- Dojechali już rolnicy z powiatu elbląskiego, sztumskiego, nowodworskiego, braniewskiego. W trasie są rolnicy z powiatu ostródzkiego oraz z gminy Pasłęk. Przewidujemy, że będzie dużo więcej pojazdów niż było podczas protestu 9 lutego. Protest potrwa do środy (21 lutego) do godz. 10. Będziemy stali traktorami i maszynami na węźle Elbląg-Południe - mówił tuż przed rozpoczęciem protestu Damian Murawiec, jeden z jego organizatorów.
Blokada obwodnicy miasta rozpoczęła się z półgodzinnym opóźnieniem, czyli około godz. 10.30. Na węźle Elbląg-Południe rolnicy spędzą prawie dobę. Jak mówią, są dobrze do tego przygotowani. Jest kuchnia polowa, w niej grochówka i ponad 1500 kanapek przygotowanych przez rolniczki.
"Powinni jechać do Brukseli i walczyć w naszej sprawie"
Pan Szymon na protest przyjechał z Pomorskiej Wsi (gmina Milejewo). – Na granicy polsko-ukraińskiej jest niekontrolowany przypływ towarów. On spowodował, że produkcja rolna przestała się nam opłacać. Na początku prowadziłem produkcję trzody chlewnej, jednak z niej zrezygnowałem, nie opłacała się. Potem hodowałem bydło opasowe, to również się nie opłacało. Produkcja zboża również okazała się nieopłacalna – mówi pan Szymon.
Co jego zdaniem powinien zrobić obecnie rząd, by pomóc rolnikom? - Na razie to rząd nic nie robi z tym. Zastanawiamy się, czy oni mogą cokolwiek zrobić, gdy słyszymy ich wypowiedzi. Powinni jechać do Brukseli i walczyć w naszej sprawie – dodaje pan Szymon.
Sławomir Mackiewiecz z Pasłęka zajmuje się produkcją roślinną. – Kukurydza, rzepak, pszenica. Łącznie jest to 60 ha. Jednak nie tylko my mamy kłopoty, również rolnicy hodujący bydło. Teraz są problemy na przykład z ceną mleka, która dosłownie spadła na łeb na szyję. Z miesiąca na miesiąc dziesięć do piętnastu groszy. To jest dla hodowców katastrofalne. Spadek cen wynika ze sprowadzania produktów z Ukrainy. To się przekłada na sytuację polskich rolników, a produkcja zwierzęca wymaga do tego bardzo dużego wkładu finansowego – mówi pan Sławomir.
Rolnik dodaje, że ich środowisko protestowało już wcześniej. – Jednak tego nie pokazywano niestety. 24 stycznia było największe wydarzenie w Polsce, czyli protest rolników. A co było pokazywane? Całkiem coś innego. Rolnicy wyszli na ulicę, było 250 blokad. Tyle tysięcy rolników i nikt tego nie pokazał? Dopiero kolejny protest, który odbył się 9 lutego, zaczęto pokazywać w mediach – mówi pan Sławomir.
Uważa, że produkty rolne sprowadzane z Ukrainy są bardzo niskiej jakości. – Nasz postulat, to przede wszystkim wstrzymanie kategoryczne sprowadzania z Ukrainy produktów rolnych. To nas rujnuje. My zamiast orać, karmić zwierzęta to zaczynamy się dokumentacjami bawić. Rolnik nie ma na to czasu. Mam 60 ha i wydaję na doradcę co chwila po tysiąc złotych. W ciągu roku wydaję na doradców 10 tys. zł, którzy robią mi dokumentację związaną z moim gospodarstwem – mówi pan Sławomir.
"Topimy się" w miodzie
Do protestu rolników dołączyli się również myśliwi oraz pszczelarze. – Nie możemy być dzisiaj tutaj nieobecni. Z tytułu pszczelarstwa polska gospodarka ma rocznie do 7,5 mld zł dochodu. Dzisiaj my „topimy” się w miodzie, którego nie możemy sprzedać. Półki sklepowe zapełnia po prostu miód z importu. To miód, który nazywa się miodem technicznym i jest złej jakości – mówi Henryk Kiejdo, prezes Warmińskiego Związku Pszczelarzy.
Protest przebiega na razie bardzo spokojnie. Szczegółowe informacje o utrudnieniach w ruchu można śledzić na profilu na Facebooku Komendy Miejskiej Policji w Elblągu.