Skarciła mnie za to, że gloryfikuję brak programu, czego dowodem mają być moje słowa: „nie są to wybory między programami różnych partii, ale wybory między tym, czy chcemy Polski w Europie czy wypchniętej z Europy, czy chcemy Polski praworządnej czy takiej, w której odbywa się gwałt na praworządności. I to dziś jest ważniejsze niż budowanie konkretnego programu dla Polaków”. Okrasiła to odkrycie niewybrednymi komentarzami.
Problem w tym, że gdyby felietonistka odwróciła stronę, dowiedziałaby się, że program jest ważny i w dużej mierze już istnieje. Felieton został opublikowany 12 lipca, a 8 lipca PortEl o tej samej mojej wypowiedzi pisał: „12 i 13 lipca odbędzie się w Warszawie dwudniowe Forum Programowe Koalicji Obywatelskiej, podczas zostaną opracowane założenia programowe (podstawy już są, to m.in. programy: Silna Polska. Odnowiony Zachód - dot. polskiej polityki zagranicznej; Europejska Opieka Zdrowotna, Priorytet Praca czy Narodowy Program Rozwoju Wsi)”.
Przez przeoczenie nie poinformowałem dziennikarzy o programach „Polska Samorządna” i programach regionalnych i lokalnych, które autorka powinna znać, bo kilka miesięcy temu reprezentowała je jako kandydatka Koalicji Obywatelskiej w wyborach do sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego. Nie poinformowałem też np. o programie dla kobiet „Sprawa Polek”, który też dotyczy spraw ponoć bliskich autorce felietonu.
O ironio felieton ukazał się w dniu, w którym Koalicja organizowała Forum Programowe, największą i otwartą dla każdego debatę programową, w ramach której na ponad 50 panelach, z udziałem ok. 300 panelistów, każdy mógł włączyć się do budowania programu dla Polski. Takiej skali i otwartości na dyskusję nie stworzyła żadna inna opcja polityczna.
Czy można tego nie zauważyć, pisząc felieton o braku programu? Mamy do czynienia co najmniej z nierzetelnością, w właściwie ze złośliwą manipulacją. Należałoby chyba przeprosić..., chociaż, o ile pamiętam Miauczyński nie przepraszał.
Smutne jest też to, że muszę wyjaśniać słowa, które zdają mi się oczywiste. A oczywiste jest dla mnie, że w chwili, gdy zagrożona jest polska wolność, proeuropejskość i demokracja, to szczegóły partyjnych różnic muszą zejść na dalszy plan. Dzisiaj Europa pokazuje, gdzie jest miejsce PiS w strukturach unijnych – wszyscy z tej partii po kolei odpadają. Jutro – jeśli nic się nie zmieni – odpadnie Polska i dostęp do miliardów euro. Dzisiaj łamana jest konstytucja, bijemy się o stabilność samorządów, trzeba chronić wolności mediów, sądownictwa i polskiej nauki… To jest ważniejsze niż międzypartyjne spory o LGBT, KRUS czy o przyszłość wojewodów. Nie mogą różnice w partyjnych programach być usprawiedliwieniem przed podjęciem wyzwania uchronienia Polski przed pokoleniowymi zagrożeniami. O tym mówiłem…
I na koniec dwa krótkie wątki. Felietonistka twierdzi, że jeśli PiS coś obiecuje, to zrobi. Ale chyba znowu… nie przewróciła strony i nie przeczytała m.in. o obiecanych: milionie aut elektrycznych, 100 tys. tanich mieszkań, nowych elektrowniach i rewitalizacji stoczni, a ostatnio o pół miliardzie drzew do wsadzenia.
Wspomniałem, że autorka felietonu niespełna rok temu była kandydatką Koalicji Obywatelskiej do sejmiku wojewódzkiego i sama przyznaje, że ktoś już jej zarzucił, że „kala własne gniazdo”. Ten ktoś miał rację. Jeśli zaraz po przegranych wyborach, ktoś najpierw rozpływa się nad „świeżością i profesjonalizmem” innej partii (Wiosny), a kilka miesięcy później chwali konkurencyjny PiS – to mamy trzy skrajnie różne orientacje polityczne i programowe gloryfikowane przez jedną osobę.
To na szczęście nie jest już mój problem, ale na pewnym poziomie należy wiedzieć, czy szuka się lasu z drzewami, czy z krzyżami. Miauczyński nie wiedział i stał się jedną z najbardziej tragikomicznych postaci polskiego filmu.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter