10 lipca ubiegłego roku w miejscowości Bogdaniec niedaleko Elbląga, Robert S., jego narzeczona oraz trzech sąsiadów padło ofiarami brutalnej napaści. Trzech zamaskowanych mężczyzn pobiło, uwięziło oraz okradło poszkodowanego.
Po kilku dniach od zdarzenia policja zatrzymała podejrzanego o udział w napadzie. Patryka B. wskazał sam poszkodowany na podstawie tego, co zapamiętał z feralnego dnia.
Jestem niewinny
Podczas pierwszej rozprawy sąd wysłuchał zeznań oskarżonego Patryka B., który nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że w tym czasie był w Elblągu, a na potwierdzenie swoich słów wskazuje m.in. zapis z monitoringu w sklepie, w którym kupił telefon. Zresztą oskarżony przedstawił szczegółowy plan dnia, w którym doszło do zarzucanego mu przestępstwa. Dodał też kilka dodatkowych wspomnień, które umknęły mu podczas policyjnego przesłuchania.
- Byłem w szoku składając pierwsze zeznania – twierdził w sądzie Patryk B. - Chciałbym zaznaczyć, że po zatrzymaniu zostałem pobity przez policjantów i byłem przetrzymywany przez 24 godziny, podczas których nikt mnie nie przesłuchiwał. Jak przyszedłem cały obity, zaniemówiłem słysząc o co jestem podejrzany. Ciężko było mi sobie przypomnieć w ciągu piętnastu minut, co robiłem tego dnia. Podczas przesłuchania nie pytano mnie o konkretne godziny – żalił się oskarżony. - Nie dano mi szansy, bym przypomniał sobie, co wtedy robiłem. Pamięć zaczęła wracać dopiero jak siedziałem na „dołku" - dodał.
Pytania źle dobrane?
Podczas pobytu w areszcie Patryk B. złożył wniosek o przebadanie go wariografem. Ma jednak sporo wątpliwości dotyczących skonstruowanych pytań.
- W mojej ocenie wyniki zostały zakłócone – stwierdził podczas poniedziałkowej rozprawy. - Pytań było mało, a dodatkowo w ten zestaw były wplecione pytania podchwytliwe, które nie powinny się tam znaleźć.
Prowadzący sprawę sędzia Mirosław Tułodziecki chciał dowiedzieć się, które pytania wzbudziły niepokój oskarżonego.
- Tam były pytania o to, czy brałem udział w napadzie i czy popełniłem przestępstwo, o którym nie wie policja. A przecież wiadomo, że jako bokser mam duży temperament i nieraz utarłem komuś nos - przyznał oskarżony i dodał - Ja nie mam nic do ukrycia, mogę poddać się jeszcze raz badaniu - nawet teraz.
Bili i grozili bronią
Feralny, lipcowy dzień wspominał również poszkodowany. Zaznaczył, że podczas zdarzenia starał się zachować przytomność i nie wpadać w panikę, dzięki czemu zapamiętał wiele elementów świadczących - w jego ocenie – o udziale Patryka B. w tym napadzie.
- Po godzinie 18 przyjechaliśmy [razem z narzeczoną – red.] do domu w Bogdańcu – mówił w sądzie Robert S. – Gdy wkładałem klucz do zamka, zza płotu wyskoczyło trzech zamaskowanych mężczyzn z pistoletami skierowanymi w naszą stronę. Krzyczeli, że są z policji, a my mamy się nie ruszać. Zakuli nam ręce w kajdanki i wrzucili do osobnych pomieszczeń. Przywiązali mnie do krzesła taśmą, rozbili mi trzy butelki na głowie, przykładali pistolet do głowy i kolana. Byłem cały czas bity. Jeden z napastników przyniósł klucze od mojego mieszkania w Elblągu. Kazali mi wskazać, które klucze są od czego. Wiedzieli, że mam w mieszkaniu sejf i alarm. Szczególnie maltretowali mnie pytając czy na pewno alarm jest wyłączony. Zakneblowali mi usta i oczy, wrzucili na „pakę" mojego samochodu. Nie miałem szans sam się uwolnić, byłem mocno związany. Uwolnił mnie jeden z sąsiadów. Potem pobiegliśmy przez las do Suchacza, do znajomych, by przeciąć kajdanki - zeznał.
Twarz napastnika
Jak twierdził Robert S., mimo, że przestępcy byli zamaskowani, udało się mu przez chwilę widzieć twarz jednego z nich.
- Podczas bicia jeden z bandytów, ten w jasnej koszuli, czasami zdejmował kominiarkę, bo chyba się pocił – opowiadał poszkodowany. - Bałem się spojrzeć na przestępców, ale zrobiłem to właśnie po to, byśmy dziś się tu spotkali – dodał. Robert S. Przyznał, że zapamiętał nie dokładną twarz, a jedynie charakterystyczne jej cechy, jak na przykład oczy czy głos. Jest jednak przekonany, że był to Patryk B.
- Po napadzie zacząłem zastanawiać się, kto mógł to zrobić. Ktoś wskazał mi, że to może być właśnie Patryk B. Jego zdjęcie znaleźliśmy razem z narzeczoną w Internecie. Wówczas wiedziałem już, że to był on – powiedział poszkodowany.
Wątpliwości mecenasa
Podczas rozprawy pojawiło się sporo niejasności. Obrońca oskarżonego, mecenas Tomasz Borzdyński chciał wiedzieć na przykład, skąd poszkodowany wiedział o zapisie kamery z moniotringu, który stanowi alibi Patryka B. Sugerował, że poszkodowany zmieniał podczas kolejnych zeznań godziny napadu, tak by „dopasować" je do nagrania z kamery, a tym samym obalić wiarygodność Patryka B. Równie niejasne jest początkowe wyznanie poszkodowanego, jakoby o sejfie w mieszkaniu, oprócz bliskich mu osób, wiedzieli tylko jego dwaj znajomi z siłowni. Zapewnił jednak, że to na pewno nie oni go napadli ani nie zlecili napaści.
- Przekonałem się, że to nie oni – mówił w sądzie Robert S. - Oni nie mają z tym nic wspólnego dlatego nie wskazałem policji ich miejsca zamieszkania.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter