"Nie jesteśmy tutaj tylko jako rolnicy"
Strajk rolników na bieżąco relacjonowaliśmy tutaj. Wydarzenie w związku z liczniejszym niż przewidywano uczestnictwem opóźniło się o ok. 50 minut, została też ostatecznie skrócona trasa protestu.
- Stop niekontrolowanemu importowi produktów rolno-spożywczych z Ukrainy i państw spoza Unii Europejskiej. Żądamy natychmiastowych inwestycji w infrastrukturę portów morskich. Stop "zielonemu ładowi" i absurdalnym wymogom w produkcji rolnej. Stop absurdalnym wymogom programu klimatycznego "Fit for 55". Stop nadmiernej biurokracji. Żądamy przywrócenia licencji dla ukraińskich przewoźników. Żądamy uruchomienia pomocy suszowej dla gospodarstw rolnych za lata 2022 i 2023 oraz poprawy działania aplikacji suszowej. Ostatni postulat: żądamy pilnego podjęcia prac nad uruchomieniem tzw. pomocy wojennej, czyli wsparcia rolników zagrożonych utratą płynności finansowej w związku z wojną na Ukrainie. Jak państwo widzicie, nie jesteśmy tutaj tylko jako rolnicy, jest też dużo aut ciężarowych, dołączyli się do nas przewoźnicy - tak w końcowej fazie dzisiejszego protestu przedstawiał postulaty strajkujących Damian Murawiec, jeden z organizatorów wydarzenia. Frekwencja przekroczyła oczekiwania samych jego inicjatorów, według ich szacunków maszyn rolniczych na ulice Elbląga wyjechało 450, a do tego trzeba jeszcze doliczyć podążające w kolumnie ciężarówki czy auta osobowe.
Protestujący apelowali dziś w swoich sprawach do konsumentów, przedsiębiorców i polityków. Podkreślali, że nie są przeciwni Ukrainie, ale obecna polityka prowadzi do wsparcia nie ukraińskich rolników, ale wielkich holdingów. Uczestnicy strajku nazywali tę rolniczą inicjatywę "chłopskim buntem" i akcentowali, że wydarzenie jest apolityczne. "Mają swoje kadencje, mają swoje urzędy, tam jest ich rola, żeby nam pomagać. Nie potrzebujemy deklaracji, że nas wspierają, potrzebujemy konkretnych rozwiązań" – mówili o decydentach.
- W zeszłym roku odbyło się 59 protestów w zachodniopomorskim, w tym roku już byliśmy na siedmiu, uczestniczyliśmy w blokadzie granicy z rolnikami niemieckimi – mówił Emil Mieczaj, który zdecydował się wesprzeć także protest w Elblągu. - Mamy jedno hasło, które nas łączy: "chłopi razem". To hasło brzmi w Szczecinie bardzo często, przyjechałem tutaj pokazać, że "chłopi razem" to nie tylko zachodniopomorskie – mówił. - Województwo zachodniopomorskie, pomorskie i warmińsko-mazurskie mają ze sobą bardzo wiele wspólnego i chcemy, żeby ten głos brzmiał razem – zaznaczył.
"Wieś o tym będzie pamiętała"
Oficjalne wystąpienia to jedno, ale rolnicy, których pytaliśmy o uczestnictwo w strajku, mieli podobną narrację i postrzeganie problemów, które ich dotykają.
- Jesteśmy rolnikami z Wilcząt, przyjechaliśmy zaprotestować - mówi Renata Tokarewicz. - Ukraina, "zielony ład", to, co się dzieje w rolnictwie, jest ciężkie – wymienia. - Mamy bydło mleczne oraz zboża. Co najmniej od dwóch lat dostrzegamy straty, od momentu jak się zaczęły sprawy ze zbożem z Ukrainy, ceny wtedy były tragiczne. Do działalności w tej chwili dokładamy. Jest jeszcze więcej pracy, a mniej zarobków. Stało się tak, że zachorowałam, więc we wszystkim mężowi pomagają córki. Byłam wcześniej z mężem na strajku w Małdytach, bo trzeba protestować. Robimy to też dla innych ludzi, nie tylko dla siebie – podkreśla kobieta. Mówi o napływie towarów zza wschodniej granicy, które mają być gorszej jakości. - Nam z kolei dokładają rygory, u nas 20 lat temu jakieś środki były wycofane, a na Ukrainie dalej to stosują i nas tym trują – zaznacza nasza rozmówczyni. Stwierdza, że stanęły dopłaty, a rolnicy toną w biurokracji.
- Faktycznie jest ciężko i widzę, że tej pracy jest więcej – przytakuje jej córka, Weronika.
- To, co przegłosowali europosłowie, czyli Fit for 55, bardzo mocno nas dotyczy – mówi Wojciech Bednarczuk z Wikrowa. Uprawia pszenicę, rzepak, kukurydzę na kilkuset hektarach. Musimy odłogować cztery procent swojego majątku, który spłaciliśmy, nie możemy zarabiać, poza tym niestabilna jest sytuacja jeśli chodzi o Ukrainę. Jak Polska wstępowała do Unii Europejskiej, to musieliśmy się dostosowywać co do sposobów uprawy, kwestii herbicydów itd. To bardzo mocne koszty. Były okresy przejściowe i chociaż byliśmy w UE, nie mogliśmy jeszcze sprzedawać. Teraz mamy kraj, który nie spełnia żadnych wymogów, ma niskie koszty produkcji, bo nie musiał wprowadzać tego, co my, a puszcza się do Polski wszystko, nie tylko produkty rolne. Myślę, że większość społeczeństwa to zrozumie i będzie chciała się dołączyć do protestu – mówi. Dodaje, że sprzeciw protestujących jest skierowany przeciw zielonym certyfikatom, a także ludziom, którzy głosowali za tymi rozwiązaniami na forum unijnym. Ma na tym polu pretensje m. in. do Donalda Tuska, a także PO i PSL-u. - Wieś o tym będzie pamiętała – podkreśla. - Jeżeli mamy stratę, a musimy spłacać swoje zobowiązania, to nie jest to fajne. Wiem, że w każdym biznesie może przyjść gorszy czas, ale takie historie, że ktoś mnie ogranicza, że nie mogę sprzedać czy kupić ziemi od kogo chcę? To jest ingerencja w moją własność. Nadaje się mi też obowiązki zwiększające koszty, a dopuszcza się produkty rolne chociażby z Ukrainy. To jak ja mam funkcjonować? - pyta gorzko rolnik. W czasie naszych dzisiejszych rozmów z rolnikami albo osobami wspierającymi protest podobnych refleksji pojawia się więcej. "Gdzie teraz jest Kołodziejczak" słyszymy na przykład pytanie o lidera Agrounii, dzisiejszego wiceministra w rządzie Donalda Tuska.
"Takiej skali się nie spodziewałem"
Spotkane dziś przez nas osoby, które nie uczestniczyły w proteście, ale trafiły na niego w roli obserwatorów, zwykle opowiadały się za rolnikami. Wielu elblążan znało też przynajmniej w przybliżeniu postulaty rolników, głównie dotyczące Ukrainy i regulacji unijnych.
- Jestem za rolnikami, ale władze Elbląga źle zadziałały z tym strajkiem. Odbywa się w złym miejscu, ta droga powinna być przejezdna w godzinach szczytu. Ten protest już trwa wiele godzin – mówią pani Pryscylla i pan Tadeusz Kasperowiczowie. Przyznają, że zgadzają się z dążeniami protestujących. Krytykują jednak sposób organizacji wydarzenia od strony miasta i służb.
- Jeżeli w gospodarce dochodzi do takich sytuacji, to jestem za takim protestem. W Holandii, Niemczech, dzieje się tak samo, jednak to jest dość dotkliwy problem. Takiej skali protestu się jednak nie spodziewałem, miało być 300 pojazdów, ale na pewno jest dużo więcej – mówi Jarosław Gasiński.
- Bardzo dobrze, że zaprotestowali, najwyższy czas – mówi Jan Maszaro. Jego zdaniem takie strajki powinny być organizowane już przynajmniej rok wcześniej. - Te klimatyczne przepisy to głupota, to niszczenie nie tylko polskiego, ale europejskiego rolnika – stwierdza.
- Popieram strajk, znam trochę ludzi, którzy mieszkają na wsi, wiem też, co to jest ciężka praca – mówi Małgorzata Panek. Przyznaje, że forma protestu jest uciążliwa, ale... - ... ale może dzięki temu coś z tego będzie – podkreśla.
- Cieszę się, że wróciliśmy do czasów, kiedy każdy może wyrazić swoje zdanie i to się odbywa w sposób zorganizowany, bezpieczny i przy obstawie służb. Takie protesty są potrzebne niezależnie od tego, czy osobiście zgadzamy się z danymi poglądami. Każdy w tym kraju powinien mieć możliwość wyrażenia swojej woli na dany temat. Nie uważam, żeby działo się coś negatywnego czy nagannego. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się w Niemczech i innych krajach, każda grupa zawodowa ma prawo bronić swoich interesów. Jeżeli czują się zagrożeni, jeżeli uważają, że ponoszą ewidentne straty przez politykę, która jest czy była prowadzona, mają prawo protestować – to opinia pana Bartosza.
- Uważam, że to jest bardzo słuszne działanie – mówi o strajku Grzegorz Błaszczyk, którego zaczepiamy przy jednym z wjazdów w zakorkowaną ciągnikami Rycerską. - Trafiłem tu przypadkowo i nie denerwuje mnie to, że muszę poczekać, żeby wyjechać autem. Każdy ma prawo zaprotestować i przedstawić swoje racje. Postulaty rolników są mi znane, są zresztą na ich banerach. Chodzi o żywność z Ukrainy, o "zielony ład", który ingeruje w życie rolników. Sam jako konsument zwracam uwagę na to, by często wybierać polskie, regionalne produkty – przyznaje elblążanin.
Rolników wspierali też niektórzy przedsiębiorcy. Na trasie jedna z braniewskich film związana z branżą rozdawała strajkującym ciepłą grochówkę.
- Naszym głównym klientem i kontrahentem jest polski rolnik, gdyby nie oni, nie mielibyśmy z czego żyć. Utożsamiamy się ze wszystkimi postulatami rolników. Dla nas ważna jest też kwestia, której nie ma w głównych postulatach, a więc poprawa jakości gleby poprzez wapnowanie, wprowadzenie programu dopłat do wapnowania. Gleby w większości naszego kraju są zakwaszone, każdy proces rolniczy jeszcze ją zakwasza, więc wapnowanie musi być co roku przez nich stosowane - mówi Monika Trzcińska. Zastrzega, że jej firma korzysta tylko z polskiego rolnictwa i polskiej produkcji.
Organizacja protestu w Elblągu, który zgromadził głównie rolników z województwa warmińsko-mazurskiego, choć nie tylko, była przyczynkiem do realizacji strajku także w wielu innych ośrodkach w Polsce. Ogólnokrajowe media informują, że podobne wydarzenia odbywają się dziś w 260 miejscach w kraju.