Dzika plaża w Pęklewie, jak wiele innych nad Zalewem, jest niestrzeżona, a mimo to przyjeżdżają i kąpią się tam zarówno miejscowi, jak i przyjezdni. Zdarza się też, że bez nadzoru dorosłych w wodzie bawią się dzieci.
- Dotąd było tu w miarę bezpiecznie, bo płytko, ale jakiś czas temu pracowała pogłębiarka i powinno być jakieś oznakowanie, że jest głębiej. Nic takiego jednak nie ma, stąd być może ta tragedia – zastanawia się jedna z mieszkanek.
– Nie ma ratownika, bo kąpiel jest tu zabroniona, ale dzieci się kąpią i rodzice im na to pozwalają – dodaje inna.
Z relacji świadków wynika, że dwaj bracia pływali na materacu w towarzystwie 14-letniej siostry.
- Dziewczyna powiedziała nam, że w pewnym momencie straciła grunt pod nogami i pozbawiona równowagi odruchowo odepchnęła od siebie materac z braćmi – mówi Jakub Sawicki z zespołu prasowego komendy policji w Elblągu. - Udało jej się wrócić na brzeg, ale chłopcy niestety znikli jej z oczu.
Można było zapobiec
Oprócz policjantów i strażaków w akcji poszukiwawczej brali udział funkcjonariusze Straży Granicznej, harcerze, a także wysłannicy Polskiego Ratownictwa Okrętowego i dwa samoloty. Ciała chłopców zostały znalezione w odległości około100 metrów od brzegu.
Policjant sierż. Rafał Żylis z ekipy poszukiwawczej uważa, że przynajmniej część odpowiedzialności za bezpieczeństwo na plażach takich, jak w Pęklewie, spada na samorząd:
- Zdarzyło się coś, co nie powinno się zdarzyć, bo tej tragedii można było zapobiec. Władze gminy powinny zadbać, żeby była choć jedna osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo - mówi z żalem.
Swoją opinię mają w tej sprawie także mieszkańcy:
- Burmistrz dba tylko o Tolkmicko i Kadyny, a rodzice nie mają tyle pieniędzy, żeby wysłać swoje dzieci na jakiś zorganizowany wypoczynek. Kiedy matka idzie do pracy, starsze dzieci zajmują się młodszym rodzeństwem. A jak jest tak gorąco, to spróbuj utrzymać 10-letnie dziecko w domu, tym bardziej, jak się mieszka w pobliżu wody!
Nikt nie pomógł?
Być może przyczyną tragedii w Pęklewie była też ludzka znieczulica. Z relacji niektórych świadków wynika bowiem, że opalający się na plaży dorośli nie zareagowali na krzyki o pomoc siostry dwójki chłopców.
- Przynajmniej z relacji siostry zmarłych chłopców wynika, że nikt, a na plaży było wtedy około 30 osób, nie podjął natychmiastowej interwencji, nie próbował ich ratować - potwierdza Jakub Sawicki. – Śledztwo pokaże, czy rzeczywiście tak było. Jeden z braci, którzy utonęli dziś w Zalewie Wiślanym, miał 8, a drugi 10 lat.
Zobacz także: "Gdzie oni są?"