Najwyższa Izba Kontroli ma szereg zastrzeżeń wobec sposobu, w jaki została przygotowana, przeprowadzona i rozliczona modernizacja widowni Dużej Sceny elbląskiego teatru. Władze marszałkowskie są organem prowadzącym tę placówkę. Co sądzi Pan o całej sprawie?
Piotr Żuchowski: To, co ostatnio dzieje się wokół Teatru Dramatycznego, w sensie formalnym nie jest dla mnie nowością. Pewne symptomy pojawiły się już w zasadzie na etapie przetargów. Chodzi o dwie elbląskie firmy budowlane, które od dłuższego czasu walczą o rynek. Walczą, powiem delikatnie, w sposób dość bezkompromisowy i starły się też w czasie przetargu ogłoszonego przez teatr. Pojawił się dylemat: albo dalej wchodzić w pewne rozstrzygnięcia formalne, proceduralne, albo po prostu rozstrzygnąć przetarg i doprowadzić do tego, że fizycznie wykona się tę inwestycję, bo gdyby sprawa przeciągnęła się w czasie, to pieniądze, jakie zostały przeznaczone na potrzeby elbląskiej sceny, przepadłyby. Przed takim dylematem stanął dyrektor Siedler. Jak go rozstrzygnął, tak rozstrzygnął. Oczywiście jako kierownik zakładu pracy bierze pełną odpowiedzialność za te wszystkie zdarzenia, natomiast dziś co niektórzy próbują wysnuwać daleko idące wnioski. Na razie sprawa trwa i orzekanie, kto jest winny, jest przedwczesne. Na pewno dyrektor Siedler miał dobrą wolę i chciał dla teatru jak najlepiej, co do tego jestem absolutnie przekonany, a jakiej rangi były uchybienia, nie chciałbym rozstrzygać. W piątek podpisałem wniosek do marszałka Andrzeja Ryńskiego o to, by siłami naszego urzędu przeprowadzić wewnętrzną kontrolę, ale jest zbyt wcześnie, by w tej sprawie ferować jakiekolwiek wyroki.
Dyrektor Siedler składał Państwu wyjaśnienia. Na ich podstawie, jak Pan sądzi, co takiego się stało?
W ciągu kilkunastu lat pracy urzędnika prowadziłem różne przedziwne sprawy. Kiedy dostałem kserokopie dokumentów, od razu powiedziałem dyrektorowi Siedlerowi, żeby dobrze się zastanowił nad współpracą z inwestorem zastępczym. Dla mnie brakowało tam skrupulatności. Ale to były tylko moje uwagi na bazie tego, co do mnie dotarło. Dzisiaj forma obrony pana dyrektora jest taka, że to inwestor zastępczy, który podpisał z teatrem umowę, że będzie za wskazane rzeczy merytorycznie odpowiadał, pewnych swoich zobowiązań nie zrealizował i to jest kwestia do rozstrzygnięcia, jak rzeczywiście było. Na pewno, przy tej trudnej, specjalistycznej inwestycji inwestor zastępczy był dla dyrektora bardzo dużą pomocą.
Pojawiają się głosy o potrzebie odwołania dyrektora teatru ze stanowiska.
Szanowni państwo, najłatwiej jest odwołać kogoś, kto potrafi podjąć ryzyko, wziąć na siebie odpowiedzialność. Ja osobiście w tego rodzaju sytuacjach takich ludzi będę bronił. Aby podjąć decyzję o odwołaniu, musiałbym mieć absolutną pewność, dowody na to, że w teatrze działy się rzeczy nieprawidłowe, był nieporządek albo celowe złe działania. Na dzień dzisiejszy takich przesłanek nie ma. Rozumiem, że niektórzy szukają w tym wszystkim sensacji, ale jeszcze raz powtarzam: strategicznie działanie było takie, żeby tę inwestycję wykonać, bo inaczej, jeszcze raz podkreślam, pieniądze by wyjechały z Elbląga i Teatr Dramatyczny nie zostałby wyremontowany.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter