Dlaczego muzeum miałoby powstać w hali na ul. Dojazdowej i jak duże finanse są na to potrzebne?
- Ta hala jest jedną z możliwych opcji, ale jest to przestrzeń najbardziej kontekstowa. Myślę, że gdybyśmy już tą przestrzeń mieli, to w ciągu pięciu lat mogłaby być dostępna dla zwiedzających pierwsza ekspozycja. Natomiast tworzenie muzeum techniki to zadanie na kilkanaście lat. Mówimy tu o długiej perspektywie – wyjaśniał Lech Trawicki, dyrektor Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu, który uczestniczył w posiedzeniu komisji. Odbyło się ono w siedzibie Stowarzyszenia Historyczno-Poszukiwawczego "Denar" przy ul. Królewieckiej.
Hala przy ul. Dojazdowej należy do miasta i to właśnie radni mogą zdecydować o tym, czy będzie mogło tam zostać utworzone muzeum techniki: po prostu dzierżawiąc, czy przekazując obiekt do tego celu stowarzyszeniu.
Jak podkreślał Grzegorz Nowaczyk ze stowarzyszenia "Denar", eksponatów, które mogą tam znaleźć miejsce, jest już wiele. - Na pewno jest to maszyna Franza Komnicka i mnóstwo innych. Wiemy od znanych nam pasjonatów i kolekcjonerów, że mogłoby być to 20 eksponatów produkcji Komnicka, czy Ferdinanda Gottloba Schichaua. Nie mówię o tych dużych eksponatach, lecz również o tym mniejszych. Zaprzyjaźnieni z nami kolekcjonerzy aut są także zainteresowani tym, by w takim muzeum eksponować swoje samochody – wyjaśniał Grzegorz Nowaczyk.
Jak zaznaczył, stowarzyszenie "Denar" nie prowadziłoby muzeum samodzielnie, ale na przykład w kooperacji z Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu. - Hala na ulicy Dojazdowej ma kilka atutów, by ono właśnie w niej miało siedzibę: przede wszystkim kontekst historyczny. Jest to miejsce, gdzie znajdowały się hale produkcyjne Franza Komnica. Nieopodal też mieszkał. Jest to też teren znajdujący się dość blisko starówki, którą to przede wszystkim odwiedzają osoby goszczące w Elblągu – wyjaśniał Grzegorz Nowaczyk.
- Czy stowarzyszenie chciałoby pozyskać tę halę od miasta? Inicjatywa jest cenna, to mogłaby być wizytówka Elbląga - pytała radna Halina Sałata.
- Żadne muzeum samo się nie utrzyma, czy będzie ono prywatne, czy należące do stowarzyszenia. Myślimy o kooperacji z elbląskim muzeum. W ten sposób bylibyśmy pod nadzorem osób dobrze znających prawo, na którego zasadach powinno ono funkcjonować. Jako stowarzyszenie zajmowalibyśmy się tym obiektem, organizowali wystawy, oczywiście w czynie społecznym. Mamy po prostu pomysł i szukamy kogoś, kto poda nam pomocną dłoń. Takich zabytków u elbląskich i okolicznych kolekcjonerów jest naprawdę wiele - wyjaśniał Grzegorz Nowaczyk.
O jakich kosztach powstania muzeum techniki mówimy? - Myślę, że pierwsza adaptacja pomieszczenia to około dwa miliony zł. Można je pozyskać ze środków zewnętrznych. Jest to realna rzecz do zrobienia. Budynek jest zaniedbany, nie jest zniszczony – mówił Lech Trawicki, dyrektor elbląskiego muzeum.
Gdyby takie muzeum powstało swoje miejsce mogłaby znaleźć w nim kolekcjonerska samochodowa perełka. To Mercedes-Benz LG 3000 Kfz. 384 to niezwykle rzadka, niemiecka cysterna lotnicza, która od zimy 1945 roku leży na dnie Zalewu Wiślanego.
Zidentyfikowali ją członkowie Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. Leży na boku, wystając ponad muł 10 cm. Nad sobą ma 2,5 metra wody. Znajduje się około kilometr od wejścia do portu w Tolkmicku, poza szlakiem wodnym.
- Oni ją zlokalizowali i zwrócili się do Denara, co z tym dalej robić. W 2012 roku koszt wydobycia cysterny wyceniony został na ok. 80 tys. zł. Obecnie jest on niższy, bo mówimy tu o około 30-40 tys. zł - zaznacza Grzegorz Nowaczyk.
Jednak jak podkreśla dyrektor elbląskiego muzeum Lech Trawicki, wydobycie cysterny z Zalewu Wiślanego to jedna sprawa, ale druga to jej konserwacja, która powinna się odbyć dość szybko po jej wydobyciu.
- Wydaje nam się się zasadne wydobycie tak unikatowego zabytku. Potrzebne są środki nie tylko na jego wydobycie, ale przede wszystkim szybką konserwację. Potrzebna jest też dokładna dokumentacja - dodaje Lech Trawicki.
Zatopiony obiekt (oraz dwa inne) wykryła należąca do Urzędu Morskiego w Gdyni pływająca jednostka hydrograficzna Sonar-4. Cysterna zapadła się pod lód w zimie 1945 roku. Po skutym lodem Zalewie Wiślanym ewakuowano wówczas 450 tys. cywilów i pozostałości walczącej w tym rejonie niemieckiej 4. Armii Polowej. Duży i drogi pojazd specjalistyczny powstał w niewielkiej serii na zamówienie Luftwaffe. Takich pojazdów zachowało się na świecie kilka.