Jak informowaliśmy wczoraj dyrektorka szpitala Elżbieta Gelert nie wyklucza, że wkrótce pozwie Fundusz do sądu.
- Podwyżka należy się wszystkim pracownikom, choć została wywalczona przez pielęgniarki. Ustawa w naszym szpitalu została zrealizowana w stu procentach, czyli 203 zł w jednym roku i następstwo tej podwyżki w następnym czyli 110 zł - powiedziała dyrektor Gelert - to była dość pokaźna kwota.
Szpital, by dać podwyżkę około tysiącu pracowników, nie płacił zobowiązań m.in. wobec swoich dostawców.
- Moim obowiązkiem jest uzyskanie tych pieniędzy, bo muszę to spłacić - stwierdziła dyrektorka.
Elżbieta Gelert stwierdziła, że poczeka jeszcze na orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie szpitala w Łodzi, który też domaga się spłaty poniesionych kosztów podwyżki. Szefowa szpitala jest jednak skłonna pójść na ugodę w kwestii otrzymania należnych pieniędzy.
- Owszem, zgadzam się na tak zwane "współpłacenie" i że pracownikom należą się podwyżki, ale znów nie muszą być one tak duże. Uważam, że za podwyżki powinien płacić w 40 proc. szpital jako zakład pracy, a w 60 proc. np. Fundusz Zdrowia albo skarb państwa.
Zobacz także: "Pozwą fundusz"
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter