Informacja o przeprowadzonej kontroli w elbląskich spółkach mienia komunalnego spotkała się z żywym zainteresowaniem mieszkańców naszego miasta, mimo że ukazała się w szczycie świątecznej gorączki. Większość znalazła potwierdzenie swoich czy też zasłyszanych opinii o „rozpasaniu" dyrektorów firm komunalnych w naszym mieście. Niewielu zastanowiło się nad problemem znacznie poważniejszym, jakim są zasady i sposób zarządzania mieniem miasta – naszym mieniem!
Spółki komunalne miasta Elbląg powstały bardzo dawno temu, w czasach, gdy jeśli już ktoś kojarzył komunę z życiem we wspólnocie majątkowej, to nie za bardzo skupiał się na wspólnym zdobywaniu środków na jej utrzymanie, a mało kto spodziewał się, że poszanowanie własności wspólnej, to nie to samo, co poszanowanie własności prywatnej. Z biegiem lat problem narastał, lecz trudno w przepisach znaleźć efekty troski o jego rozwiązanie.
Statut naszego miasta mówi niewiele (trzy lakoniczne paragrafy), jakkolwiek w kwestii zarządzania i ochrony Mienia Komunalnego jasno określa: par. 75 pkt 1. “Zarząd mieniem Miasta i jego ochrona powinny być wykonywane ze szczególną starannością” i pkt 2. “Za właściwe gospodarowanie mieniem Miasta odpowiedzialny jest Prezydent oraz kierownicy miejskich jednostek organizacyjnych”.
Próżno jednak szukać, która jednostka organizacyjna ma w zakresie działania: nadzór i kontrolę poprawności działania spółek komunalnych... Dopiero, gdy głośno zrobiło się wokół pisma zwolnionej lekarki zakładowej, kontrolę zlecił (komu?) Skarbnik Miasta, a Komisja Rewizyjna Rady Miejskiej potwierdziła słuszność niektórych zarzutów, dotyczących „nieliczenia się z kosztami".
Czekaliśmy, jakież to wnioski wysunie Zgromadzenie Wspólników, czyli naszych (właścicieli) przedstawicieli. Niektórzy nawoływali do zwolnienia zbyt mocno czujących się dyrektorów. Skończyło się na: „...muszą natychmiast ograniczyć koszty oraz oddać pieniądze za telefony i udział szkoleniach”. No i to by było na tyle!
Tyle wystarczy, by nastał spokój i cisza wokół naszych firm komunalnych? Czy u progu przystąpienia do Unii Europejskiej nie interesuje nas, jak właśnie w niej zarządza się wspólnym dobrem? Czy nie warto zapoznać się z tymi mechanizmami? Czy choćby pełna jawność ich działania będzie gorsza niż metody wprowadzone przez budowniczych siermiężnego socjalizmu?
Wielu z nas tego typu pytania uważa za retoryczne i żywi nadzieję, że władze samorządowe wykażą się prawdziwie gospodarską troską o przyszłość naszego wspólnego dobra. Mieszkańcy po prostu martwią się, czy ich wspólny majątek jest dobrze zarządzany i jaka go czeka przyszłość. Nie wszyscy uważają, że dobro wspólne, to takie „coś niczyje".
Przy okazji odżył wątek prywatyzacyjny (Elbląskich Zakładów Energetycznych i Elektrociepłowni), który jednym wydaje się najlepszym sposobem na sprawne zarządzanie naszym majątkiem, gdy dla innych to „zdrada stanu". Kolejny temat, przy którym górę biorą emocje i populizm. No cóż, pełna i rzetelna informacja (a wręcz - edukacja) i w tej dziedzinie praktycznie nie istnieje. Brakuje wyważonych wypowiedzi specjalistów - tak ekonomistów, jak i socjologów. Temat grzęźnie w mieliźnie niejasności, niedomówień i posądzeń. Tradycyjnie mamy odczucie, że „ktoś chce się nachapać". Podobny efekt jest po próbach propagowania alternatywnych źródeł uzyskiwania ciepła... Czy rzeczywiście wszystko można zwalić na „wiecznie narzekające społeczeństwo"?
Zobacz także: "Spółki na kontrolowanym"
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter