Porwał czy pośredniczył w handlu jadem?

17.04.2002
- Akt oskarżenia to efekt poczynań grupy mafijnej, w skład której wchodzi poszkodowany - powiedział dzisiaj przed sądem Zbigniew R., drugi z braci oskarżonych o porwanie gdańszczanina Romana J. w grudniu 1992 roku. Obaj bracia nie przyznają się do winy.
Wczoraj przed elbląskim sądem zeznawał Leszek R. Jego brat przeczytał dziś swoje zeznania z kartek. 13 stron ręcznie napisanych wyjaśnień trafiło do akt. Oskarżony powiedział, że rzekome porwanie to mistyfikacja przygotowana przez poszkodowanego oraz urzędników państwowych, którzy w ten sposób chcieli "rozmyć" procesy karno - skarbowe, jakie toczyły się w 1992 roku przeciwko Romanowi J. - Chodzi o sprawy związane z handlem alkoholem - wyjaśniał przed sądem oskarżony. - Jest on winny państwu 120 mld starych zł. Tyle wyniosły straty skarbu państwa właśnie w sprawie spirytusu. Oskarżony Zbigniew R. powiedział, że w sprawę zamieszani są m.in. funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku oraz urzędnicy państwowi nawet na szczeblu ministerialnym. Wniósł o przesłuchanie w charakterze świadka byłego prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, jednak później stwierdził, że się nad tym wnioskiem jeszcze zastanowi. Zapytany o wydarzenia z grudnia 1992 roku, odpowiedział, że w tym czasie rzeczywiście widział się z poszkodowanym Romanem J. Stwierdził, że nie porwał go jednak, lecz pośredniczył w sprzedaży jadu żmii kaukaskiej, ponieważ znał w Warszawie człowieka, który mógłby być zainteresowany kupnem jadu od Romana J. Oskarżony Zbigniew R. podtrzymał jednocześnie swoje zeznania sprzed 10 lat, w których powiedział, że jego brat Leszek nie miał z tą sprawą nic wspólnego. Zobacz także: "Wołomińska mafia?"
OP

Najnowsze artykuły w tym dziale Bądź na bieżąco, zamów newsletter