Zapaść systemu ubezpieczeń i służby zdrowia, głodowe emerytury i renty, wegetacja na krawędzi ubóstwa większości społeczeństwa, niedożywienie dzieci, okupowanie pospołu z Rumunią ostatnich pozycji we wszelkiego rodzaju rankingach, to główne tematy wystąpień. Krótko mówiąc totalna klęska na całej linii. Obraz ten, jakkolwiek odmalowany w przesadnie czarnych barwach, odpowiada mniej lub bardziej prawdzie. Na tle starych państw Unii jesteśmy ciągle krajem biednym i pod wieloma względami cywilizacyjnie zacofanym. Potrzeba będzie zapewne jeszcze wielu pokoleń aby odrobić wojenne straty i powojenne zaległości. Obecny kryzys ten czas niewątpliwie wydłuży.
Problem w tym, że Prawo i Sprawiedliwość będąc u władzy nie zapisało się we wdzięcznej pamięci Polaków jako partia, która szczególnie przejmowała się gospodarką. To co miał do zaproponowania złotousty poseł Cymański, trudno określić inaczej jak erupcję populizmu. Pomysły typu podwyższenie emerytur czy wpompowanie w gospodarkę wzorem USA, Wielkiej Brytanii czy Niemiec, ogromnych pieniędzy kosztem powiększenia deficytu budżetowego, to najlepszy tego dowód. Z deficytem budżetowym jest bowiem jak z pożyczką do pierwszego. Po pierwsze trzeba mieć sąsiada, który ma i będzie chciał pożyczyć odpowiednią sumę, a po drugie po pierwszym trzeba oddać. Szczególnie o tym ostatnim wszelkiej maści populiści wolą nie pamiętać.
Słuchając parlamentarzystów PiS-u odnosiło się wrażenie, że gdyby partia ta wciąż trwała u władzy, to premier Kaczyński nie dopuściłby do powstania światowego kryzysu gospodarczego i spiętrzenia tych wszystkich problemów, o których była mowa na tym spotkaniu. A nawet gdyby mu się nie udało, to korzystając ze swojego uroku osobistego i doskonałych stosunków z Niemcami i Rosją spowodowałby, że ci zacisnęliby zęby i kupowali nasze towary w jeszcze większych ilościach niż przed kryzysem.
Trzeba przyznać, że być posłem PiS-u nie jest łatwo. Pewien dżentelmen deklarujący się jako zagorzały zwolennik tej partii wystąpił z pretensjami do swoich przedstawicieli, że ci nie dość aktywnie bronią prezydenta RP przed atakami inspirowanymi przez wiadome siły. Pognębił ich w ten sposób bardzo, ledwo byli coś w stanie na swoje usprawiedliwienie wybąkać. Dlatego spieszę z pomocą - trzeba sobie jasno powiedzieć, że w polityce jak na wojnie - pewnych pozycji nie da się obronić nawet za cenę największych poświęceń. Ze względu na siłę zmasowanego ataku oczywiście.
W wystąpieniach parlamentarzystów PiS-u nie mogło zabraknąć posła Janusza z Lublina. Muszę się za nim ująć. Uważam, że nie powinno się kopać leżącego. Wystarczająco sobie „nagrabił” w opinii publicznej niestworzonymi historiami o bogatych studentach i emerytach. Pani poseł Sadowska chyba chciała dorzucić swój gwóźdź do trumny Palikota i zabłysła opowieścią, że jest z lubelskiego i mogłaby o nim wiele powiedzieć. Kocham takie stwierdzenia typu wiem, ale nie powiem i dlatego dorzucę swoje – jestem z elbląskiego i mógłbym niejedno powiedzieć o pośle K. Ale nie powiem...
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter