Najgorsze możliwości dostępu w razie potrzeby mają służby ratunkowe na osiedlach wysokich bloków: Zawadzie, Zatorzu i w części centrum miasta.
- Mieszkańcy naszego miasta parkują w miejscach niedozwolonych i zastawiają drogę dojazdu dla naszego sprzętu specjalistycznego - mówi rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej, Ryszard Baran. - Z drugiej strony są też obiekty takie jak słupki stawiane przez spółdzielnie mieszkaniowe i podblokowe ogródki. Tam grunt jest skopany i miękki. Powoduje zapadanie się naszego sprzętu. Z boku wygląda to tak, jakby strażacy nie znali się na swojej robocie.
Przykładem jest ulica Kalenkiewicza na Zawadzie. Pomimo znaku zakazu, mieszkańcy parkują po obu stronach ulicy. Pod balkonami znajdują się ogródki. W przypadku pożaru wóz strażacki miałby bardzo duże problemy z dotarciem na miejsce akcji.
- W takich przypadkach po prostu usuwamy przeszkody - tłumaczy Ryszard Baran. - Mamy na wyposażeniu sprzęt hydrauliczny i piły mechaniczne. Powoduje to wydłużenie naszego czasu działania nawet do pięciu minut. Proszę sobie wyobrazić, że osoba potrzebuje natychmiastowej pomocy, kiedy jest np. zadymiona klatka schodowa, a w pomieszczeniu panuje wysoka temperatura. Nie możemy rozłożyć własnego sprzętu ratunkowego i te pięć minut może decydować o życiu tego człowieka.
- W ciągu dnia to nie jest raczej problemem - dodaje strażak Filip Kazimierz. - Gorzej jest popołudniami i w nocy, kiedy mieszkańcy wrócili już do domów z pracy. Na tych nowszych osiedlach jest w miarę dobrze, na tych starszych - tragicznie.
Zgodnie z prawem dowódca grupy ratowniczej może podjąć decyzję o wyrządzeniu szkód podczas przeprowadzania akcji. Następnie - w ewentualnym procesie cywilnym - sąd będzie dochodzić, z czyjej rzeczywiście winy te szkody nastąpiły.
Najnowsze artykuły w tym dziale
Bądź na bieżąco, zamów newsletter