Do morderstwa doszło w czerwcu ubiegłego roku w miejscowości Matyty w gminie Zalewo.
Prokuratura w Iławie ustaliła, że Artur R., Grzegorz O., Piotr G. i Beata T. przyjechali wypoczywać nad jezioro. Kiedy zaczęło brakować im pieniędzy, postanowili ukraść samochód, by później go sprzedać. Okazja nadarzyła się wkrótce. Zobaczyli, że nad jeziorem jakiś mężczyzna łowi ryby, a obok stoi Opel Kadett. Podeszli do Bogusława Z. Zagaili. Mężczyzna w dobrej wierze chciał im pokazać złowione ryby, a gdy się pochylił nad wiaderkiem, jeden ze sprawców uderzył go w głowę butelką od szampana. Później nastąpił cały ciąg tragicznych wydarzeń. Ofiarę kopano go, dźgano nożem, jeden z oskarżonych skakał mu po głowie, wreszcie wbito mu nóż w szyję. Ciało denata ukryto w rurze przepustu wodnego.
Sprawcy nie wzbogacili się na zbrodni. Zabrali tylko telefon komórkowy. Samochód, w którym były ślady krwi, spalili. Miejsce zbrodni sprawdzali dwukrotnie, czy przypadkiem nie pozostały tam jakieś przedmioty, które mogłyby ich zdradzić.
"Lepsza klimka"- tak miał się wyrazić jeden z oskarżonych po tym, jak zamordowano Bogusława Z. Miało to znaczyć, że jest zadowolony, że jest dobrze.
Przed sądem jako pierwszy składał wyjaśnienia Artur R.
- Ja tylko kopałem pana Bogusława, nie zdawałem mu ciosów nożem w plecy. Noża użył Piotr G.- mówił oskarżony.
Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego to wszystko robił i dlaczego nie potrafił sprzeciwić się temu, co się działo.
- Piotr G. powiedział, że zadając cios w szyję chciał się sprawdzić. Może chciał mi zaimponować - zastanawiał się Artur. - Potem wspomniał, że ja też powinienem się tak sprawdzić. Do tej pory zastanawiam się, jak to się mogło stać.
- To była nasza głupota, zachowaliśmy się jak świnie, jak zwierzęta...- tłumaczył oskarżony.
Wdowa po Bogusławie Z. nie znajdowała słów, by określić zachowanie sprawców.
- Ci młodzi ludzie są bezwzględni, nie mają żadnych wartości, oni już wszystko sobie wcześniej zaplanowali, im wszystkim sąd powinien orzec karę dożywocia.
Oskarżona w tym procesie Beata T. mówiła dziennikarzom, co myśli o swoich kolegach:
- Nie wiedziałam, że oni są do tego zdolni. Zasłużyli, to będą mieli. Zabili, więc ja bym im wszystkim dała dożywocie.
Mecenas Marek Skrzeczkowski mówił, że ciężko mu rozmawiać z oskarżonymi.
- Są zamknięci w sobie, trudno coś z nich wydobyć. Uczestnictwo w takim zdarzeniu z pewnością zostawi na nich piętno. Są oskarżeni o zbrodnię ze szczególnym okrucieństwem. Trudno na dzisiaj przypuszczać, że sąd mógłby zmienić kwalifikację tego czynu - tłumaczył mecenas.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter