Jak mówi szefowa stacji, Urszula Radomska - Sobczyk, pierwsze elektroniczne stacje pojawiły się 10 lat temu w Finlandii. Do Polski trafiły w połowie lat dziewięćdziesiątych.
Pieniądze na zakup stacji i połączonego z nią komputera, w którym co minutę pojawiają się odczyty o aktualnej pogodzie, pochodzą z Banku Światowego i Światowej Organizacji Meteorologicznej. To część pożyczki, jaką Polska otrzymała po powodziach na południu kraju.
Specjalne czujniki w sposób ciągły rejestrują m.in. temperaturę powietrza, prędkość wiatru i nasłonecznienie. Docelowo wszystkie te informacje ze stacji w całym kraju automatycznie spływać będą do Warszawy i zastąpią dotychczasowe ręcznie spisywane raporty.
- Podobnych stacji jest w naszym kraju trzy, czwarta dopiero powstaje - mówi Urszula Radomska. - Sobczyk. - Dodatkowo, cała Polska ma zostać pokryta siecią radarów o promieniu 150-200 kilometrów. Najbliższy umieszczony zostanie w okolicach Gdyni. Dzięki temu będzie można dokładnie prognozować rozwój pogody na całej powierzchni kraju.
Jednak, jak usłyszeliśmy, mimo posiadania najnowszego sprzętu, meteorolodzy wciąż korzystają ze starych, sprawdzonych urządzeń - wychodzą na dwór, na specjalne poletko meteorologiczne i sprawdzają, jaki wieje wiatr, czy pada deszcz lub śnieg.
- Różnice w odczytach wg starej i nowej metody wynoszą do 3 procent – wyjaśnia Urszula Radomska - Sobczyk. - Jest to związane ze specyfiką układów mechanicznych i bezwładnością przyrządów.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter