Zatrudnieni przy produkcji laminatów mężczyźni początkowo pracowali na czarno, a później mimo że pracowali 7 dni w tygodniu, nawet po 20 godzin na dobę - nie otrzymali na czas pieniędzy. Byli też narażeni na kontakt z substancjami chemicznymi, ale pracodawca nie zadbał o ochronną odzież dla nich. W końcu, zdesperowani, przerwali pracę i poprosili o pomoc "Solidarność" oraz inspekcję pracy, która w ich imieniu wystąpiła do sądu o stwierdzenie, czy łączył ich z pracodawcą stosunek pracy.
Dziś zapadły pierwsze wyroki. Sąd uznał, że w świetle prawa mężczyźni byli pracownikami, a nie tylko wykonywali umowy o dzieło - jak przekonywał sąd były pracodawca.
- Cieszę się z takiego finału, bo on oznacza, że pracownicy będą mogli domagać się należnych pieniędzy - mówi szef elbląskiej inspekcji pracy, Eugeniusz Dąbrowski. - Co ważne, stosunek pracy został potwierdzony w odniesieniu do firmy, która faktycznie zawarła umowy, bo w czasie postępowania sądowego pracodawczyni chciała przerzucić odpowiedzialność na spółkę z Warszawy, która na dodatek jest niewypłacalna.
Korzystne dla pracowników wyroki będą podstawą do pozwów o zapłatę za nadgodziny, ekwiwalent za urlop, ubrania robocze i składki na ubezpieczenie społeczne. Elbląski inspektor pracy deklaruje, że pomoże w staraniach o odszkodowania. Ogłoszone dziś wyroki nie są prawomocne. Sprawy sądowe nie są jednak jedynymi, jakie mają Waldemar i Małgorzata O. z Lichtajn koło Ostródy. Jak informuje Eugeniusz Dąbrowski, przeciwko nierzetelnym pracodawcom toczy się także dochodzenie w prokuraturze. Doniesienie w sprawie naruszania praw pracowniczych oraz utrudniania działalności urzędnikom również złożyła inspekcja pracy.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter