broni palnej wobec demonstrantów. Jedną z ofiar został elblążanin Waldemar Rebinin. W 1970 r. mieszkał w Gdańsku, miał żonę i dwoje dzieci. Pracował w Wojewódzkiej Kolumnie Transportu Sanitarnego. 15 grudnia, oznakowanym samochodem z czerwonym krzyżem, wiózł zaopatrzenie medyczne do przychodni kolejowej przy Dworcu Głównym w Gdańsku. Około godziny 14 w okolicach dworca został zastrzelony przez milicjanta.
15 grudnia protesty rozpoczęły się też w Elblągu. Przed Komitetem Miejskim i Powiatowym PZPR odbywała się demonstracja. Budynek został obrzucony butelkami z benzyną, jednak pożar zostł ugaszony. Podpalony został również kiosk „Ruchu” przy ul. Parkowej. Następnego dnia wzrosła skala protestów w naszym mieście. Władze nakazały wycofać ze sprzedaży benzynę i saletrę. Dochodziło do starć z milicją. Wieczorem zabezpieczenie obiektów specjalnych przejęli żołnierze. Wieczorem Stanisław Kociołek, sekretarz Komitetu Centralnego PZPR w telewizji wezwał robotników Trójmiasta do powrotu do pracy.
Wracamy do Trójmiasta. Zbyszek Godlewski miał 18 lat. Kilka miesięcy wcześniej skończył szkołę zawodową i zatrudnił się w gdyńskiej stoczni przy przeładunku statków. 17 grudnia odpowiedział na wezwanie sekretarza i poszedł do pracy. Na święta chciał przyjechać, do domu, do Elbląga, do rodziców. Przed stocznią stali uzbrojeni milicjanci. Gdyński „czarny czwartek” skończył się masakrą – zginęło 11 osób. „Na drzwiach ponieśli go Świętojańską, Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom” - mówią słowa „Ballady o Janku Wiśniewskim” autorstwa inżyniera ze stoczni Krzysztofa Dowgiałło. Zbyszek Godlewski do historii przeszedł właśnie jako Janek Wiśniewski. Pochód przeszedł do Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni. Tanki z „Ballady...” to pojazdy 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej z Elbląga. Jeszcze jeden tragiczny ślad z naszego miasta. (zobacz współczesne wykonanie ballady o Zbyszku Godlewskim).
18 grudnia w Elblągu minął pod znakiem największych protestów. Strajkowały Zamech, Zakłady Wielkiego Proletariatu, Truso, Elbląskie Zakłady Samochodowe. W mieście odbywały się demonstracje. Władze wydały rozkaz otoczenia czołgami komendy MO, elektrowni, dworca PKP, gazowni, wodociągów, Prezydium MRN, sądu, więzienia, banku i komitetu PZPR oraz wprowadzenia do środka silnych grup uzbrojonych żołnierzy. Doszło do próby podpalenia czołgu na ul. Hetmańskiej.
Marian Sawicz nie brał udziału w protestach. Po południu wpadł coś zjeść do baru przy ul. 1 Maja . Potem chciał iść do narzeczonej. Dziecko w drodze, niedługo miał być ślub. Kiedy wychodził z baru, trafiła go kula wystrzelona z milicyjnej broni. W chwili śmierci miał 22 lata.
- 18 grudnia 1970 roku od rana było niespokojnie. W pewnym momencie dostaliśmy wezwanie, że na ul. 1 Maja leży człowiek. Pojechaliśmy karetką – warszawą combi – razem z doktor Piotrowicz i kierowcą o nazwisku Jankowski.
Następnego dnia w miejscu śmierci Mariana Sawicza zbierają się grupy ludzi, którzy rozchodzą się na widok milicji. Z miasta zostają wycofane czołgi...
W trakcie wypadków grudniowych zginęło 45 osób. Rannych, aresztowanych, tych, którzy przeszli „ścieżki zdrowia”, szykanowanych nie sposób policzyć. Dziś mija 50 lat od tragicznego Grudnia...