- Skąd pomysł, muszę powiedzieć genialny, na zestawianie starych zdjęć przedwojennego Elbinga i dzisiejszego Elbląga w XXI w.?
- Dawno, dawno temu... znalazłem fotografie starego Elbląga i chciałem porównać z obrazem dzisiejszym. Jeszcze miałem analogowy aparat fotograficzny i ze względów „technologicznych“ nie było możliwe robienie takich sklejek. Zdjęcia starego Elbląga są powszechnie dostępne w Internecie. Nie trzeba przeprowadzać wielkich poszukiwań. Inna sprawa, to kwestia jakości tych fotografii. Były robione kilkadziesiąt lat temu, więc z natury rzeczy są „gorsze“ jakościowo niż te współczesne, swoje piętno odcisnął na nich czas. „Podkręcam je“ w programach graficznych. Dziś mamy zdjęcia ostre, ładnie naświetlone, ale... brakuje pięknej plastyki perspektywy. Niektóre stare zdjęcia są po prostu fenomenalne, przepiękne.
- To nie jedyne trudności...
- Dzisiejsze aparaty fotograficzne z tymi sprzed 100 lat łączy jedynie nazwa. Dawniej fotografowano na dużych materiałach światłoczułych, dziś matryce są malutkie. Świat, który widzi dzisiejszy aparat jest inny. W wielkim skrócie: zrobienie zdjęcia „współczesnego“ wymaga nieraz kilkukrotnej wycieczki w miejsce zrobienia zdjęcia. Wówczas, w czasach analogów, nie można było zdjęć powtarzać. Dziś, na komputerze, od razu widzę, że coś nie wyszło, bo stałem za blisko lub za daleko. Czasami do jednego zdjęcia jeździłem pięć razy. Przyjeżdżałem do domu i... załamywałem ręce. Generalnie, staram się stanąć w tym samym miejscu, co fotograf w Elbingu. Czasami jest to trudne, albo mówiąc kolokwialnie “bez sensu“, bo fotografujemy słup lub krzaki. Coś zasłania obraz: znak drogowy, zaparkowane samochody. Czasem mam też wrażenie, że niemiecki fotograf stał na jakimś podwyższeniu, platformie; czasem się okazuje, że dziś teren, na którym była zrobiona fotografia jest niedostępny. Wtedy ratuję się dronem. Jednak on „widzi inaczej“. Nie wszystkie kadry da się odwzorować 1:1.
- Najstarsze zdjęcia z tego cyklu „porównawczego“?
- Pamiętam zdjęcie parowozowni usytuowanej w okolicy Giełdy Elbląskiej. W 2021 roku zrobiłem jedno z pierwszych zdjęć porównawczych. Szukałem miejsca, z którego zostało to zdjęcie wykonane, bo to też nie jest takie oczywiste. Ze zdjęciami parowozów wiąże się też ciekawa historia. Dzwoni do mnie ktoś i mówi, że ma ciekawsze zdjęcia. Od słowa do słowa umawiamy się na spotkanie. Okazało się, że był to fascynat kolei, który przekazał mi skany fotografii, które były trudne do zdobycia.
Często pod zdjęciem jest tylko podpis „Dawny Elbląg“ i... szukaj, gdzie to może być. Kiedy już nie mogłem zidentyfikować obszaru, posiłkowałem się zdjęciami lotniczymi z tamtej epoki. Takim typowym, wręcz idealnym przykładem, jest fotografia willi Ziesego w parku Modrzewie, gdzie zdjęcie lotnicze pokazało wszystko. Polecam wszystkim spacery po Elblągu, nie tylko w parku Modrzewie, i wyszukiwanie śladów historii. Trzeba mieć tylko oczy szeroko otwarte i wiedzieć, w którą stronę patrzeć. Zobaczymy stare krawężniki, resztki schodów... Na wielu moich zdjęciach można znaleźć wspólny detal, który jest też na fotografiach sprzed lat. A jak się znajdzie takie dwa detale, to mamy już punkt odniesienia i możemy próbować znaleźć miejsce, w którym stał fotograf. Co nie znaczy, że nie trzeba będzie tych kadrów powtarzać. Czasami kilkakrotnie.
- Właśnie. Jak wygląda „proces produkcyjny“ robienia takiego zdjęcia porównawczego? Mamy fotografię historyczną i...
- Jak mamy zdjęcie historyczne, to już jest dużo. Część historycznych kadrów musiałem najpierw „uratować“. Dużo możliwości dają programy komputerowe. Na mojej stronie internetowej można zobaczyć przykłady zdjęć przed i po rekonstrukcji. Głownie podpieram się plikami, które znajdę w Internecie. Jest mi o tyle łatwiej, że siedzę w tym od lat, znam się na obróbce komputerowej. Ale to są godziny czasami benedyktyńskiej pracy. I wbrew pozorom często wystarczą demonstracyjne wersje programów graficznych. Nie trzeba ponosić nie wiadomo jak dużych kosztów finansowych, a często można je testować bezpłatnie. Przy ich pomocy można wyciągnąć detale z plamki pikseli. Warto się czasami pobawić. Chcę też zwrócić uwagę na swoisty „wyścig szczurów“. Różni ludzie na wyścigi publikują stare zdjęcia opatrzone swoim logiem sugerujące, że to oni są właścicielami fotografii. Autor zdjęcia dawno nie żyje, prawa autorskie wygasły. A ja mam dodatkową pracę nad usuwaniem czyjegoś logotypu.
- Mamy zdjęcie, pocztówkę... Elbing i Elbląg to są dwa różne miasta. Na części sklejek można zobaczyć prawie identyczne rzeczy, z kolei niektóre... Czasem na słowo trzeba uwierzyć, że to jest to samo miejsce.
- Kiedy ogląda się wiele zdjęć historycznych, to tworzy się panorama starego Elbląga. Niemieccy fotografowie mieli swoje ulubione miejsca do fotografowania: przystań, mosty. Patrząc na konkretne zdjęcia, wiem co było z prawej, z lewej strony kadru. Dziś też mamy miejsca, które są obfotografowane szczególnie często. Są zdjęcia, gdzie niemal od razu wiem, gdzie zostało zrobione, są takie, gdzie muszę sięgnąć do fotografii lotniczych.
- I tu pojawia się pewna ciekawostka związana z mostem.
– Zauważyłem to już wcześniej. Przyczółki Mostu Niskiego przed II wojną światową nie znajdowały się idealnie w tym samym miejscu, w którym są dziś. Dawniej brzegi rzeki były nieco szersze na kilku odcinkach. Oczywiście to tylko małe detale, ale podczas wykonywania zdjęć porównawczych to już spory problem ze spasowaniem kadrów.
- Jak to wygląda technicznie? Idzie Pan z historyczną fotografią i...
– Wyrobiłem sobie własny styl. Zdałem sobie sprawę z tego, że normalnym aparatem cyfrowym w wielu przypadkach będzie ciężko oddać ten kadr historyczny. Już nie mówię, że taki sam, ale w podobny sposób. Robię kilka ujęć, powiedzmy osiem. W ten sposób „zwiększam“ powierzchnię matrycy w aparacie i dzięki temu mogę przybliżyć perspektywę na zdjęciu. A i tak jest kłopot, żeby oba kadry z sobą zgrać. Polecam spróbować i przekonać się samemu, że skala trudności jest ogromna. Idę na miejsce z historycznym zdjęciem w telefonie i szukam... szukam... próbuje zlokalizować. Tu jest taka sklejka - dziś to budynek sądu przy placu Konstytucji. Przed wojną - normalna ulica Bismarckstrasse.
(źródło: https://jarjar69.wixsite.com/elblag)
Żeby znaleźć miejsce, w którym stał fotograf, zwróciłem uwagę na drzwi do budynku. Gdyby powiększyć oba zdjęcia, to można je bez problemu zauważyć. A potem liczyłem okna od tych drzwi. Tak kombinowałem, żeby trzy znalazły się na fotografii. Dziwne to uczucie, stać z aparatem w tym samym miejscu, w którym już ktoś kiedyś robił zdjęcie. Tu też jest ciekawostka: dzisiejszym aparatem jakbyśmy nie zrobili to zdjęcie, to ściana „się przewraca“. Dawniej, w aparatach miechowych, fotograf miał czasami możliwość zmiany położenia osi obiektywu. Zwyczajnie przestawiał mieszek i było po problemie.
- A kwestia np. ustawienia ogniskowej, doboru obiektywu, tego typu rzeczy?
- Mam o tyle łatwiej, że w życiu miałem epizod zbierania starych aparatów fotograficznych. Przeżyłem wszystkie konstrukcje aparatów mieszkowych, dalmierzowych itd. „na własnym podwórku“. Robiłem zdjęcia tego typu aparatami i wiedziałem, co można z nich „wycisnąć“. Miałem materiały światłoczułe, ciemnię w piwnicy i „bawiłem się“ tą technologią, w której powstały historyczne zdjęcia. Patrząc na stare fotografie „ogniskową“ mniej więcej „widzę“. Potrafię ocenić, czy fotograf używał aparatu 13x18 czy 6x6 czy tez jeszcze innego. Czy od razu się „wstrzelam“ w taką ogniskową? Nie. To mimo wszystko jest metoda prób i błędów. Zwracam uwagę na takie rzeczy jak np. ile dachu widać na zdjęciu. Robię zdjęcie „szersze“, po to, żeby móc je wykadrować na komputerze. Jak już wcześniej mówiłem, czasami nie można zrobić identycznego kadru, bo drzewa zasłaniają, albo teraz w tym miejscu jest nowy budynek i robilibyśmy zdjęcie ściany. Trzeba się zadowolić ujęciem zrobionym kilka metrów z boku, po to żeby pokazać zmiany. Wielkość matrycy w aparacie ma znaczenie. Im większa, tym lepsza. Co nie oznacza, że „współczesnym bezlusterkowcem “ się nie da zrobić tych zdjęć.
- Jest Pan też autorem swoistych kolaży. Historyczny kadr wklejony w krajobraz z XXI w.
- Zrobiłem kilkadziesiąt takich prac. Szczególnie trudno było wkomponować Adolfa Hitlera przed budynkiem zakładów Schichaua - czerwonym ceglanym budynkiem przy ul. Stoczniowej. W którym miejscu stał nazistowski przywódca. W końcu doszedłem, gdzie to było. Można powiedzieć, że Hitler „stoi w bagażniku współczesnego samochodu“. Jest ciekawe zdjęcie ratusza przy dzisiejszym placu Słowiańskim i współczesnych samochodów. Ale też zdjęcia powojenne. W grupie na Facebooku „Zdjęcia Elbląga“ opublikowałem m. in. kadr pociągu jadącego przez Elbląg, w tym przypadku mijał ówczesne prezydium, na tle dzisiejszego ratusza. Autorem kadru jest Janusz Cydzik. Moim zdaniem jest ono genialne: zimowy parowóz, kolejarz idący przed lokomotywą i ostrzegający kierowców i przechodniów. Chciałem pokazać to szerzej i... chyba mi się udało. Ale... bardzo dużo czasu kosztowała mnie praca, aby fotografia wyglądała, tak jak wygląda. Materiały źródłowe, które zdobyłem były fatalnej jakości.
- Tu muszę powiedzieć o zdjęciu, które zrobiło na mnie kolosalne wrażenie: sterowiec Graf Zeppelin nad kościołem św. Pawła Apostoła przy ul. Obrońców Pokoju.
- Zdjęć sterowca nad Elblągiem szukałem długo. Te w Iinternecie były bardzo słabej jakości. Podrasowałem je trochę, zrobiłem kadr porównawczy i opublikowałem w Internecie. Po jakimś czasie maila napisał... syn fotografa, który zrobił „historyczne“ zdjęcie. Nie mogłem w to uwierzyć, historia „dosłownie“ mnie dotknęła. Zdjęcie zostało zrobione właśnie z okazji przelotu Grafa Zeppelina nad miastem, bo wówczas było to wydarzenie dużej wagi. Na fotografii udało się nawet rozszyfrować jego numer burtowy. Dwa sterowce pojawiły się nad Elblągiem w drodze prawdopodobnie do Królewca. Od syna autora fotografii otrzymałem skan historycznego zdjęcia w dużo lepszej jakości.
Druga ciekawostka związana z tą sklejka to godzina na zegarze. Na historycznym jest 14:10. Czysty przypadek sprawił, że swoje zdjęcie robiłem dokładnie o tej samej godzinie. W pierwszej chwili myślałem, że zegar na kościelnej wieży jest zepsuty i po prostu stale wskazuje tę godzinę. Jednak działał. Przypadek i dzięki temu sklejka jest jeszcze lepsza.
- Wróćmy jeszcze do poszukiwań miejsc.
- Dawni fotografowie zasługują na szacunek, z mojego punktu widzenia, z jednego powodu. Opisów zdjęć. Fotografie były papierowe i często na zdjęciu lub jego odwrocie jest opis fotografowanego obiektu. Potem tylko rzut oka na historyczny plan miasta i już wiadomo, gdzie iść na kolejny spacer. Ułatwia mi to bardzo pracę. Dlatego często mam w komputerze skany awersu i rewersu fotografii.
- Co mnie najbardziej urzeka w tych sklejkach, to pokaz tego, jak dane miejsce zmieniło się w trakcie dziejów. Jednym z moich ulubionych jest miejsce przed Galerią EL.
(źródło: https://jarjar69.wixsite.com/elblag)
- Ktoś, kto nie zna Elbląga, może mieć problem. Ale, kiedy się dokładnie przypatrzymy, to widać część wspólną: bramę. Tych kamienic już nie ma. Ale na tym polega magia fotografii. Te zdjęcia pokazują ogromne zmiany. To jest po prostu magia. Wiele smaczków tkwi w detalach. Popatrzmy na zdjęcie dworca kolejowego. Byłem z niego bardzo dumny, dopasowałem kadry, a obserwujący na Facebooku zwrócili mi uwagę na jeden szczegół. Nie zgadzała się liczba okien. Na zdjęciu historycznym jest ich sześć, na współczesnym siedem. Budynek dworca w tzw. „międzyczasie“ przeszedł przebudowę, która mi „umknęła“. Ale są takie miejsca, które zmieniły się niewiele. Przykładem szpital przy ul. Komeńskiego. Jedyna różnica to drzewa. Co mnie nauczyło, że w takich przypadkach najlepsze ujęcia porównawcze trzeba robić zimą, kiedy na drzewach nie ma liści. I nic nie zasłania głównego obiektu.
- Ciekawą formą są też sklejki „pół na pół“. Z jednej strony historyczne, z drugiej współczesne. I tu chciałbym zwrócić uwagę na takie ujęcie Bramy Targowej.
( źródło: https://jarjar69.wixsite.com/elblag)
- Bardzo trudna technicznie do zrobienia. Kiedy próbowałem połączyć obie połówki, wydarzyła się dziwna rzecz. Dół pasował idealnie, a góra się rozjeżdżała. Okazało się, że przed wojna tarcza zegara była większa. Widać też różnice w budowie dachu, dziś już nie ma tarasu widokowego. Ktoś mi kiedyś napisał, że źle spasowałem zdjęcia. Ale to nie jest tak do końca. Górna część Bramy została przebudowana i tego nie przeskoczę. Czym się więc kierowałem tworząc sklejkę? Wysokością dachu na biurowcu zakładów Schichaua na drugim planie zdjęcia. Wymagało to jednak benedyktyńskiej pracy. Wystarczyło stanąć cztery kroki dalej i ujęcie nie wychodziło. Trzeba było „patrzeć trójwymiarowo“. Tak długo próbowałem kolejne kadry, aż osiągnąłem zamierzony efekt. Nie będę zdradzał, ile czasu to trwało.
- Który Elbląg się Panu bardziej podoba: ten dzisiejszy czy ten sprzed 100 lat?
- Każdy medal ma awers i rewers. Można miasto pokazać zarówno z dobrej, jak i brzydkiej strony. Miałem w swojej fotograficznej historii takie momenty, kiedy chciałem pokazać „czarną“ stronę Elbląga. Fotografia jest jednak na tyle ciekawa, że chyba warto jednak pokazać tę piękniejszą stronę. Trochę brakuje mi tego Elbląga ze starych fotografii.
- Czarno-białe zdjęcia nam się bardziej podobają, bo mają „duszę“?
- Czarno-białe zdjęcie mocno pobudza wyobraźnię. Brak koloru niejako wymusza inne postrzeganie. Natomiast ostatnio u siebie spostrzegłem odwrotne zjawisko. Jak się próbuje pokolorować stare fotografie, czasami to nie wychodzi tak jako powinno, to dochodzi, przynajmniej do mojej głowy, że świat kiedyś też miał kolory. Zaczynam się zastanawiać, czy ta sukienka na zdjęciu nie była np. różowa. W jakim kolorze był garnitur? To jest swoista podróż w czasie. Często kolor pokazuje więcej szczegółów. Programy do automatycznego kolorowania występują, ale to jeszcze nie jest ten efekt, o który mi chodzi. Trzeba poprawiać albo po prostu kolorować ręcznie.
- Skąd wiadomo, jakimi kolorami?
- Na 100 proc. nigdy nie wiem. Czasami podpowiadają historycy i ludzie interesujący się historią. Zachowały się też do naszych czasów kolorowe fotografie, rysunki, pocztówki. Często w powiększeniu widać rzeczy „na pierwszy rzut oka“ schowane. I pokolorowanie uwypukla, pozwala odsłonić ciekawe detale. Dzięki tej mojej pasji i publikacji „sklejek“ na Facebooku i stronie internetowej dostałem już kilkadziesiąt skanów starych zdjęć i pocztówek w rewelacyjnej, można rzec, rozdzielczości.
- A które zdjęcie jest najlepsze i co to znaczy: najlepsze?
- Mi się moje zdjęcia do tych sklejek nie do końca podobają. Do końca nie jestem z nich zadowolony. Zawsze coś można zrobić lepiej, coś poprawić... Najlepsze? To są te zrobione przez starych fotografów. Na moich zdjęciach wykonanych jako poglądowe, nie mogę się „fotograficznie pokazać“. Powiedziałbym, że są one po prostu brzydkie. Widzę ten sam krajobraz dziś i to nie jest ładne zdjęcie. Jestem „zmuszony“ ustawić aparat w taki sposób, żeby uchwycić kadr jak mój poprzednik przed 100 lat. I co wychodzi? Krzaki, parking, jakieś mało istotne budynki. Te fotografie nie mają być ładne, mają pokazywać zmiany, stan dzisiejszy. Piękno pokazuje stara fotografia. Ale o gustach się nie dyskutuje. Ja uwielbiam rzekę i jeżeli by to ode mnie zależało, to fotografowałbym tylko ją. Ale na grupie pojawiają się prośby o wrzucenie Starego Miasta, kamienic, przedmieść, ale także np. parowozów wyprodukowanych w Elblągu. I to jest bardzo duża grupa ludzi. Ale patrząc po wynikach oglądalności na Facebooku: są zdjęcia, które miały po 1000 lajków, a niektóre... powiedzmy, że nie zdobyły popularności. A czasem historia zdjęcia jest ciekawsza niż sam kadr. Weźmy fotografię rozbitego czołgu tuż po zajęciu Elbląga w 1945 r. Tomasz Gliniecki jest specjalistą od historii takich fotografii. Moim zdaniem warto sięgnąć do literatury, aby o takich kadrach poczytać dokładniej.
- Żeby nie było - ładne zdjęcia też Pan potrafi robić.
- Mam na koncie kilkanaście nagród i wyróżnień w konkursach fotograficznych. Najważniejszą jest chyba pierwsze miejsce w Wielkim Konkursie Fotograficznym National Geographic w kategorii „Pejzaż Polski“. Fotografia daje możliwość artystycznego wyżycia się. Fotografuję głównie Elbląg i jego okolice. Ale pochwalę się zdjęciem Zamku Krzyżackiego w Malborku zrobionym z mojego balkonu w Elblągu. Zamek wyglądał jak główka od szpilki na horyzoncie, na fotografii widać jak powietrze faluje. Mam też ciekawe zdjęcie psa. Nidy nie wygrało żadnego konkursu, bo nikt nie jest w stanie uwierzyć, że taką fotkę można zrobić. Wyszło przypadkiem. Migawka była ustawiona na stosunkowo długie opóźnienie, a pies wystraszył się lampy błyskowej. Zdjęcie jeszcze niepublikowane. Czasem decyduje przypadek, ale pomysł na zdjęcie trzeba mieć zawsze. Zachód słońca na tle katedry trafił na Elbląską Kartę Miejską.
- Nie myślał Pan o tym, żeby wydać te sklejki np. w formie albumu?
- Były takie pomysły rzucane głównie przez użytkowników facebookowej grupy „Zdjęcia Elbląga“. Ale umarły „śmiercią naturalną“. Raz: potrzebne są pieniądze. Dwa: potrzebny jest człowiek, który opisze fotografie. I to musi być znawca, historyk, który spojrzy na to inaczej. Ja jestem tylko fotografem. Jednym zdaniem: pomysły były, tylko czasu mało na to wszystko. Niedawno ogłosiłem na grupie, że ten projekt uważam za zakończony.
- A czy to nie jest tak jak z paleniem papierosów?
- Do nałogu się wraca? Możliwe, chyba dwa razy próbowałem już z tym skończyć, ale wracałem. Może i tym razem wrócę. Na razie jednak muszę zrobić sobie przerwę. To ciężka i wyczerpująca praca.
- Dziękujemy za rozmowę.
„Sklejki“ Jarosława Jaroszuka można na stronie internetowej https://jarjar69.wixsite.com/elblag oraz na grupie na Facebooku „Zdjęcia Elbląga“.