Jerzy Ożga jest właścicielem stadniny Buffalo Bill w Jantarze. Od 2003 roku prowadzi tu jazdę konną, działa na rzecz promocji szlaków konnych, organizuje zajęcia z hipoterapii dla osób niepełnosprawnych. W Polsce znany jest jako „zaklinacz koni”, film po tym tytułem zrealizowała o nim kilka lat temu Telewizja Polska.
- Buffalo Bill to jedynie miejsce w Polsce, w którym w teren wyjeżdżają osoby, które nigdy konno nie jeździły. Pozwala mi na to moje wieloletnie doświadczenie zawodnicze i trenerskie. Nasza działalność była doceniana przez władze samorządowe, wojewódzkie, organizacje turystyczne. Dostawaliśmy liczne nagrody, promowaliśmy turystykę konną w Polsce i na świecie i bursztynowy szlak konny, o którym rozpisywały się branżowe pisma. Wszystko układało się pięknie do 2018 roku... - wspomina pan Jerzy.
Do tego czasu jazdy konne po plaży odbywały się na zasadzie ustnych uzgodnień między pracownikami Urzędu Morskiego a właścicielem stadniny. - W 2018 roku na jednym ze spotkań dowiedziałem się od dyrekcji urzędu, że teraz muszę mieć zgodę na piśmie. Wystąpiłem o nią i ją dostałem – do końca 2018 roku, pod warunkiem przestrzegania kilkunastu warunków, m.in. sprzątania po koniach, wjazdu na plażę do godz. 10 i po godz. 17. Wszystkie warunki spełnialiśmy – twierdzi Jerzy Ożga.
Problemy zaczęły się, gdy do urzędu wpłynęła skarga mieszkańców Junoszyna. Skarżyli się na nieczystości pozostawione przez konie i jazdę po plaży między plażowiczami. Urząd Morski wszczął postępowanie i ukarał Buffalo Bill karą administracyjną w wysokości 5 tys. złotych.
- Urzędnicy niezgodnie z faktami stwierdzili, że to my zanieczyściliśmy plażę i jeździmy między ludźmi. Nic takiego nie miało miejsca. Odwołaliśmy się i karę cofnięto. Gdy jednak złożyłem wniosek o kolejną zgodę na kolejny rok, to już mi jej odmówiono. I tak jest do dzisiaj – mówi Jerzy Ożga. - Tymczasem inne stadniny, też z okolic, nic sobie z zakazu nie robią i jeżdżą po plaży, jak chcą. I to pod nosem siedziby urzędu morskiego w Sztutowie. Zgłosiłem na policję około 200 powiadomień z dowodami, pokazujące też zniszczenia, jakie robią podczas jazdy po plaży. I wszystko jest umarzane. Nikt nic z tym nie robi. Wszyscy wiedzą, ręka rękę myje, to jest zmowa urzędników przeciwko nam. Na nas się po prostu uwzięli. – uważa. - Ja sobie poradzę, bo nie muszę jeździć po plaży, ale szkoda mi tych wszystkich osób, dla których to była nie lada atrakcja. Na przykład dla osób niepełnosprawnych, dla których była to świetna terapia.
Zgód nie wydajemy
Pisma w sprawie zmiany decyzji wobec Buffalo Bill wysłały do Urzędu Morskiego w Gdyni m.in. Pomorska Organizacja Turystyczna, Uniwersyteckie Centrum Kliniczne (z którą BB realizowało projekt rehabilitacji pacjentów za pomocą hipoterapii), a także mieszkańcy Jantaru. Bez skutku.
- Na terenie Stegny, Sztutowa oraz Krynicy Morskiej nie są wydawane żadne zgody na poruszanie się konno po plażach. Zgody nie są wydawane ze względu na bezpieczeństwo wszystkich użytkowników plaż, ochronę wydm oraz skargi mieszkańców. Są to działania prowadzone w uzgodnieniu z władzami gmin oraz Nadleśnictwa Elbląg. Urząd był informowany, głównie w 2018 roku, o niebezpiecznych sytuacjach z udziałem turystów pieszych i konnych. Wpłynęły również oficjalne petycje w tej sprawie od mieszkańców Junoszyna – informuje w odpowiedzi na nasze pytania Magdalena Kierzkowska, rzecznik prasowy Urzędu Morskiego w Gdyni. - Wobec innych stadnin, które bez uprzedniej zgody prowadziły przejazdy konne w pasie technicznym na Mierzei Wiślanej, przeprowadzono stosowne postępowania administracyjne. Od 2018 r. na terenie administrowanym przez Obwód Ochrony Wybrzeża Sztutowo wszczęte były trzy postępowania administracyjne. Jedno z nich zakończone zostało wydaniem decyzji administracyjnej o karze pieniężnej w wysokości 1000 zł, dwa pozostałe są w toku.
Jedyna taka ścieżka
Tymczasem do plaży w Jantarze prowadzi jedyna na Mierzei Wiślanej ścieżka konna przygotowana przez Nadleśnictwo Elbląg, jest oznakowana i jest atrakcją turystyczną. A przez całą Mierzeję prowadzi oficjalny szlak konny, o którym piszą wszystkie przewodniki dla koniarzy. - Czy nie uważacie Państwo, że zakaz jazdy po plaży konno jest bez sensu? Czy nie ma możliwości, by pod pewnymi warunkami (np. w określonych godzinach i przy bezwzględnym nakazie sprzątania po koniach) stadniny mogły korzystać z konnych przejażdżek po plaży? - zapytaliśmy Urząd Morski w Gdyni.
- Zakaz nie jest bezzasadny, choćby z uwagi na fakt zgłoszeń sytuacji niebezpiecznych z udziałem innych użytkowników plaż – należy pamiętać, że koń jest zwierzęciem dużym i w zależności od okoliczności zdarzają się sytuacje, że może ponieść. Biorąc pod uwagę ustawowe zadania administracji morskiej, najważniejszą kwestią jest zapewnienie bezpieczeństwa i należytego stanu pasa technicznego. Nieprawidłowo prowadzone działania, związane m.in. z jazdą konną, są jednym z elementów uniemożliwiających w pełni realizację tego celu. Wydawanie zgód, z warunkami wskazanymi przez Pana Redaktora, niestety jak dotąd nie sprawdziło się w praktyce. Wskazane warunki nie były dotrzymywane kosztem innych użytkowników pasa technicznego, a także kosztem stanu samego pasa. Sytuacją pożądaną byłoby, aby wszyscy organizatorzy jazd konnych w sposób zrównoważony i rozsądny użytkowali plaże – napisała w odpowiedzi Magdalena Kierzkowska.
Urząd Morski obiecuje, że rozważy sprawę i podejmie decyzje w tej sprawie „po przeprowadzeniu szerokich konsultacji z władzami lokalnymi. - Rozważane są różne możliwości (udostępnienie wybranego odcinka, pozwolenia poza sezonem itp.) - dodaje rzeczniczka.
Nic się w tej sprawie nie dzieje
Problem w tym, że od wiosny 2020 roku nic w tej sprawie się nie dzieje, co przyznają zarówno właściciele stadnin jak i urzędnicy samorządu w Stegnie.
- Jesienią 2019 roku odbyło się spotkanie samorządów i Urzędu Morskiego w tej sprawie. Kolejne - już z właścicielami stadnin – miało odbyć się wiosną 2020 roku, ale przeszkodziła w tym pandemia. Nowego terminu nie ma. Liczymy na to, że dyrektor Urzędu Morskiego zainicjuje takie spotkanie – mówi Rafał Tokarski, odpowiedzialny w gminie Stegna za promocję i turystykę. - Jedyną władną instytucją w tej sprawie jest Urząd Morski w Gdyni. My jako gmina jedynie opiniujemy wnioski właścicieli stadnin. Nasze dotychczasowe opinie były negatywne, bo nie wypracowano wspólnie żadnych zasad użytkowania plaży przez koniarzy. Kto jest odpowiedzialny za sprzątanie, za wyznaczenie ścieżek konnych po plaży i kontrolowanie tego. Inaczej zrobi się bałagan, bo nie będziemy wiedzieli, kto za co jest odpowiedzialny, a obrywać będą nasze lokalne stadniny za nieswoje winy – zaznacza, dodając że władze gminy opowiadają się za wyznaczeniem ok. 100-200 -metrowego odcinka konnego między dwoma wybranymi wejściami na plażę.
Jerzy Ożga uważa, że działania urzędników w sprawie konnych przejażdżek po plaży noszą znamiona niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień. Dlatego skierował sprawę do prokuratury. Ta dwukrotnie sprawę umorzyła, ale pan Jerzy nie daje za wygraną i składa zażalenia do sądu. Ostatnie zostało uwzględnione. Sąd nakazał prokuraturze w Malborku dokładniej zbadać sprawę i przesłuchać świadków, których nazwiska podaje w zawiadomieniu właściciel Buffalo Bill.
Sam pan Jerzy uzbroił się w opinię ekologów, którzy wprost rekomendują, by umożliwić jazdy konne po plaży na odcinku 200 metrów przy wejściu nr 76A.
- Przejazdy muszą się odbywać w ograniczonych ramach i częstotliwości z zachowaniem reżimu sanitarnego (zbieranie odchodów koni) – napisała m.in. w opinii Ewa Romanow Pękal, specjalistka ds. ekologii roślin i ochrony przyrody, jednocześnie prezes Stowarzyszenia Eko-Inicjatywa.